Była posłanka, obecnie projektantka mody, stylistka i personal shopperka. Twarda kobieta po przejściach, która udowadnia, że jeśli podąża się za marzeniami, to można odbić się od dna i sięgnąć chmur. I nigdy nie jest na to za późno, czego ona sama jest najlepszym przykładem. Grażyna Paturalska - wulkan energii i optymizmu!
Skąd bierze pani siłę?
Takiego pytania to się nie spodziewałam (śmiech). Siłę czerpię z tego wszystkiego, co mi przychodzi do głowy, a co zaraz potem chcę urzeczywistnić. Lata lecą, a faktycznie energii mi nie ubywa.
Zadałam to pytanie nieprzypadkowo. 15 lat temu była pani kobietą sukcesu, posłanką. Miała pani piękny dom, razem z mężem prowadziła pani prężnie rozwijającą się firmę. W wyborach parlamentarnych osiągnęła pani fantastyczny wynik, wyprzedzając znanych polityków PO. Dwa lata później wszystko się zmieniło. Dlaczego?
Gdy człowiek pnie się po szczeblach kariery, nic nie dostaje za darmo, na każdą złotówkę i opinię odpowiedzialnie oraz uczciwie pracuje. Ale gdy nagle spadnie ze szczytu, nie ze swojej winy, to jest to najgorsza sytuacja, w jakiej może się znaleźć. I to właśnie spotkało mnie i mojego męża. Naszą drogą do sukcesu było bardzo proste i skromne życie. Byliśmy młodymi ludźmi po szkole średniej, nie mieliśmy wówczas studiów, firmę budowlaną tworzyliśmy od zera. W szczytowym okresie zatrudnialiśmy ponad 300 pracowników. Mieliśmy 5 oddziałów produkcyjnych w całej Polsce, prężnie się rozwijaliśmy. Jednak kiedy w 2003 roku nastał zły okres dla gospodarki i upadło ponad 30% firm budowlanych, ich niewypłacalność nas również dosięgła. Firmy, z którymi współpracowaliśmy, winne nam ogromne pieniądze, jedna po drugiej ogłaszały upadłość, co oczywiście ściągnęło na nas ogromne kłopoty. Na szczęście, co jest zasługą mojego męża, jego uporu i cierpliwości, choć było bardzo ciężko, nigdy nie doszło do upadłości firmy. Jednak te lata walki, najpierw o przetrwanie i zawarcie układu, a potem jego spłatę, bardzo odbiły się na jego zdrowiu. Zaczęły się problemy z sercem. I choć teraz, po wielu latach nasze życie wróciło do normy, trauma tamtych lat pozostanie w nas już chyba na zawsze.
Jednak firma, to nie był jedyny kłopot. Odeszła też pani z Platformy Obywatelskiej.
Tak. Zostałam do niej zaproszona jako kobieta sukcesu będąca łakomym kąskiem dla tworzącej się wówczas PO. Miałam masę nagród zdobytych na polu biznesowym, jak również osiągałam wiele sukcesów na arenie międzynarodowej. Tacy ludzie byli potrzebni w partii. Gdy zaczęły się kłopoty z firmą, sytuacja się odwróciła. Byłam marginalizowana w PO. Nie chcę wchodzić w szczegóły, gdyż były to bardzo przykre sytuacje, o których raczej chcę zapomnieć, niż je na nowo przeżywać. Gdy obserwuję dzisiaj, jak posłowie wychodzą z ciężkich oskarżeń o korupcję, a potem wszystko toczy się dalej, jakby nic się nie wydarzyło, to nie mogę w to uwierzyć. Na mnie nigdy nie ciążyły takie zarzuty! Byłam jedynie żoną swojego męża, który tracił firmę i to nie dlatego, że był utracjuszem, tylko dlatego, że mu nie zapłacono, oszukano go. Wówczas nikt w PO nie chciał tego zrozumieć. Jedyną osobą, na której mogłam polegać, na której się nie zawiodłam, był Maciek Płażyński. Mądry i uczciwy człowiek. Gdy odszedł z partii, moje kłopoty się nasiliły. Spodziewałam się wsparcia ze strony partii, nigdy go jednak nie otrzymałam.
I to nadal nie był koniec kłopotów. Stracili państwo piękny dom i przeprowadzili się do Sopotu, do zrujnowanej kamienicy.
Zgadza się. Straciliśmy swoje miejsce do życia, swoją pozycję, a wraz z tym wielu znajomych, których przez lata traktowaliśmy jak przyjaciół. To był wielki zawód.
Mimo wyższego wykształcenia i biegłej znajomości kilku języków nie mogła pani znaleźć pracy. W filmie „Tootsie” z Dustinem Hoffmanem, główny bohater mówi, że nie wierzy w piekło, ale wierzy w bezrobocie. Zgadza się pani z tym stwierdzeniem?
Nigdy nie miałam gorszego okresu w życiu, jak właśnie wtedy, gdy bezskutecznie szukałam dla siebie zajęcia. Było to tak upokarzające i zadające cios godności osobistej, że jeszcze do tej pory nie mogę mówić o tym spokojnie. Całe życie ciężko pracowałam, nie było łatwo, a potem doświadczyłam tego bolesnego upadku. Przykre było również to, że ludzie byli kąśliwi, czego wielokrotnie doświadczałam i niestety nadal doświadczam, także teraz, gdy wychodzę na prostą. Niestety, spotkałam się z odwróconymi plecami wielu znajomych, nieodebranymi telefonami, czy zamkniętymi drzwiami, które niegdyś były szeroko otwarte. Nie mogłam znaleźć pracy przez 4 lata i to był mój osobisty dramat. Nikt nie chciał osoby z moim doświadczeniem, a do tego posłanki. Miałam wrażenie, że przestałam istnieć dla świata.
Ale po tych 4 latach, coś się zdarzyło.
Tak, poszłam na bardzo fajne szkolenie, podczas którego usłyszałam przełomowe dla mnie zdanie: „Jeśli wszystko się w twoim życiu skończyło i nie wiesz co dalej, to zastanów się co kochasz, a potem znajdź ludzi, którzy ci za to zapłacą”. Zaczęłam się zastanawiać, co ja tak właściwie kocham robić. Podczas bezrobocia miałam trochę czasu na rozmyślanie i odkryłam kilka rzeczy (śmiech)
Właśnie chciałam o to zapytać. Czy wbrew pozorom dało pani coś bezrobocie?
Oczywiście. Była to lekcja pokory, ale nie dlatego, że na tych szczytach tak bardzo obrosłam w piórka, tylko dlatego, że do pewnych rzeczy nie miałam czasu sięgnąć. Moje obowiązki po prostu mi na to nie pozwalały - tak mi się wtedy wydawało. Teraz, gdybym miała ponownie zostać politykiem, nie zrezygnowałabym z wielu rzeczy, z których wtedy zrezygnowałam, bo wydawało mi się, że tak trzeba, że muszę. Po szkoleniu, na którym usłyszałam to przełomowe zdanie, wróciłam do domu i włączyłam telewizor. Na ekranie ukazał się wybieg i Eureka! To było to – moda!
Moda już wcześniej nie była pani obca.
Zawsze lubiłam ładnie się ubierać. Już jako nastolatka chodziłam z mamą do krawcowej i pewne rzeczy tworzyłam sobie sama. Później, już jako młoda mężatka z głową pełną pomysłów, ale niezasobnym portfelem, zapisałam się na kurs kroju i szycia. Sama nie tylko projektowałam, ale też i szyłam moje kreacje, nawet suknie balowe. Po latach organizowałam również pokazy mody dla kobiet biznesu, a później w Sejmie ten słynny pokaz dla posłanek. Ukończyłam studia podyplomowe o kierunku Zarządzanie w Sektorach Mody na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Egzamin i zajęcia w większości były prowadzone w języku angielskim, co było dla mnie kolejnym wyzwaniem. Ukończyłam te studia, udowadniając sobie, że mogę robić, to co chcę i kocham. Miałam też przyjemność prowadzić rubrykę modową w czasopiśmie Edukacja i Dialog. Idąc za ciosem napisałam program audycji radiowych pt. „Ubierz duszę” i wysłałam do Radia Plus. Program się spodobał i przez kolejne 1,5 roku co tydzień prowadziłam audycję modową, która spotkała się z dużym zainteresowaniem słuchaczy. Obecnie jest już kontynuacja tych audycji, tym razem skierowanych głównie do mężczyzn. W międzyczasie ukończyłam warsztaty, które dały mi predyspozycje do bycia stylistką i personal shopperką.
Napisała pani też dwie książki: „Ubierz duszę” i „Ubierz (J)Ego”.
Pierwsza jest przeznaczona zdecydowanie do kobiet, druga natomiast skierowana jest do mężczyzn, ale jak wiadomo, niemal każda kobieta jest pierwszą i najlepszą stylistką swojego partnera, więc książka ta może być świetnym źródłem wiedzy dla pań z zakresu męskiej elegancji. Zwłaszcza, że do realizacji tej pozycji zaprosiłam mężczyzn, którzy znają się na modzie najlepiej, m.in. Janusza Wiśniewskiego, Macieja Kielmana, czy Tomasza Ossolińskiego.
A skąd pomysł na autorską kolekcję ubrań skórzanych?
Pojechałam na targi mody do Mediolanu szukać inspiracji i gotowych ubrań, a wróciłam z włoskimi, miękkimi jak aksamit i różnobarwnymi skórami. Moja synowa, świeżo wówczas upieczona projektantka, podjęła się wyzwania wspólnego stworzenia kolekcji sukienek, płaszczy i torebek. Teraz, kiedy Kasia od prawie 3 lat pracuje jako projektantka obuwia w Gino Rossi, nadal z sukcesem prowadzę kolekcję pod marką Grace Collection.
Jest pani personal shopperką i stylistką. W telewizji istnieje wiele programów poruszających ten temat. Można wyciągnąć z nich wniosek, że problemem kobiet jest nie tylko brak pomysłu na własny wygląd, ale przede wszystkim zaakceptowanie swojej osoby.
To jest autentyczny problem kobiet, ale też i wielu mężczyzn. Osoby, które mają kłopoty ze stylem, to osoby, które nie do końca siebie znają, lubią i akceptują, lub też osoby, którym tak jak mnie diametralnie zmieniło się życie. Z kobiety, która zawsze ładnie się ubierała i dbała o swoją garderobę, stałam się osobą bezrobotną, która nie miała dokąd ładnie się ubrać. Do wyjścia z psem czy ugotowania obiadu wystarczał wyciągnięty z półki zwykły t-shirt i pierwsze lepsze spodnie. Dlaczego ludzie w takich sytuacjach noszą takie rzeczy? Bo tak się właśnie czują, jak „stara wyciągnięta bluzka”, a ich psychika jest jak „sfatygowane spodnie”. To właśnie to w pierwszej kolejności wymaga odbudowania. Sięganie po ładniejsze ubrania, jest elementem wychodzenia z kryzysu. Wszystko to przećwiczyłam na sobie.
Co uważa pani za swój największy sukces?
To, że potrafiłam się podnieść po tym, co wydarzyło się w moim życiu. Za największy sukces, niewidoczny dla oczu, uważam zbudowanie od podstaw mojej nowej drogi zawodowej w wieku, kiedy bardziej chce się odcinać kupony od dokonanych osiągnięć, niż podejmować nowe wyzwania życiowe. Myślę, że mój przypadek jest w gruncie rzeczy budujący, ponieważ pokazuje, że gdy człowiek znajdzie się na właściwej drodze, to znajdują się też na niej pomocni ludzie i okoliczności. Nie można tego przegapić. Innym, nie mniej ważnym dla mnie sukcesem jest fakt, że nie zgorzkniałam, nie noszę w sobie żalu ani urazy. Udało mi się ocalić, mimo tylu ciężkich przeżyć, optymizm życiowy i wielkie pokłady energii.
A jakie ma pani plany na przyszłość?
Przede wszystkim chciałabym dalej rozwijać moją autorską kolekcję. Moje działanie w tej branży jest niszowe. Jako stylistka i projektantka indywidulanie dopasowuję unikatowe elementy garderoby do warunków i oczekiwań klientek. Tworzę ubrania i torebki, które najczęściej występują tylko w jednym, niepowtarzalnym egzemplarzu, co jest spełnieniem marzeń niemal każdej kobiety. No i wreszcie najważniejszy plan na najbliższą przyszłość... po tak intensywnej pracy chciałabym wreszcie odpocząć i wyjechać na wymarzone wakacje, na które na pewno nie zabiorę ze sobą komputera, a może też i telefonu (śmiech).