Nadmorski Del Mar w nowej odsłonie

Karol Kacperski

Restaurację Del Mar na Bulwarze Nadmorskim, tuż przy brzegu morza zna chyba każdy mieszkaniec Gdyni. Miejsce to przywodzi na myśl lato, plażę i wygłodniałych turystów. Z właścicielem Del Mar Andrzejem Filipowiczem, spotkałam się dosłownie w przeddzień zaprezentowania nowej odsłony restauracji. Wokół panował jeszcze harmider maszyn, który wkrótce zastąpi gwar gości. A rozmawialiśmy nie tylko o nowych wnętrzach… 

Widzę, że stylistyka Del Mar zupełnie się zmieniła. Choć za oknem jest szaro i smutno, to wystarczyło przestąpić próg restauracji, by poczuć się, jak na wakacjach. Jest jasno, pozytywnie, czuć dobrą energię. 

Poprzedni wystrój powstał bez mojego udziału i nie do końca go zaakceptowałem. Sztuczna zieleń, nazywana przeze mnie „małpim gajem”, z czasem zaczęła wyglądać nienaturalnie. Przestałem tu bywać, pomyślałem, że goście w takim razie prawdopodobnie też nie czują się tu komfortowo. Poza tym tak się składa, że jestem z zawodu architektem i architektem wnętrz, choć nie dokończyłem dyplomu. Estetyka tego miejsca zaczęła mnie irytować. Osobiście wprowadziłem więc zmianę  wystroju wnętrza, a przy projektowaniu wyzwań było wiele. Teraz największym wyzwaniem jest taras, który wymaga stworzenia zupełnie nowej konstrukcji, dzięki czemu będzie jeszcze bardziej komfortowy i bardziej funkcjonalny. Z całą pewnością mogę jednak powiedzieć – poradziliśmy sobie! 

Ale zmiany w Del Mar nie dotyczą tylko wystroju, w karcie również pojawią się nowe pozycje.

Postanowiliśmy podnieść poprzeczkę, choć należy pamiętać, że Del Mar to miejsce położone na plaży, przy placu zabaw, co wymaga od nas dość specyficznego menu. Często przychodzą do nas rodziny z dziećmi, które chcą dobrze zjeść i szukają w karcie tego, co tradycyjne. Skoro nasi goście cały czas pytają o schabowego i frytki, to nie widzę powodu, aby wycofywać to z karty. W karcie królują jednak przede wszystkim ryby. Sobie przypisać mogę sukces takich dań, jak np. śledź w białym chilli. Przyprawię tę odkryłem przypadkiem, podczas pobytu na Sri Lance. Trochę poeksperymentowałem i okazało się, że białe chilli świetnie współgra z naszym rodzimym śledzikiem. Moja druga propozycja to krewetki tygrysie po indonezyjsku, które również cieszą się ogromnym powodzeniem. Naszą specjalnością są przede wszystkim dania z ryb i owoców morza, pochodzące z kuchni polskiej, śródziemnomorskiej i azjatyckiej. W okresie letnim za to przygotowujemy dania z grilla, w tym świeże, wędzone przez nas ryby.

Nowy design, nowy taras, nowa karta… jakie inne jeszcze atuty ma restauracja Del Mar?

Zdecydowanie położenie restauracji, tuż przy samej plaży, z widokiem na morze, przy głównym punkcie spacerowym Gdyni jakim jest Bulwar Nadmorski. Tutaj jest klimat, atmosfera zarówno latem, jak i zimą. Latem gwar, mnóstwo ludzi, atrakcje na plaży, morze pełne jachtów i statków – wszystko to można obserwować z dużego tarasu, celebrując chwilę. Zimą zaś odczuwamy prawdziwy slow life, rzeczywistość jest zupełnie inna, ale też piękna. Nie da się ukryć, że Del Mar to idealne miejsce dla rodzin z dziećmi. Sąsiadujemy z dużym placem zabaw na plaży, rodzice siedząc w naszej restauracji, wewnątrz czy na tarasie mają pełną kontrolę nad swoimi pociechami bawiącymi się na placu zabaw. Restauracja Del Mar wielokrotnie też była miejscem imprez firmowych i uroczystych bankietów. Reasumując to dobre miejsce, z dobrą kuchnią i atmosferą.

Restaurację Del Mar prowadzi pan już ponad 8 lat. Skąd pomysł na to, by zająć się branżą gastronomiczną?

W swoim życiu zajmowałem się naprawdę wieloma, bardzo różnymi rzeczami. Zacząłem oczywiście od architektury. Udało mi się wyjechać do Niemiec i Holandii, gdzie wiele się nauczyłem i zdobyłem cenna praktykę. Po powrocie do kraju, wybrałem jednak inną drogę. Zacząłem produkować… plastikowe figurki postaci z bajek dla dzieci. Miałem licencję Disneya i to było naprawdę coś. Potem czasy się zmieniły, a tego typu biznes przestał mieć rację bytu. Postanowiłem więc rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu i otworzyłem klub muzyczny. Różne czynniki sprawiły, że musiałem się znów „przebranżowić” (śmiech) i tak zaczęła się moja przygoda z prowadzeniem restauracji.

Czy lubi pan gotować? 

Pochodzę z rodziny o tradycjach kulinarnych. Moja mama uczęszczała do ekskluzywnej szkoły dla kucharzy w Krakowie, zaś mój tata, architekt wnętrz, wraz z kolegami założył sopocki SPATiF.

O! 

Tak, a moja mama wtedy robiła tort Fedora, na który przyjeżdżał m.in. Zbyszek Cybulski. Jeśli zaś chodzi o moje kucharzenie to lubię kuchnię francuską, ale też te bardziej egzotyczne – tajską, chińską, czy indonezyjską. Marzy mi się zresztą zorganizowanie takiego live cooking z moim udziałem. Kto wie, może wkrótce zdecyduję się na takie wydarzenie, tylko będę potrzebował pomocy, bo nie potrafię kroić cebuli w spektakularny sposób (śmiech).