Gdański bursztyn u Jana Pawła II, J.LO i Michelle Obamy
Leszek Górski
Jego biżuterię noszą m.in. Jennifer Lopez i Michelle Obama. Relikwiarze, które wyszły spod jego ręki trafiły do Watykanu. Część jego prac mają w swoich gabinetach szejkowie arabscy. Leszek Górski, gdańszczanin, bursztynnik, złotnik. Człowiek z pasją.
Jak ta pasja do złotnictwa w panu się narodziła? W panu przypadku nie są to tradycje rodzinne.
Naukę rozpocząłem w latach 70-tych, wcześniej przez dwa lata byłem nauczycielem w szkole. Dyplom mistrzostwa złotnictwa zdobyłem w 79 r. i niedługo później otworzyłem mój pierwszy zakład. Od początku starałem się znaleźć w tym zawodzie coś nowego, jakąś niszę. Chciałem robić coś, czego nie robił nikt przede mną w tej dziedzinie. Wiedziałem, że w każdej branży, także w jubilerstwie, można znaleźć jakąś lukę, tylko trzeba ją wychwycić. Był taki moment na początku lat 90-tych, kiedy zauważyłem, że nikt nie robi biżuterii błyszczącej połączonej z bursztynem. I wtedy zdecydowałem, że ja to będę robić.
Bursztyn od początku był pana bazą?
Tak. Teraz do tej bazy musiałem zrobić oprawę. Stworzyłem taką biżuterię z błyszczącym dookoła srebrem. Srebro jest naturalne, czyste; tak samo jak bursztyn. I razem tworzą piękną kompozycję.
Prezent, który stworzył pan dla Jennifer Lopez to także połączenie srebra i bursztynu. Jak doszło do tego, że pana biżuterię nosi jedna z największych gwiazd na świecie?
Przed jej koncertem w Gdańsku, zgłosił się do mnie organizator tego wydarzenia. Powiedział, że potrzebują dla Jennifer Lopez jakiegoś wyjątkowego prezentu, żeby po koncercie jej wręczyć. Oczywiście musiało to kojarzyć się z Gdańskiem. Pomyślałem o bransolecie. Ona już wcześniej została stworzona, ale egzemplarz dla piosenkarki został poprawiony i udoskonalony. Ta bransoleta żyje, bardzo ładnie się świeci. Jest bardzo okazała i wystarcza kobiecie za całą biżuterię.
Na tym nie koniec. J.Lo okazała się tak dobrym ambasadorem pana wyrobów, że pojawiło się kolejne zamówienie. I to od jednej z najważniejszych kobiet w Ameryce.
Zgłosili się do mnie z ambasady USA z prośbą o taką samą bransoletę dla Michelle Obamy. Została stworzona druga, w tej samej tonacji bursztynu. I została przekazana do Białego Domu. W zamian dostałem bardzo ładne podziękowanie. To była tak forma promocji bursztynu w USA.
A bursztyn wymaga reklamy?
Jeszcze tak. Są miejsca gdzie jest już dobrze rozpoznawalny, jak np. Stany Zjednoczone, ale otwierają się nowe rynki, takie jak Bliski Wschód.
W Gdańsku bursztyn przeżywa renesans. Jest Muzeum Bursztynu, ambasadorki bursztynu (ostatnio Kayah), organizowane są targi Amberif.
I to bardzo dobrze. Gdańsk jest światową stolicą bursztynu i dobrze, że się nim chwali i promuje. Bursztyn ma też szanse stać się bardzo modny. Firmy nadal tworzą nowe wzory, nowy design. Na targach co roku są nowe modele.
Pan nie tworzy do sprzedaży detalicznej, jedynie na zamówienie. Które z tych zamówień było dotychczas dla pana najważniejsze?
Relikwiarze dla Jana Pawła II. To było takie zlecenie, że przez dwa tygodnie zastanawiałem się jak to zrobić, ze względu na dość skomplikowaną formę. Tam są rzeźby, tłoczone elementy, srebro, mosiądz. Ale to musi mieć swoją jakość. Każdy kościół ma wiele relikwiarzy, zdarza się że kupowane są z Chin. Jednak moim zdaniem, ze względu na ich znaczenie, powinny być wykonane z materiałów szlachetnych. Ale jak później się spojrzy na gotową już pracę, to czuje się ogromną satysfakcję.
Kilka pan prac zdobi też biurka szejków w Dubaju.
To są takie gadżety tworzone na zamówienie dla biznesmenów. Muszą być takie, żeby po tym, jak się na nie spojrzy kojarzyły się z konkretnym miejscem. I tak między innymi stworzyliśmy lampę nocną ze srebra, bursztynu i szkła. Między abażurem i podstawą umieściłem statek Galeon ze srebra i bursztynu. Jedna taka sztuka jest na świecie.
Panu pomysły wydają się nie kończyć. Teraz chce pan stworzyć pierwszy na świecie bursztynowy samochód...
Jest już przygotowany projekt. Były już auta diamentowe, czy z kryształów Swarovskiego, ale bursztynowego jeszcze nie było. Wszystko przed nami.