Sport mam we krwi - Jerzy Dudek
Jerzy Dudek był jednym z najlepszych bramkarzy w historii polskiej piłki nożnej. Wystarczyło, że zatańczył w bramce, a tak deprymował tym napastników, że ci nie mogli strzelić mu gola nawet z rzutu karnego. Po najważniejszym meczu w swojej karierze w finale Ligi Mistrzów, nie tylko wzniósł puchar za zwycięstwo, ale doczekał się piosenki o swoim wyczynie -”Du the Dudek” nagranej przez The Trophy Boyz. Karierę piłkarską zakończył 4 lata temu, a mimo to nie może spokojnie usiedzieć w domu. Jeździ jako kierowca rajdowy i gra w golfa, spotkać go można m.in. na polach w okolicach Trójmiasta.
Czy jest prawdą, że w golfa zdobyłeś już tyle samo nagród i pamiątek, co podczas kariery piłkarskiej?
Jeszcze nie i trudno będzie to osiągnąć. Im bardziej podnosisz swój poziom gry w golfa, to trudniej sięgać po kolejne zwyciestwa, ze względu na kategorie handicapowe. W moich domowych gablotach jakieś 2/3 pamiątek to puchary i nagrody z kariery piłkarskiej, a resztę wygrałem w golfa.
Podobno w golfa zacząłeś grać dlatego, bo w ogrodzie przy swoim domu w Liverpoolu znalazłeś stary kij golfowy?
To prawda. Żeby było ciekawiej, to kij znalazłem gdy kończyłem swoją przygodę piłkarską w Liverpoolu i zbierałem się do wyjazdu do Polski. Pod drzewkiem w ogrodzie znalazłem jakąś piłkę futbolową, w innym miejscu leżał stary kij golfowy, zostawiony pewnie przez poprzedniego właściciela domu. Miałem jeszcze ze cztery dni do wyjazdu do Polski i sporo czasu, więc tym kijem zacząłem odbijać różne drobne rzeczy - jakieś zgniecione kulki z papieru, piłeczki plastikowe, ale nie golfowe. Te zabawy z kijem zobaczył mój ogrodnik i stwierdził, że mam "ciekawy zamach". Nie mógł uwierzyć, że nie grałem wcześniej w golfa i namówił mnie, żebym poszedł z nim na pole. Znajdowało się praktycznie naprzeciwko mojego domu, ale wcześniej przez 6 lat gdy tam mieszkałem, nigdy na nim nie byłem.
Dlaczego?
Myślałem pewnie jak większość społeczeństwa, że golf to nudny sport i tyle. Jedna runda z ogrodnikiem i jego przyjacielem zmieniła tę opinię o 180 stopni. Fajna sceneria, wokół drzewa i co ważne - mało ludzi. Czterech szło przed nami, czterech daleko za nami, spodobało mi się to.
Od razu połknąłeś bakcyla?
Prawie, bo dzień później poszedłem na pole z moim synem Olkiem. Na 34 dołku, a więc w trakcie drugiej rundy - bo każda ma osiemnaście - trafiłem para, czyli najmniejszą liczbę uderzeń przypisaną do dołka. Syn nagrywał moje uderzenia kamerą. Gdy wieczorem ogladaliśmy to razem pomyślałem sobie: "O kurde, skoro tak szybko zrobiłem para, więc może warto kontynuować to granie?". Następnego dnia wyjeżdżaliśmy z Liverpoolu, ale zdążyłem jeszcze w internecie kupić kije i gdy wróciliśmy do Polski, to na polu golfowym koło Rybnika zacząłem grać regularnie. Chociaż przyznam, że gdy dziennikarze pytają o to, kiedy pierwszy raz zagrałem w golfa to trochę ich oszukuję.
Jak to. Mnie też bujasz?!
Kilka lat później, gdy kończyłem karierę w Realu Madryt i wracałem do Polski, to przeglądałem rożne rzeczy - pamiątki, gazety i wycinki z nich o mojej karierze, a mam ich mnóstwo. Na okładce holenderskiej magazynu zobaczyłem siebie, jak... uderzam kijem piłkę golfową. Sprawdziłem szybko datę, i gazeta była z 1998 roku, a więc prawie 9 lat wcześniej niż znalazłem ten stary kij w ogrodzie. Wtedy przypomniałem sobie kiedy i w jakich okolicznościach wziąłem pierwszy raz kij do ręki.
To zdradź proszę, bo historia robi się niemal tak ciekawa, jak twoja kariera piłkarska.
Bez przesady. W 1998 roku, gdy byłem piłkarzem Feyenoordu Rotterdam, a naszym trenerem był Leo Beenhakker, to kiedyś zamiast na boisko, zabrał nas na pole golfowe. Pięciu czy sześciu z nas, którzy wcześniej mieli kontakt z golfem poszli na główne pole, a reszta - w tym również ja - na driving range i pod okiem dwóch instruktorów zaczęliśmy się uczyć od podstaw. Wtedy jakiś fotograf zrobił mi zdjęcie, które trafiło później na okładkę gazety. Ale tak naprawdę, gdyby nie znaleziony w ogrodzie stary kij, to nie grałbym w golfa.
Czym dzisiaj jest dla ciebie gra w golfa?
Wszystkim po trochu - relaksem, utrzymaniem dobrej formy fizycznej, ale i chęcią rywalizacji. Golf to gra towarzyska, ale podchodzę do niej bardzo sportowo i na serio. Jeśli wychodzę na pole, to chcę wygrywać z rywalami. Oczywiście są pewne granice i nie można dać się zwariować, żeby codziennie być na polu golfowym i ćwiczyć.
Syn ani żadna z córek nie poszli w ślady taty i nie uprawiają sportu wyczynowo?
Aleksander chodził do szkółki piłkarskiej będącej filią Realu, gdy mieszkaliśmy w Madrycie. Próbował być bramkarzem, ale dwukrotnie złamał rękę w nadgarstku. Później szukał jeszcze innej pozycji dla siebie, ale ostatecznie zrezygnował. Niebawem wyjedzie znów do Hiszpanii, gdzie będzie studiował psychologię sportu i marketing. Córki, które mają odpowiednio 8 i 9 lat, bawią się w sport okazyjnie. Nigdy niczego nie narzucałem dzieciom, podobnie rodzice postępowali ze mną i nie ingerowali w moje życie. Dzięki temu nauczyłem się samodyscypliny i samodzielności. Dzisiaj dzieci mają inną mentalność. Wielu z nich ma prawie wszystko podane na tacy - są dowożone na treningi, strój piłkarski też piorą im rodzice. Ja sam prałem, czy też cerowałem skarpety albo dziury na kolanach. Ojcu, który pracował w kopalni, czasami podkradałem rękawice pracownicze, żebym miał w czym grać i łapać piłkę. Teraz dzieci są wychuchane i wydmuchane przez rodziców.
To dobrze czy źle?
Żyjemy w innych czasach. Obecnie młodemu człowiekowi do wyjazdu za granicę wystarczy paszport albo dowód osobisty. Ja pierwszy raz wyjechałem dzięki piłce nożnej. Pojechaliśmy do Niemiec i to był inny świat. Pamiętam, że gdy wracaliśmy stamtąd i zatrzymaliśmy się w Zgorzelcu, żeby załatwić potrzeby fizjologiczne, to w barze, gdzie siku robiło się na mur, zapach był taki - nie chcę przesadzić - jak w stadninie koni. Śmialiśmy się i jednocześnie płakaliśmy, że nasze kraje dzieli niewiele kilometrów, a jednak to był inny świat. Dzisiaj ten świat mamy tutaj, w Polsce.
Dlatego szybko wyjechałeś do "innego świata", żeby tam kontynuować karierę?
Nie wyjechałem wcale tak wcześnie, bo miałem już 21 lat. Gdybym pół roku przedtem nie był w Holandii na obozie piłkarskim, to nie wyjechałbym do Feyenoordu. To była trudna decyzja dla mnie, bo nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem z domu na dłużej, niż na dwa tygodnie, a za granicę wcale. Nie mówiłem w żadnym obcym jązyku, oprócz rosyjskiego. To była radykalna i ryzykowna decyzja. Ale gdy przypomniałem sobie, jakie tam mają warunki do treningu i o jaki klub chodzi, to podjąłem ryzyko. Cieszyłem się jak dziecko, że miałem tam ciepłą wodę w kranie, że rano przed każdym trenigiem czeka na mnie wyprany strój. Nie martwiłem się, że zarabiam najmniej w drużynie.
Kolejną pasją,w której mocno się realizujesz są wyścigi samochodowe. Jak to się stało, że startujesz w Volkswagen Golf Cup?
Samochody ciągnęły mnie od dziecka. Później gdy wyjeżdżałem za granicę, to zawsze starałem się zobaczyć jakieś wyścigi, najchętniej w Formule 1. Zresztą w Madrycie mieszkałem blisko starego toru do tych wyścigów, i zawsze tam coś się działo. Gdy byłem piłkarzem Realu mieliśmy okazję uczyć się jazdy na torze pod okiem zawodowych kierowców, w ramach akcji organizowanej przez naszego sponsora, firmę Audi. Jeździliśmy na torze, nabierając nawyków kierowców wyścigowych - jak atakować, kiedy dodawać gazu i jak wychodzić z poślizgu. Trzy lata temu gdy byłem ambasadorem Castrola, ta firma razem z Volkswagenem zrobiła zawody dla kierowców wyścigowych. Pojechałem tam jako gość, ale ogarniałem temat bardzo szybko. Po dwóch latach zdecydowałem się wystąpić w całej serii, składającej się z sześciu wyścigów. W tym roku po raz kolejny biorę w tym udział.
Czy po takich wyścigach człowiek jest lepszym kierowcą na co dzień?
Zdecydowanie tak. Poza tym uważam, że takie ściganie, to znakomity sposób wyżycia się za kierownicą. Po czymś takim nie mam ochoty na jakiekolwiek szaleństwa na drodze i na co dzień jedżdzę bardzo spokojnie. Gdy mieszkałem w Madrycie, to młodzi mężczyźni robili sobie wyścigi samochodowe i motocyklowe na profesjonalnym torze. Świetny sposób na sprawdzenie swojego sprzętu, a jednocześnie własnych umiejętności.
Jeśli w Madrycie jeździłeś po torze z innymi piłkarzami Realu, to czy prawdą jest, że najgorszymi kierowcami są Brazylijczycy? Mam na myśli Marcelo i Pepe.
Nawięcej stłuczek miał Karim Benzema, co wynikało z jego charakteru lekkoducha, ale Brazylijczycy byli w ścisłej czołówce. Gdy po sezonie mieliśmy okazję kupić od Audi samochody służbowe, których używaliśmy przez cały rok, to ich miały najmniejsze wzięcie.
Golf, wyścigi samochodowe wcześniej piłka nożna. Żona nie ma dość tych twoich sportowych pasji... Są przecież jeszcze teatry, kina.
Na to drugie też znajduję czas, tym bardziej, że w Krakowie jest dużo wszystkiego. Gdy przyjeżdżąją do nas znajomi - a niedawno odwiedzili nas Hiszpanie - to pełnię rolę przewodnika po mieście. Co do pasji sportowych, to w mojej krwi jest sport. W dzieciństwie i młodości była jeszcze koszykówka, bo grałem w reprezentacji szkoły. Również startowałem w biegach przeszkodowych, a nawet w gimnastyce, bo do dzisiaj bez rozgrzewki... robię szpagat. Dobre wygimnastykowanie bardzo pomogło mi w karierze bramkarskiej.
Wierzę, a gdzie ostatnio zabrałeś żonę?
Przynajmniej raz w tygodniu idziemy ze znajomymi do restauracji, których w Krakowie nie brakuje, więc nie mam zaległości. Natomiast żona bardzo lubi kiedy pokazuję jej swoje sportowe pasje. Gdy wygrałem turniej Dinners Club Trophy w Binowie i w nagrodę poleciliśmy na Mauritius, a tam też wygrałem, to zrobiło na żonie wrażenie. Nie wierzyła, że mogę odnieść duży sukces w innej dyscyplinie niż piłka.
Wyścigi samochodowe też akceptuje?
Tak, choć na początku było nieciekawie. Pierwszy raz zabrałem ją na serię wyścigów, gdzie oprócz nas ścigały się potężne 8 cylindrowe maszyny o mocy 450 koni. Jak to wszystko ruszyło - był jeden wielki huk, ziemia się trzęsła, to szybko dostałem od żony SMS-a o treści: "Ty widzisz, co się dzieje, chyba cię poj..., że tu się będziesz ścigał". Uspokoiłem ją szybko, a z czasem tak to polubiła, że zarówno ona, dzieci i bliscy znajomi, jeżdżą ze mną na te wyścigi.
Do piłki, oczywiście już w innym charakterze niż zawodnik, nie zamierzasz wrócić?
Na razie jak widzisz mam co robić, ale w przyszłości chciałbym pracować w PZPN-ie albo związku okręgowym. Miałem propozycję objęcia funkcji dyrektora reprezentacji, gdy trenerem został Waldemar Fornalik, ale nie dogadałem się ze związkiem. Mam już doświadczenie organizacyjne, bo prowadzę szkółkę piłkarską. Jest to projekt niekomercyjny, który robię w Krakowie razem ze stowarzyszeniem "Siemacha". Chcemy ułatwić edukację pilkarską dzieciom z niezbyt zamożnych rodzin.