U Kucharzy, jak u mamy
Tatar z polędwicy wołowej z kaparami i anchois, zupa pomidorowa z imbirem, śledź macerowany w oleju lnianym, czy tradycyjna polska kaczka z kluseczkami i modra kapustą to tylko niektóre ze specjałów, jakie czekały na gości i klientów Alior Banku w restauracji U Kucharzy w Sopocie. Podczas spotkania nie tylko rozmawiano o sprawach tak przyziemnych, jak inwestowanie w fundusze, ale też rozkoszowano się wyjątkową kuchnią i jeszcze bardziej wyjątkową oprawą.
Filozofia sopockiej restauracji U Kucharzy jest dość prosta. Ma być tak, jak u mamy – smacznie, zdrowo, z sercem i „do syta”. Smaki z dzieciństwa na co dzień przywodzą tu chociażby wyśmienite placki ziemniaczane ze śmietaną, rosół, czy kotlet schabowy. W karcie nie brakuje też takich pozycji, jak chociażby pieczeń z dzika z kaszą pęczak i z buraczkami,
policzki wołowe, rumsztyk, czy właśnie kaczka pieczona, która tak ujęła gości Alior Banku.
Kolacje U kucharzy to prawdziwy spektakl, gdzie główne role odgrywają goście, którzy także maja możliwość zobaczyć wszystko „od kulis”. Przygotowanie i podania zamówionych dań to prawdziwa ceremonia. Szef kuchni Piotr Pańczyk, pracujący od wielu lat w restauracjach sygnowanych nazwiskiem Gessler, przedstawia potrawy, które będą serwowane. Co więcej, tłumaczy, co wchodzi w ich skład i w jaki sposób powstawały. Udziela także praktycznych rad i zdradza swoje sekrety, np. dotyczącego tego, jak przyrządzić najlepszego kurczaka.
Goście sami chętnie przychodzą do otwartej kuchni, zadają pytania i dowiadują się od kucharzy m.in. jak trzymać nóż i kroić produkty w odpowiedni sposób. Uczestniczą też w tworzeniu niektórych dań, jak np. wspólnie z kucharzami robią tatar. To uczta dla wszystkich zmysłów, łącząca to, co przyjemne z pożytecznym.
– Tu nie ma miejsca na żadne polepszacze smaku i chemiczne przyprawy. Wszystko jest naturalne aż do bólu i sporządzane na miejscu – podkreśla szef kuchni restauracji U Kucharzy Piotr Pańczyk. – Nie podajemy też niczego, co egzotyczne, a ryby, jakie serwujemy pochodzą z wody, którą widać tu niedaleko – śmieje się kucharz.
Wszystkie zupy nalewane są prosto z garnka, a np. potrawy smażone podawane są prosto z patelni, czyli – jak u mamy. Wszystko na naszym talerzu paruje, a wokół unosi się zapach tego, co gotowała kiedyś nasza babcia. Nowe odsłony tego, co tradycyjnie, a więc np. marchewka gotowana z imbirem, czy właśnie wspomniany wcześniej tatar z anchois są też dowodem na to, że nowe nie znaczy gorsze i nie kłóci się z tym, co od kilkudziesięciu lat króluje na naszych polskich stołach.
U Kucharzy nie czuje się zbędnego napięcia, a każdy rzeczywiście czuje się tu jak w domu. Otwarta kuchnia, do której w każdej chwili można zajrzeć i zapytać, co za chwilę wyląduje na naszym talerzu, zapewnia całkowitą „transparentność” i daje gwarancje, że jemy jedynie produkty najwyższej jakości, a sami kucharze też nie mają nic do ukrycia. Chce się tu wracać, nie tylko „w interesach”.