Gdy pasja staje się życiem
Miejsce magiczne, w którym czas płynie własnym rytmem. Pierwsze wzmianki o Pałacu Ciekocinko pojawiły się już 300 lat temu. Teraz idea „slow life” realizowana jest tu w urokliwych secesyjnych wnętrzach, pośród leśnych duktów, w aromatach potraw z lokalnych produktów i otoczeniu spektakularnej stadniny koni. W tym niecodziennym kompleksie hotelowym spotkałam się z jego pomysłodawczynią i właścicielką Sandrą Piwowarczyk-Bałuk, która opowiedziała m.in. o swojej ogromnej pasji, jaką jest jeździectwo oraz o tym, jak udało jej się zrealizować największe marzenie życia.
Bryczesy czy szpilki?
Zdecydowanie bryczesy (śmiech). Szpilki noszę bardzo rzadko, choć też się zdarza.
No właśnie, jak to jest z tą kobiecością w sporcie. Czy czasem gdzieś nie zatraca się podczas kolejnych treningów?
Jeździectwo to bardzo elegancki sport, bazujący w dużej mierze na odczuciach i emocjach, delikatności i właśnie kobiecej intuicji. Kobiety w jeździectwie inaczej budują relacje z końmi niż mężczyźni. Podchodzimy do zwierząt z większą atencją i uczuciem. Wsłuchujemy się w konie. Myślę, że kobiecość akurat w tym sporcie tylko pomaga. Najważniejsze jest jednak budowanie zaufania. Koń jest zwierzęciem płochliwym i bardzo delikatnym z natury, zwierzęciem, które zawsze jest ofiarą, a jego obroną jest ucieczka. Ma więc wyczulone zmysły słuchu i wzroku i doskonale odczytuje bodźce zewnętrzne, które wywołują u niego stres, napięcie i właśnie chęć ucieczki. To relacja jeźdźca z koniem powoduje, że mimo niesprzyjających warunków, jak obce miejsce, czy nieznane przeszkody do pokonania, jesteśmy w stanie go opanować i przekonać, że to wszystko nie jest takie straszne. Budujemy u niego pewność siebie, odwagę i chęć oddania się nam, jako przewodnikowi. Budowanie relacji z koniem jest najbardziej fascynujące. Opiera się ona na rozmowie językiem ciała i gestów.
Skoro mówimy już o kobiecości, nie mogę nie zapytać o strój jeździecki. Jakie są zasady jego kompozycji?
Dla mnie bardzo ważna jest tradycja tego sportu, a w tym także strój galowy na zawody. Tworzą go białe bryczesy, oficerki, koszula ze stójką i frak – w moim przypadku zawsze granatowy, bo takie są kolory naszej stadniny. To, co koń ma na sobie, a więc czaprak, na którym leży siodło ma również określony kolor, a na nim widnieje logo sponsora, czy stadniny. Razem ze strojem jeźdźca, muszą stanowić zgraną całość. Może zabrzmi to banalnie, bardzo ważne jest to, aby wszystko było czyste. To elegancki, elitarny sport i należy to zachować i uszanować.
Jak zaczęła się pani pasja? Czy wiąże się ona z pokoleniową tradycją?
Zamiłowanie do koni rozpoczęło się w dzieciństwie, gdy miałam 8 lat. Nie wiązało się to z żadną tradycją rodzinną, ale rodzice bardzo mnie wspierali i pomagali w rozwijaniu zainteresowań. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. Przez wiele lat było to po prostu hobby i jazda rekreacyjna. Z czasem jednak przerodziło się w prawdziwy sport. Byłam w kadrze narodowej, startowałam w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski i w Mistrzostwach Europy. Później jednak rozpoczęłam studia i przyszedł czas na chwilę przerwy od intensywnych treningów. Konie jednak zawsze wygrywały ze wszystkimi innymi zajęciami i pasjami.
Jakie były największe punkty zwrotne w pani jeździeckiej karierze? Jakie są pani sportowe plany?
Takim ważnym momentem był okres między 17. a 20. rokiem życia, gdy w swojej kategorii wiekowej zaszłam daleko i wówczas obudziła się we mnie prawdziwa dusza sportowca i chęć rywalizacji. Myślę, że w jakiś sposób się od tego uzależniłam. Później nastąpił moment zdystansowania się. Podjęłam studia na kierunku architektura, który niestety nie pozwolił mi na to, by pogodzić naukę ze sportem zawodowym. Pod koniec studiów podjęłam jednak decyzję o wyjeździe z końmi do Belgii do stajni Henka Noorena, jednego z najlepszych trenerów w Europie. Ten wyjazd pozwolił mi przekonać się, jak ten sport wygląda na najwyższym poziomie. W Polsce wciąż jeszcze mamy trochę do nadrobienia, choć powoli te różnice zacierają się. Przez okres 5 lat trenowałam w Belgii oraz w Niemczech i startowałam w zawodach w całej Europie. Poznałam nowe systemy treningowe w dzisiejszym jeździectwie, zgłębiłam wiedzę na temat fizjoterapii, odnowy biologicznej, suplementacji oraz szeroko pojętej weterynarii dla koni skokowych. Startowałam m.in. w Mistrzostwach Europy Młodych Jeźdźców oraz w Mistrzostwach Świata Młodych Koni, w tym także z końmi, które pochodziły z mojej hodowli. Choć wówczas nie zdobyły medalu, to poziomem nie odstawały od pozostałych. W zeszłorocznych Mistrzostwach Polski Seniorów zdobyłam czwarte miejsce, a teraz przygotowuję się do kolejnych. Od października rozpoczyna się sezon halowy. Najbliższe starty planuję na zawodach międzynarodowych CSI2* i CSI3* w Polsce, Belgii i Holandii.
Zajmuje się pani również hodowlą koni, a Stadnina Ciekocinko już cieszy się ogromnym uznaniem. Zastanawiam się, co jest kluczem do sukcesu i jak osiąga się tak utalentowane ogiery i klacze?
Wszystko zaczęło się od tego, że moim marzeniem było wyhodowanie konia, na którym będę mogła osiągać sukcesy sportowe. Hodowlą jednak zajmuję się na niewielką skalę, ale w sposób bardzo przemyślany. Najważniejszy jest tzw. materiał, czyli rodzice, a przede wszystkim matka. Nawet jeśli użyjemy ogiera, który jest mistrzem świata, a matka nie będzie wystarczająco dobra, to rzadko kiedy możemy liczyć na sukces hodowlany. Para musi być również dobrana pod względem cech fizjologicznych, charakterologicznych oraz rodowodu. Należy też wiedzieć, jakiego konia chce się uzyskać, a więc czy ma to być koń wolny, ale silny, czy raczej lekki, szybki i delikatny. Rozpatruje się budowę, ruch, technikę skoku, aspekty zdrowotne i temperament. To wszystko wymaga dużej wiedzy, umiejętności planowania i przewidywania. Hodowla jest nierozerwalnie związana ze sportem. Dobrze jest tego doświadczyć w pełni, gdy widzi się konia od narodzin przez okres dojrzewania, aż do momentu, gdy staje się sportowcem.
W naszym kraju tradycje konne są bardzo silne, czego najlepszym przykładem jest hodowla koni czystej krwi arabskiej w Janowie Podlaskim, której początki sięgają 1817 roku. A jak wygląda kwestia polskich koni sportowych?
Araby to konie wystawowe, które osiągają zawrotne ceny za swój wygląd, ruch i pochodzenie. Są one również użytkowane w sporcie, ale jedynie w rajdach długodystansowych. Polskie konie sportowe szlachetnej półkrwi, które były u nas jeszcze w latach 70. i 80., kiedy to w znacznej części wojsko uczestniczyło w zawodach hippicznych, zostały wyprzedane i wykradzione. Część pojechała do Rosji, część do Niemiec. Odważę się stwierdzić, iż czyste hodowle koni polskiej szlachetnej półkrwi, w zasadzie nie liczą się w dzisiejszym jeździectwie na światowym poziomie.
Z hodowlą wiąże się też sprzedaż. Czy trudno jest rozstać się z koniem, którego zna się od źrebaka?
Na początku było mi bardzo trudno. W końcu jednak do tego dojrzałam. Nie ukrywajmy, jest to drogi sport, gdzieś należy więc te koszty „amortyzować”. Poza tym, co roku rodzą się konie, więc gdybym ich nie sprzedawała w końcu skończyłoby się miejsce w stadninie (śmiech). Zależy mi również na tym, aby te konie pokazywały się pod innymi jeźdźcami i budowały silną markę, jaką jest Stadnina Koni Ciekocinko.
Wydaje się, że jeździectwo przenika we wszystkie aspekty pani życia. To dzięki niemu poznała pani też męża...
Rzeczywiście. Mój mąż uprawia jeździectwo amatorsko, a konie były w jego życiu jeszcze zanim się poznaliśmy. Po raz pierwszy spotkaliśmy się na zawodach, dość pamiętnych dla mnie, gdyż zdobyłam wówczas swoje pierwsze w życiu Grand Prix. Mój mąż daje mi ogromne wsparcie i mogę liczyć na jego wyrozumiałość i cierpliwość. Trudno bowiem żyć z człowiekiem tak bardzo zatraconym w swojej pasji, jak ja. Stąd mój ukłon dla wszystkich partnerek i partnerów osób zaangażowanych w jeździectwo (śmiech).
Połączyło państwa jednak nie tylko jeździectwo, ale także wspólne poszukiwanie i tworzenie miejsca, które przyciągać będzie spokojem, smakowitym jedzeniem, duchem dawnych czasów i końmi oczywiście. Jaka jest filozofia Pałacu Ciekocinko?
Wspólnie szukaliśmy takiego miejsca, które łączyłoby wszystkie nasze pasje. Mój mąż z zamiłowania jest żeglarzem, oczywiste było więc to, że musi być ono położone blisko morza. Chcieliśmy też znaleźć miejsce z historią, duszą i klimatem. Marzyliśmy o tym, by nie tworzyć czegoś nowego od podstaw, tylko uratować jakąś starą tkankę skazaną na zagładę. Te budynki były w stanie katastrofalnym. Nie było co ratować. Wszystko było rozkradzione i rozebrane. Staliśmy w środku i mogliśmy oglądać gwiazdy, bo brakowało stropów przez wszystkie kondygnacje. Budynek Pałacu powstał w 1906, a co ciekawe sto lat temu na miejscu obecnego parkuru znajdowała się polana, na której mieszkańcy pałacu skakali przez przeszkody. Historia zatoczyła więc koło, a konie tu wróciły. Czuje się atmosferę tego miejsca, która w połączeniu z jeździectwem i pięknym pałacem tworzy wyjątkową przestrzeń, którą chcemy się dzielić.
Stąd pomysł na zorganizowanie w kompleksie Ciekocinko międzynarodowych zawodów Baltica Equestrian Tour?
To niezwykły czas, gdy zarówno hotel, jak i restauracja oraz stadnina są pełne ludzi z całego świata. W tym roku z 27 państw z 6 kontynentów. Staramy się, by to miejsce spełniało ich oczekiwania, które wiążą się z najwyższymi standardami. Wkładamy wiele wysiłku, by im sprostać, a Paweł Dołżonek, szef kuchni naszej restauracji „1906 Gourmet Restaurant” oraz naszego bistro „Luneta & Lorneta Bistro Club”, prawdziwie ich dopieszcza.
Pałac Ciekocinko to typowe „destination place”, do którego nie trafia się przypadkiem. Czym jeszcze przyciąga?
Jesteśmy z mężem spoza branży hotelarskiej i gastronomicznej, stąd tworzymy całość od strony konsumenta, naszych doświadczeń i podróży. I tak chociażby w menu znajduje się to, co lubimy. Wierzymy, że i innym będzie to smakować. Jak najwięcej produktów staramy się robić sami. Wypiekamy na miejscu pieczywo, mamy własne marmolady, a sery kozie sprowadzamy od gospodarzy z pobliskiego Robaczkowa. Menu budowane jest w dużej mierze w oparciu o dostępność lokalnych produktów i zmieniane jest sezonowo. Znajduje się w nim wiele pozycji rybnych, jak śledzie, dorsze, makrele w różnych odsłonach. Staramy się też zadowolić gości wegańskich i wegetariańskich.
Nie mogę przestać się rozglądać. Piękne secesyjne meble i bibeloty. Jak wyglądały ich poszukiwania?
Każdy pojedynczy mebel jest autentyczny. Szukaliśmy ich i kompletowaliśmy przez 7 lat. Najwięcej pochodzi ze Śląska i Czech, bo w Polsce niewiele mebli zachowało się z tego okresu. I tak na przykład meble w restauracji Luneta i Lorneta pochodzą od właściciela kopalni na Śląsku sprzed stu lat. Specyficzne czarne meble, śląska secesja ze swoim ciężarem i duszą stoją obecnie za barem wypełnione butelkami whiskey, nad którymi pieczę trzyma nasz barman Marcin Chojnacki – prawdziwy pasjonat tych trunków.
Czy macie Państwo w planach rozbudowę kompleksu hotelowego?
Planujemy wybudowanie strefy Spa. To miejsce tego potrzebuje, szczególnie, że zima jest długa i goście szukają miejsc, gdzie można zrelaksować się i zregenerować. Planujemy więc rozbudowę o Spa, gabinety zabiegowe i basen oraz dodatkowe pokoje hotelowe. Całość jednak utrzymana będzie w minimalistycznej formie. Będzie to nowoczesny kompleks, już nie stylizowany na dawny. Nie mogę się doczekać, bo jest to mój autorski projekt, który stworzyłam, gdy kończyłam studia, w ramach pracy dyplomowej i spotkał się z uznaniem komisji egzaminacyjnej. Mam więc nadzieję, że naszym gościom również się spodoba i spełni ich oczekiwania. Myślę, że kompleks Ciekocinko stanie się wtedy spójną, kompletną i skończoną formą. Dającą wiele przyjemności i satysfakcji swoim gościom. Czy będzie to jednak nasze ostatnie słowo, tego nie mogę obiecać.