Wizjoner, który zburzył porządek muzycznego świata

Mikołaj Ziółkowski

Nikt tak jak on nie ożywił polskiego rynku muzycznego. Dzięki niemu Polacy nie tylko pokochali wielkie festiwale, ale przede wszystkim otworzyli się na ambitną muzykę. Udowodnił, że Polak potrafi i że w Polsce też można. Można w ciągu kilku lat zrobić festiwal, który nie tylko dorówna tak legendarnym festiwalom jak Roskilde czy Rock Werchter, ale je przebije. Dokonał tego młody chłopak z gdyńskiego Witomina, przed którym dzisiaj swoje drzwi otwierają największe tuzy światowej branży muzycznej. Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art, organizator Heineken Open’er Festival.

Pamiętasz jak i kiedy narodziła się idea Festiwalu Heineken Open’er?

– Idea taka narodziła się w naszych głowach dziesięć lat temu i wypływała z wiedzy, jaką miałem o rynku muzycznym. Alter Art, czyli firma którą kieruję, działa jako promotor wydarzeń muzycznych, rozrywkowych i artystycznych już od połowy lat 90. Doszedłem do wniosku, że w Polsce w najbliższej przyszłości będzie miejsce na takie klasyczne, duże, wielkoformatowe wydarzenie muzyczne. Z tego przekonania narodził się Heineken Open’er Festival, którego pierwsza edycja odbyła się w Warszawie.

– Czy wtedy, myśląc dopiero o stworzeniu takiej imprezy, myślałeś i czy w ogóle zakładałeś, że będzie ona miała tak gigantyczny wymiar w niedalekiej przyszłości?

– Byłem przekonany, że rynek muzyczny rozwinie się w takim kierunku, że w Polsce i w ogóle w tej części Europy takie wydarzenie się nie tylko przyjmie, ale też będzie w stanie konkurować z najlepszymi. Wiedziałem, że skoro dobre festiwale od wielu lat odbywają się w Wielkiej Brytanii, w Niemczech czy w Danii, to dlaczego nie w Polsce? Aczkolwiek wielu w to wątpiło, wszak Polska z punktu widzenia muzycznego nie jest krajem kluczowym w Europie. Racja była jednak po mojej stronie. Dziś mamy najlepszy duży festiwal w Europie, skutecznie rywalizujemy z innymi festiwalami, które mają 30, 40 lat tradycji. Udało się dojść do takiej pozycji w ekspresowym tempie.

– A jak rywalizują festiwale między sobą?

– Po pierwsze festiwale rywalizują o artystów, po drugie, w mniejszym lub większym stopniu o publiczność, po trzecie o prestiż. Open’er odbywa się zawsze w pierwszy weekend lipca. W tym samym czasie w różnych częściach Europy odbywa się około 10 innych dużych wydarzeń muzycznych, w tym słynne Roskilde i Rock Werchter. Widz ma więc w czym wybierać.

– Powiedziałeś, że festiwale rywalizują o prestiż. Bardziej prestiżowej nagrody jak Best Mayor Festival w konkursie European Festival Awards nie można sobie wymarzyć?

– Faktycznie, ta nagroda, którą otrzymaliśmy kilka tygodni temu, była zaskoczeniem nie tylko dla nas, ale też dla całego muzycznego świata. Wiadomo, że gdzieś w głębi duszy tliła się nadzieja, że wygramy, ale nie byliśmy wymieniani w gronie faworytów. Zaskoczeń nie było w innych kategoriach, więc gdy ogłaszano wynik w naszej kategorii, wszyscy byli przekonani, że wygra kto inny. A tu nagle prowadzący wyczytuje nazwę Heineken Open’er Festival. Zburzony został porządek muzycznego świata. (śmiech) Radość była ogromna.

– Ta nagroda to dowód na to, że…

– Najważniejsze jest to, że nagrodę tę przyznała publiczność, której chciało się zagłosować, poświęcić czas na oddanie głosu. To nie było jedno kliknięcie myszką, tylko cała dość długa procedura. To też dowód na to, że ta relacja, którą staramy się zbudować między nami a festiwalowiczami, jest bardzo mocna. Dzisiaj o publiczność trzeba dbać, trzeba zbudować relacje partnerskie. Pamiętajmy, że żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości muzycznej niż 10 lat temu. Polska nie jest muzyczną pustynią. Grają u nas tacy artyści jak U2 czy Madonna. Ale niezwykle ważne jest, aby obok takich muzycznych gigantów, obecnych na rynku od kilkunastu, a nawet od kilkudziesięciu lat, zapraszać do Polski najbardziej pożądanych artystów młodego pokolenia, jak Kings of Leon, Arctic Monkeys czy The Killers. To są artyści, którzy potrafią zapełnić największe stadiony świata, ale w przeciwieństwie do Madonny czy U2 nie wystąpią w każdym zakątku kuli ziemskiej, tylko w starannie wybranych miejscach. Takich miejscach, w które publika przyjdzie, bo kocha ich muzykę, zna tekst każdej piosenki, a nie tylko dlatego, że nazywa się Madonna. Takich artystów staramy się właśnie zapraszać, nie tylko na Open’era, ale też na Coke Live Music Festival, którego jesteśmy organizatorem. Publiczności trzeba słuchać i spełniać jej życzenia. Wracając do tej nagrody, to oczywiście jest to również dowód na to, my Polacy potrafimy. Heineken Open’er Festival to impreza światowa, a takich sukcesów światowych Polska nie ma zbyt wielu.

– Jak na samym początku wyglądały negocjacje z artystami, menedżerami, sponsorami? Mówiłeś coś w stylu: „słuchajcie, mam zamiar zrobić najlepszy festiwal plenerowy w Europie, może u nas zagracie…”?

– (śmiech) Może nie do końca w ten sposób, ale coś w tym jest. Pierwszy festiwal to była jednodniowa impreza i skala trudności jeśli chodzi o organizację była dużo mniejsza niż dzisiaj, aczkolwiek też dużo mniejsze było nasze doświadczenie. Bazowałem na wypracowanych już kontaktach z agentami, menedżerami, gdyż na tym polu działałem już od dobrych paru lat. Udawało nam się ich przekonać, że to wydarzenie jest ciekawe i przede wszystkim perspektywiczne. Trzeba jednak wiedzieć, że walka o tych topowych artystów, tak zwanych headlinerów, jest ogromna. W takiej sytuacji nie pomogą nawet nieskończenie wielkie pieniądze promotora. Walkę o artystę wygrywa się przede wszystkim przez różne powiązania, wypracowane kontakty i inne wartości dodane do pieniędzy, które często od tych pieniędzy są ważniejsze. To są lata pracy, inwestycji w młode zespoły, które potem stają się wielkimi gwiazdami. Takiego line-upu, jak na Open’erze nie da się zbudować, mając jeden czy dwa kontakty – to jest długotrwały proces.

– Dzisiaj dla Was ta walka o artystów jest chyba dużo łatwiejsza?

– I tak, i nie. Tak, bo jesteśmy bogatsi o lata doświadczeń. Nie, bo konkurencja jest coraz większa. Czasami proces kontraktowania artysty trwa wiele miesięcy. Tak było choćby ostatnio Z Kings of Leon. Są agenci, którzy są niezwykle trudni we współpracy i praca z nimi bywa koszmarem. Zdarza się, że przy tak koszmarnej ekipie menedżerskiej zespół jest fantastyczny. I na odwrót. Często też zespoły grające na małych scenach są dużo bardziej kapryśne niż wielkie gwiazdy pokroju Jaya Z.

– Po roku zdecydowałeś się przenieść festiwal do Gdyni. Dlaczego?

– Doszliśmy do wniosku, że Warszawa w kontekście takiego modelu festiwalu o jaki nam chodzi, ma swoje ograniczenia, co skutecznie mogłoby ograniczyć jego rozwój. Przychodząc do prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka, wyczuliśmy entuzjazm, zrozumienie i pełną wolę współpracy. Nakreśliliśmy wizję rozwoju festiwalu, jego ideę, pokazaliśmy, jak chcemy, aby Heineken Open’er Festival wyglądał za lat X i ta wizja została zrealizowana. W tym mieście potrafią patrzeć daleko w przyszłość, nie boją się realizować odważnych, dalekosiężnych wizji, a to było dla nas bardzo ważne. No i kolejny ważny element to kwestia logistyki i samego miejsca. Babie Doły to teren idealny, dodatkowo miasto leży nad morzem, co daje szereg dodatkowych możliwości spędzenia czasu dla ludzi Z Polski czy Europy. Dlatego właśnie jesteśmy w Gdyni.

– Co jest kluczem do zrobienia dobrego festiwalu?

– Klucz jest jeden. To wiedza.

– Wiedza o czym?

– Wiedza nie tylko o tym, co się dzieje w muzyce, ale też wiedza o tym, co się dzieje w trendach społecznych, kulturalnych, czy nawet cywilizacyjnych. To, co trzeba robić permanentnie, to komunikować się ze swoją publicznością i cały czas pokazywać nowe, ważne, ciekawe rzeczy, nie tylko jeśli chodzi o muzykę. Bo na taki festiwal przyjeżdża się nie tylko dla muzyki. W momencie gdy przestaje się o festiwalu w ten sposób myśleć, lub gdy popada się w rutynę, sprowadzając tylko i wyłącznie stare, sprawdzone gwiazdy, to jest początek końca. Drugi aspekt to wiedza, jak to wszystko zbudować. Głównie chodzi o 60-tysięczne festiwalowe miasto, które musi sprawnie funkcjonować na wielu poziomach. Tego nie da się nauczyć Z książek. Wiele razy trzeba samemu stanąć po kolana w błocie, w piekącym słońcu i nauczyć się po prostu na własnych doświadczeniach. To unikalna wiedza.

– Na Open’erze króluje muzyka alternatywna, ale są różne gatunki tej alternatywy. Czy można jakoś ten festiwal sprofilować muzycznie?

– Nie chcemy się zamykać w gatunkowej klatce. Chcemy prezentować wszystkie ciekawe, oryginalne zjawiska muzyczne, które na daną chwilę są w światowym krwiobiegu muzycznym, ale nie funkcjonują w szeroko pojętym mainstreamie. Trzeba jednak zaznaczyć, że np. w Polsce to właśnie tak zwani wykonawcy alternatywni sprzedają najwięcej płyt i biletów na koncerty, a tak zwani wykonawcy popularni, których co kilkanaście minut można usłyszeć w wielu rozgłośniach radiowych, mają problem z zapełnieniem niewielkiego klubu w dużym mieście.

– Skoro wywołałeś do tablicy muzykę popularną, to zapytam o to, czy widzisz na Open’erze miejsce dla Lady Gagi? Pytam o to, bo na forum internetowym jeden z internautów wywołał ożywioną dyskusję na temat, czy taka artystka byłaby pożądana na festiwalu.

– Na Open’erze zagrały już przecież znakomite artystki popowe, Lilly Allen i Duffy. Zagrały dlatego, że w ramach tej muzyki tworzą coś ciekawego, oryginalnego, inspirującego. Nad każdym takim przypadkiem zastanawiamy się indywidualnie i jeśli – naszym zdaniem – coś jest ważne, coś nas intryguje, jest ważne dla muzyki, a jednocześnie wpisuje się w formułę Open’era, to jesteśmy na tak. Wyznacznikiem tego, czy ktoś może u nas wystąpić, jest po pierwsze doskonałość muzyczna, a po drugie relacja, jaką może zbudować z publicznością. Na Open’erze te relacje są wyjątkowe i to podkreślają sami artyści.

– Przez te kilka lat na Open’erze zagrało wielu znakomitych artystów. Których z nich można uznać za takich najważniejszych, może przełomowych?

– Takie wyróżnienie chyba nie jest możliwe. Nie da się realnie porównać koncertu Björk z występem np. Jaya Z. Tych bardzo ważnych koncertów było wiele, zarówno na głównej scenie, jak i na pozostałych, mniejszych scenach typu World Stage. Ale te koncerty są ważne nie tylko dla nas, nie tylko dla publiczności, ale też dla samych artystów. Do dzisiaj mam w pamięci koncert Emiliany Torrini, która ze łzami w oczach powiedziała, że to był nie tylko najważniejszy występ w życiu, ale jeden z najważniejszych dni w życiu. Nie dość, że wystąpiła dla największej publiki w życiu, to jeszcze ta publika znała i śpiewała jej teksty. A po tym gdy skończyła grać na małej scenie, wprowadziliśmy ją na dużą scenę, gdzie grało akurat Faith No More. To było spełnienie jej marzeń, jej ulubiony zespół, na którego koncercie nigdy wcześniej nie była, bo wiadomo, że zespół nie występował. Skoro jesteśmy przy Faith No More – to zespół ten specjalnie wydłużył swoją trasę koncertową, po to, by zagrać na Open’erze. Nie żałowali, to był świetny występ i sami muzycy mówili, że był to najlepszy koncert w tej trasie.

– Masz wizję tego, jak będzie wyglądał Heineken Open’er Festival za lat 5, 10, 15?

– To, czego jestem pewien, to fakt, że nadal będzie to świetna impreza pod względem muzycznym, a coraz większe znaczenie będą miały również aspekty społeczne i sama przyjemność przebywania razem, doświadczania różnych zjawisk, wydarzeń towarzyszących, itp. Open’er zawsze będzie starał się być w awangardzie myśli o kulturze, muzyce i cywilizacji.

– Z roku na rok ten festiwal cieszy się coraz większą popularnością. Do jakiej liczby uczestników można dojść docelowo? Czy jest jakaś granica?

– Rosnąca frekwencja cieszy nas niezmiernie, bo to dowód na to, że to, co robimy, jest słuszne. Cieszymy się, że trafiamy w gusta naszych widzów, nie tylko w kwestii doboru artystów, ale też w kwestii imprez towarzyszących, tego, co zapewniamy im w ramach wartości dodanej do świetnych koncertów. Natomiast granica oczywiście istnieje. Szacujemy ją na poziomie 60 tysięcy widzów każdego dnia.

– Rośnie liczba widzów, rośnie pewnie też liczba VIP-ów. Pokazanie się na takiej imprezie jak Heineken Open’er z pewnością jest trendy.

– Strefa VIP funkcjonuje na naszych festiwalach i wiele ciekawych osób się na nich pojawia, z bardzo różnych sfer życia kulturalnego i społecznego. Ale mamy swoje zasady i wysokie standardy dotyczące funkcjonowania osób publicznych na naszej przestrzeni. Nie ma miejsca i nie zgadzamy się na jakąkolwiek tabloidyzację przestrzeni naszych wydarzeń.

– Wielką popularnością cieszą się też inne festiwale organizowane przez Alter Art, takie jak Coke Live Music Festival czy Selector. Poruszacie się bardzo sprawnie na różnych płaszczyznach stylistycznych.

– Coke Live Music Festival organizujemy w Krakowie już od pięciu lat. Za nami cztery fantastyczne edycje festiwalu, a nadchodząca będzie wyjątkowa i będzie miała wyjątkowego, wymarzonego headlinera. To zespół, który od kilku lat jest jedną z najważniejszych grup rockowych na świecie, to zespół, który zapełnia stadiony od Stade de France przez San Siro po Wembley. Mowa o zespole Muse. Ten festiwal też ma już swoją uznaną markę, zatem wielkich gwiazd będzie całe mnóstwo. Tegoroczna edycja jak zwykle odbędzie się w Krakowie w dniach 20 i 21 sierpnia. Z kolei Selector Festival jest najmłodszym projektem Alter Art. Naszym celem było stworzenie dużego, nowoczesnego festiwalu muzyki elektronicznej i tanecznej. Za nami pierwsza, bardzo udana edycja festiwalu, która była sukcesem zarówno artystycznym, jak i frekwencyjnym. Pojawili się najwięksi i najciekawsi wykonawcy z kręgów szeroko pojętej muzyki elektronicznej, a także nowe odkrycia i nowe nurty muzyczne. W tym roku na dwóch festiwalowych scenach zagrają Faithless, Thievery Corporation, Metronomy, Boys Noize i Uffie. Impreza odbędzie się 4 i 5 czerwca na krakowskich Błoniach.

– Widać, że sporo się dzieje. Czy kiełkują już jakieś nowe projekty muzyczne, nowe venty, festiwale?

– Oczywiście że tak. My cały czas poszukujemy inspiracji i czerpiemy z naszej kreatywności. Plany mamy, ale jeszcze nie chcę zdradzać szczegółów. Niedługo nasze plany ujrzą światło dzienne.

– Skoro tyle się dzieje, to zdradź naszym czytelnikom, czy znajdujesz czas na swoje pasje i jakie to są pasje? Masz czas na życie rodzinne, prywatne?

– Moją pasją i sposobem na życie jest Alter Art, ale zawsze najważniejsza dla mnie jest, była i będzie moja córka Mia. Nie unikam przyjemności płynących z życia, wręcz przeciwnie. Staram się je celebrować. Poza światem muzyki moją największą pasją jest przemierzanie różnych zakątków globu.

– Skoro mówisz o świecie muzyki, to na koniec zapytam, jakiej muzyki na co dzień słucha człowiek, który sprowadza do Polski największe gwiazdy światowej sceny?

– Moje muzyczne upodobania są tak zróżnicowane, jak różne są sceny naszych festiwali. I na tych właśnie scenach grali i grać będą moi ulubieni wykonawcy.

JAKUB JAKUBOWSKI

KTO ZAGRA W TYM ROKU? *

Gorillaz Sound System
Hot Chip
Kasabian
Mando Diao
Massive Attack
Pavement
Pearl Jam
The Hives
Tinariwen
* informacja aktualna w momencie zamykania gazety

 

Oni zagrali na Heineken Open’er Festival

Jay-Z, Cypress Hill, Pink, Snoop Dog, Faithless, Fatboy Slim, Lauryn Hill, Kanye West, The White Stripes, Placebo, Manu Chao, Franz Ferdinand, The Streets, Sonic Youth, The Roots, Björk, Beastie Boys, Sex Pistols, Massive Attack, Erykah Badu, The Prodigy, Chemical Brothers, Editors, Moby, Duffy, Lily Allen, Kings of Leon, White Lies, Faith No More