Sylwia Kubryńska - Feminizm jest sprawiedliwością!

Maciej Jawornicki

Facetów, którzy nie przepuszczają kobiet w drzwiach ma „w dupie”. Twierdzi, że feminizmu powinno uczyć się w szkołach. Sylwia Kubryńska, autorka bestsellera „Kobieta dość doskonała” - o kobietach, mężczyznach, swoich słabościach, stereotypach, depresji i strachu przed niebyciem najlepszą, w rozmowie z Martą Jaszczerską.

Jesteś kobietą dość doskonałą? To, co myślą o nas inni, nie jest ważne?

Bardzo bym chciała być dość doskonała. Niestety, podobnie jak wiele kobiet w Polsce, wciąż zmagam się ze swoim perfekcjonizmem i okropnie trudno mi nauczyć się odpuszczać sobie. To co myślą o nas inni jest pewną wypadkową tego, co sami o sobie myślimy. Dla mnie najważniejsze jest to, co myślą o mnie najbliżsi. A najbliższa sobie jestem ja. Jeśli ja będę dla siebie łaskawa, jakoś tak się dzieje, że inni też patrzą na mnie przychylnie. Jeśli z kolei ciągle się za coś krytykuję, obwiniam, próbuję coś „nadrobić” swoim zachowaniem, coś zbuforować, wejść w czyjś świat, żeby zasłużyć na jego łaskawe traktowanie – tylko pogarszam sprawę.

Feminizm wielu kobietom kojarzy się źle. Z rozwrzeszczanymi babochłopami z nieogolonymi nogami, palącymi staniki na stosie. Czym dla ciebie jest feminizm? 

Sprawiedliwością. Feminizm to sprawiedliwe traktowanie ludzi bez względu na płeć. Tylko tyle i aż tyle. Nie wiem, jak można się odcinać od tego, zwłaszcza jeśli jest się kobietą. Tłumaczę to brakiem wiedzy. To bardzo prosta sprawa, która nie polega na nie goleniu nóg ani na paleniu staników. Polega na prawach człowieka. Odżegnujące się od feminizmu kobiety tak naprawdę odżegnują się od swojego „Ja”, od człowieczeństwa, od kobiecości. Problem polega na edukacji. Feminizmu powinno uczyć się w szkołach, powinien być zapisany w konstytucji, a nie zalegać w nagłówkach sensacyjnych prawicowych portali, jako niebezpieczne dziwactwo.

Mężczyźni mają przyzwolenie na bycie niedoskonałymi? 

Dziewczynki wychowuje się w poczuciu winy i obowiązku. Wina rodzi wstyd, który jest ciężarem na całe życie. Jeśli traktujemy kobiece ciało jako powód do wstydu, to już piętnujemy te dzieci od najmłodszych lat. Podałam przykład. Chłopcy podczas gry w piłkę trąbią na całe podwórko przy byle trafieniu piłką w okolice krocza: „Ała, moje jaja!”. Dziewczynka jednak nie ma prawa poskarżyć się publicznie: „Ała, moja cipka”. Realizator programu wygłuszył słowo „cipka”, jaja zostawił. Albo menstruacja. Jakiś czas temu Instagram usunął zdjęcie kobiety, która miała plamę krwi na pościeli. Ta krew jest powodem wstydu, ale każda inna krew krąży w mediach z wielkim powodzeniem. Wojny, morderstwa, abortowane płody - luz. Tylko nie okres. 


Co myślisz, gdy słyszysz, że czegoś ci nie wypada?

Robię swoje. Ostatnio usłyszałam, że nie powinnam się wypowiadać na temat polityki. Kobiecie nie wypada zajmować się tak twardymi sprawami, no chyba że się ma taki obojnaczy styl jak Ewa Kopacz albo Beata Szydło. Zwróć uwagę, jak one mówią, jak się zachowują. To takie sztywne manekiny z aparatem głosowym. Ten głos jest jednostajny, w każdych warunkach taki sam – płaski, znudzony, bez emocji. Jeśli bowiem chcesz zajmować się sprawami tego świata, musisz wyzbyć się kobiecości, bo przecież kobieta to bukiecik fiołków. A bukiecik fiołków nie ma mózgu, prawda?

Twoja pierwsza książka „Last Minute” spotkała się z dużym zainteresowaniem. Temat był kontrowersyjny, choć prawdziwy – seksturystyka. Przy drugiej książce „Kobieta dość doskonała” jest podobnie. Bohaterką książki jest małomiasteczkowa dziewczyna, która nie jest wystarczająco doskonała. W Kasi odnalazło siebie wiele kobiet. A co autorka miała na myśli?

Wszystko to, co napisała. I wiele jeszcze innych rzeczy, których nie napisała, albo które wykasowała. Historia zakompleksionej Kasi to temat rzeka. Każda kobieta zna dobrze przynajmniej jedną z opisanych w książce sytuacji. Dlaczego? Może dlatego, że wszystkie byłyśmy podobnie wychowane, według patriarchalnego schematu. Jakaś kobieta zapytała mnie ostatnio, czy naprawdę jest dalej sens, żeby dziś o tym pisać? W takich sytuacjach zastanawiam się, jak bardzo jesteśmy zakręceni w tym naszym kołowrotku. Chomik biegnie w kołowrotku i strasznie się spieszy. Nie wie, że kręci się w jednym miejscu. Podobnie jest z ludźmi. Często się spieszymy, pędzimy, nie mamy czasu, ale tak naprawdę stoimy w miejscu. I dopóki nie opuścimy kołowrotka, dopóki się nie zatrzymamy – nigdy nie damy kroku naprzód. Jeśli jakaś kobieta uważa, że dziś nie ma sensu mówić o potrzebach, o kompleksach, o dążeniu do perfekcji, o nierównym traktowaniu ludzi w ogóle – to znaczy że wbiła się w kołowrotek i nic nie widzi.


Co jest powodem tego pewnego rodzaju manifestu zawartego w twojej książce? Złość, że bycie doskonałym wpajane i wymagane jest tylko płci pięknej? A gdyby mężczyźni też musieli być doskonali, byłoby ok? Czy oni w ogóle mają jakiś związek z naszym poczuciem doskonałości?

Jestem przekonana, że są faceci zmagający się z perfekcjonizmem. Jednak społeczeństwo jest dla nich łaskawsze. Przyjrzyjmy się na przykład mediom, prasie. Jak wyglądają pisma kobiece? Ile w nich jest miejsca na porady, jak być piękną? Co z włosami? Jaka maseczka? Serum? Operacje plastyczne? Botoks, silikon, skalpel? Dalej jest jeszcze gorzej. Jak zadbać o faceta? Jak go uszczęśliwić? Co on lubi w łóżku? Przepisy, czyli kuchnia. Porządki. Pranie, proszki do prania. Albo jak wyglądają reklamy? Co kupić, żeby dom, dzieci, męża, psa, własną twarz i kibel idealnie odpicować? To jest natrętne przypominanie o obowiązkach. A jak wyglądają pisma dla mężczyzn? To jest pasja. Hobby. Szybkie samochody, najnowsze gadżety. Ciekawostki i gołe baby. Zabawa. 

Co myślisz o mężczyznach, którzy nie przepuszczają kobiet w drzwiach, nie pomagają nosić ciężkich zakupów, nie pomagają w codziennych sprawunkach, tłumacząc „chciałyście równouprawnienia, to macie.”? 

Pomagają? Razi mnie to słowo, bo sugeruje, że sprawunki i ciężkie zakupy to nasza sprawa. Wiesz, gdybym kupiła sobie całą torbę kosmetyków i perfum, ta torba ważyłaby dwadzieścia kilo i nie chciałabym tego taszczyć do domu, tylko wrzuciła facetowi na plecy, to myślę, że jest to jakiś temat. Ale rozumiem, że sprawunki to chleb, mleko, jajka, kiełbasa, piwo itd.? Nie widzę więc tu żadnego pomagania, tylko ogarnianie wspólnej sprawy. Jeśli zaś chodzi o to, co ja myślę o takich facetach, to nic nie myślę. Po prostu mam ich w dupie. 

Podobno książkę tę przypłaciłaś depresją?

Kiedy kobieta zatrzyma się w pewnym momencie w tym kołowrotku, to jest bardzo trudny moment. Porównuję to do takiego zdejmowania gipsowych masek. W życiu leci się na oślep, aby było dobrze, aby było super, żeby wszyscy nas kochali, żebyśmy się podobały, żebyśmy sprostały oczekiwaniom, wypadły w danej roli jak najlepiej. I zakładamy maski. Maska laski w mini i na obcasach. Maska mądrej i oczytanej intelektualistki. Maska super córki. Maska najlepszej matki na świecie. Maska bizneswoman. Maska nie – kobiety, czyli kobiety wyzbytej z fizjologii, bez cellulitu, bez okresów, bez zmarszczek, bez ciała. W pewnym momencie okazuje się, że jesteśmy całe w gipsie. Ale już nie pamiętamy, kim naprawdę jesteśmy. A gips uwiera. I wtedy zaczyna się bolesny proces zdejmowania masek. Kiedy ten cały gips odpada, człowiek się przewraca, bo nie ma w środku tego trzpienia, kręgosłupa, własnej siły, osobowości. Ten moment jest bardzo trudny. To taka czarcia zapadka, która prowadzi przez labirynt wspomnień, do lochów w psychice, do zamkniętych komnat Sinobrodego. Dziwne by było, gdybym się tej depresji wywinęła. Ale traktuję ją jak katharsis. Wszystko widocznie ma jakiś sens. 

Z jednej strony ciągłe kontrolowanie się, podnoszenie sobie poprzeczki i niespełnianie oczekiwań, może być deprymujące i prowadzić do depresji. Z drugiej strony, czy nie jest też rozwijające, wykształcające samodyscyplinę? No bo kto potrafi tyle znieść, co kobieta? Kto potrafi ogarnąć tak wiele rzeczy jednocześnie? 

No i co z tego, że to potrafimy? Dostaniemy za to order? Chyba z ziemniaka. O tym też piszę w książce. Podczas uroczystości powstańczych, rocznicowych, medale odbierają kombatanci, ludzie, którzy biegali z karabinem. Matki rodzące w schronach, kobiety karmiące żołnierzy, te dbające o przetrwanie gatunki nie dostają żadnych odznaczeń. Nasze cierpienie nie jest żadnym powodem do dumy, bo ani nikt tego specjalnie nie szanuje, ani nam nie dziękuje. Ostatnio głośno było na temat refundowania znieczulenia zewnątrzoponowego dla rodzących. Pojawiła się dyskusja, czy to potrzebne, bo przecież kobiety znoszą ten ból. To męczeństwo ciągnie się od dwóch tysięcy lat, od Matki Boskiej. Ona jest takim wzorem kobiety doskonałej. To taki paradoksalny eteryczny wzór dla kobiet, które mają być i nie być jednocześnie, zachodzić w ciążę bez seksu, rodzić i nadal być dziewicami, milczeć i w milczeniu cierpieć, mieć ciało i go nie mieć. Może w nagrodę nas wezmą za to do Nieba. Tylko że nikt tego Nieba nie widział i w ogóle nie ma żadnych podstaw do tego, żeby twierdzić, że cierpienie uszlachetnia. Robią nas w balona, a my to łykamy, wierząc, że jak będziemy się męczyć, to ktoś nas wreszcie doceni. Gówno prawda, drogie panie.  

Czy gdybyśmy od początku sobie odpuściły, robiły co nie wypada, były niedoskonałe, byłybyśmy szczęśliwe? Czy stereotypy, którymi byłyśmy karmione od dzieciństwa uczyniły z nas męczennice? 

Gdybyśmy nie dostały tego całego bagażu na wejściu, nie musiałybyśmy go dźwigać. Z pewnością są kobiety od tego wolne, które dostały od rodziców pakiet miłości i akceptacji, a w gorszych momentach pomoc zamiast nagany. Mam nadzieję, że będzie takich kobiet coraz więcej, może nawet troszkę przyczyni się do tego „Kobieta dość doskonała”. Ale to od nas zależy, jak wychowamy córki. Czy będziemy je kochać za to jakie są, czy za odznakę „wzorowy uczeń”. Na marginesie, ja miałam takich odznak osiem. Do niczego mi się nie przydały. Komuś jednak zależało, żeby dziewczynka była wzorowo grzeczna, to byłam. 

Czytelniczki listy piszą?

Piszą mnóstwo pięknych słów. Mogłabym z tego złożyć zbiór niezwykle wzruszających historii. Jestem poruszona tym, jaką rewolucję robi moja książka. Ile w tym dobra! Kobiety piszą, że płaczą i się śmieją. Ja zawsze wtedy zastanawiam się, w którym momencie płaczą, a kiedy się śmieją. To niezwykłe uczucie, kiedy twoje najgłębiej skrywane emocje, uwolnione na papierze, przekładają się na emocje innych. Ale kiedy kobieta pisze, że zmieniła swoje podejście do dziecka, że dostrzega swój wpływ na swoje życie, że się częściej uśmiecha – myślę, pal sześć tę depresję, warto było.