Podobno publiczne media były do tej pory wolne i niezależne. Tak przynajmniej uważają organizatorzy protestów jakie odbyły się w całej Polsce po uchwaleniu ustawy medialnej. Do tej pory myślałem, że w PRL-u telewizja siała propagandę komunistyczną, a po upadku komunizmu była zawłaszczana przez kolejne partie. Kolejne rządy walczyły o obsadzenie swoimi ludźmi tego giganta, a pozory bezstronności wyborów zapewniała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Najwyższe kierownictwo powoływało następnie swój personel średniego szczebla, a ten realizował w sposób mniej lub bardziej nachalny oczekiwania swojego zaplecza politycznego. I żyłbym pewnie w takim błędnym przekonaniu gdyby nie ostatnie protesty w obronie niezależności mediów publicznych. W jakim błędzie żyłem! Lepiej późno niż wcale.

Poważnie rzecz biorąc  - zawłaszczanie TVP przez PiS nie jest niczym nowym. Nowa jest tylko metoda, szybsza i radykalniejsza niż stosowana przez poprzedników. I... uczciwsza niż do tej pory stosowana przez PO, PSL czy SLD. Wreszcie jakaś partia - bez hipokryzji  i całej szopki o niezależności – przyznała otwarcie, że media są tego kto rządzi. I już. Inna sprawa czy tak być powinno i czy w ogóle jest możliwe uniezależnienie mediów państwowych od polityków. Odpowiedź nasuwa się sama: tak być nie powinno, a uniezależnienie TVP od polityków jest tak samo możliwe jak uniezależnienie wszystkich innych firm państwowych.

Szkoda tylko niektórych dziennikarzy. Bo tzw. funkcyjnych nie ma powodu. Każdy nominowany na stanowisko z nadania wraz ze zmianą polityczną do TVP zapewne zdaje sobie sprawę, że to praca kadencyjna. Kiedyś nasi odejdą, a wtedy przyjdą oni. Zresztą przy zmianach politycznych nie każdy wylatuje. Są tacy co trafiają na mniej eksponowane stanowiska i najlepiej bez wpływu na cokolwiek. Za to z dobrą pensją. A przy kolejnej zmianie politycznej znów będą mogli wypłynąć.
„Rozpocząłem pracę nad analizą połączenia PKN, Lotosu  i PGNiG“ – powiedział minister skarbu Dawid Jackiewicz. Pomysł nie jest nowy, jednak wzbudza emocje. Wchłonięcie Lotosu przez PGNiG i przeniesienie siedziby rejestrowej np. do Płocka mogłoby zmiejszyć przychody Gdańska z tytułu utraty podatku CiT. Ewentualnego, bo póki co Lotos generuje straty. Co jednak ważniejsze – na utracie lokalnej samodzielności i decyzyjności mogłoby stracić wiele osób i trójmiejskich firm korzystających z dobrodziejstwa obecnej struktury. Zmiana układu zawsze boli. Na szczęście jest kadencyjność.

Dziennik Bałtycki ogłosił plebiscyt na osobowość roku. Można głosować na osoby podzielone na 4 kategorie. Każde miasto ma swoją listę. Oprócz autentycznych pasjonatów, społeczników, biznesmenów dużą liczbę nominowanych przez redakcję stanowią urzędnicy - od rangi zastępców prezydenta po szefów instytucji samorządowych i im podległych. Są też radni, a nawet „niezwykle aktywny radny“. Urzędnik osobowością roku?