Jomarie, Jinky i Mark - troje Filipińczyków, którzy od kilku miesięcy czarują swoimi głosami mieszkańców Trójmiasta. Tworzą grupę o nazwie Zespół z Filipin L&J Band, a przyjechali tu, aby szlifować swoje talenty, rozwinąć skrzydła i zaistnieć na polskim rynku muzycznym.
Ktoś mógłby ich decyzję ocenić jako lekkomyślną bądź nieodpowiedzialną, ale oni tłumaczą to bardzo prosto - „jeśli Bóg obdarzył nas takim darem, jakim jest muzyka to znaczy, że miał dla nas zamierzony wcześniej cel. Dotarło to do nas i wiedzieliśmy, że postępujemy dobrze. To był Boży plan.”
MUZYKA W GENACH
Spotykam się z nimi w Gdyni. Emanuje od nich pozytywna energia, są uśmiechnięci, zadowoleni. Zaczynamy rozmawiać. Gdy pytam o początki ich przygody z muzyką, pamięcią sięgają do wczesnego dzieciństwa. Na Filipinach śpiewa i gra się od dziecka, całymi rodzinami. Przy większych wydarzeniach, kameralnych spotkaniach, czy nawet w ciągu codziennego dnia.
- Muzyka to całe moje życie. To moja dusza. Jej dźwięki towarzyszyły mi właściwie od narodzin. Gdy byłam mała, mama stawiała mnie na krześle, a ja udając, że trzymam w ręce mikrofon, śpiewałam i tańczyłam - opowiada Jomarie. - W naszym kraju muzyka jest nieodłącznym elementem życia. Ona wręcz pomaga żyć. Prawie każda osoba spotkana na ulicy ma coś wspólnego z muzyką. To jest już nasza filipińska tradycja. Decyzja o przyjeździe do Polski nie była dla mnie szczególnie ciężka, bo odkąd pamiętam marzyłam o wyjeździe za granicę. Te marzenia nabrzmiewały we mnie i domagały się spełnienia, dlatego wiem, że podjęłam dobrą decyzję - dodaje piękna wokalistka.
AZJATYCKA WRAŻLIWOŚĆ
Gdy mówią o muzyce widzę w nich swoiste poruszenie. Tłumaczą, że jako Azjaci są bardzo wrażliwymi ludźmi i coraz bardziej świadomi wszelkich emocji.
- W muzyce zawieramy nasze uczucia, od tych powierzchownych do tych najgłębszych, bo jakże można by inaczej, gdy rodzisz się z muzyki i żyjesz nią do ostatniego oddechu -tłumaczą.
Są szczerzy w tym co robią. Młodzi, odważni, ciekawi świata i rządni przygód. Chcą chłonąć to co dobre, to co nowe. Poznawać. W Polsce czują się dobrze.
- Polska to przyjazny kraj, tak samo jak ludzie tu mieszkający, chociaż obserwujemy, że nie są tak bardzo związani z muzyką, jak mieszkańcy innych części świata. Dostrzegamy pewne różnice, ale byliśmy na to gotowi. My wywodzimy się z innej kultury. Filipiny, a Polska to dwie odrębne cywilizacje, ale tutejszy świat nas pochłania – wyjaśnia Jinky.
POCZĄTEK DROGI
Ci młodzi artyści zdają sobie sprawę z tego, że polski rynek muzyczny przepełniony jest utalentowanymi wykonawcami, ale mają nadzieję, że ich twórczość również znajdzie stałe grono odbiorców, które z czasem będzie coraz szersze. Dzisiaj występują na niedużych scenach, uświetniają swoimi występami konferencje, imprezy firmowe, ale wierzą, że ich czas jeszcze nadejdzie.
Słuchając tego, jak grają i śpiewają, wyczuwa się niespotykaną dziś dojrzałość. Gdy są na scenie najważniejsze jest dla nich to, żeby porwać ludzi do nieskrępowanej zabawy lub też spowodować, by na chwilę zapomnieli o życiowym pędzie, przystanęli i poddali się muzyce. Ich muzyce.
- Inspiracją dla mnie jest przede wszystkim moja rodzina, miłość, ale natchnienie i chęć do działania znajduję też myśląc o przyszłości - wyznaje Jinky.
INWESTUJ W TALENT
- Dla mnie muzyka jest jak przyjaciel, kompan, który nigdy mnie nie zawodzi i nie opuszcza. Kiedy jest mi źle po prostu gram. Kiedy jestem przepełniony pozytywną energią też gram. Przez muzykę wyrażam siebie - mówi Mark, po chwili dodając: - Wzorem dla mnie są też inni artyści, wielcy ludzie, których niekiedy los bardzo skrzywdził. Są niepełnosprawni czy niewidomi, a grają i robią świetną muzykę. Od nich czerpię pokłady motywacji - dodaje Mark.
Filipińczycy w Polsce to idealny przykład na to, że warto zaryzykować, warto wprowadzać innowacyjne rozwiązania i inwestować w talent.
- Kiedyś ktoś mi powiedział, że jeśli szukamy pomysłu na biznes to najlepiej szukać go w Azji, bo tam najwięcej się dzieje. Ja tak tę Azję zaobserwowałam i się nią zaabsorbowałam , że w efekcie przyjechał do Polski zespół muzyczny - mówi Lidia Klebba, manager i opiekun zespołu.
Gdy stwierdzam, że to wyjątkowo odważny pomysł, aby w ten sposób pomagać obcokrajowcom z powagą w głosie odpowiada: „Odważny? Bardzo odważny!” i po chwili się uśmiecha. Bo do odważnych świat należy!