Mimo, że to jeden z bezpieczniejszych afrykańskich krajów, Namibia jest niezbyt często odwiedzana przez Polaków. Pełna fantastycznych krajobrazów i zwierząt oraz kilku największych rzeczy na świecie...
Małgorzata i Piotr Rzeszewscy podróżować lubili od zawsze, ale od pewnego czasu, organizują sobie te wyjazdy samodzielnie, bez pomocy biura podróży. W taki właśnie sposób zaplanowali wycieczkę do Afryki, która rozpoczęła się w Windhuku - stolicy Namibii. Przez miesiąc pokonali 9 tysięcy kilometrów wynajętą terenówką z napędem na cztery koła. Zdecydowaną większość nawierzchni stanowiły drogi szutrowe, a najczęstszym krajobrazem były bezkresne pustkowia z ciągnącą się aż prostą drogą.
Pora sucha na pustyni
Podróż trwała od końca października i skończyła się tuż przed porą deszczową. Na ogół było bardzo gorąco, choć zdarzały się miejsca u wybrzeży Atlantyku, gdzie wiał zimny wiatr i temperatura wynosiła kilkanaście stopni, a w nocy nawet około 10.
Namibia jest prawie trzy razy większa od Polski, a mieszka tam około dwóch milionów ludzi. W stolicy kraju, normalnym cywilizowanym mieście, dziesięć razy mniej.
– Wybraliśmy Namibię, ponieważ gdy podróżuje się samodzielnie, ważne jest bezpieczeństwo. A to jeden z najbezpieczniejszych krajów afrykańskich – opowiada Piotr. – Namibia była kiedyś kolonią niemiecką i niemiecki „ordnung”, czyli porządek trochę tam pozostał. A poza tym, można tam zobaczyć naprawdę dużo zwierząt, żyjących w naturalnym otoczeniu, bo Namibia jest pierwszym krajem, który ochronę zwierząt wpisał do konstytucji – dodaje Rzeszewski.
W Parku Narodowym, leżącym ok. 15 km od Windhuku, na drzewach można zobaczyć zupełnie niezwykłe gniazda wikłaczy, które wyglądają trochę jak wielka grzywa lwa zrobiona ze słomy. Buduje je na ogół kilkaset ptaków.
Można tam spotkać także egzotyczną roślinność, taką jak lasy drzew kołczanowych, swoistej odmiany aloesu.
– Dużym zaskoczeniem było dla mnie spotkanie z drugim co do wielkości kanionem na świecie – opowiada Piotr. – „Fish River” jest jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji Namibii. Gigantyczny wąwóz ma długość 160 km, szerokość do 27 km i głębokość do 550 metrów. Jego powierzchnia została ukształtowana przez ponad 650 milionów lat przez siły natury. Naprawdę robi wrażenie – uśmiecha się Rzeszewski.
Kolejnym przystankiem było miasteczko Lüderitz, z niemiecką czy hanzeatycką zabudową i główną ulicą noszącą imię Bismarcka.
Lokalną ciekawostką przy drogach, są znaki informujące o tym, że za kilka kilometrów będzie rosło duże drzewo, pod którym można się schronić przed skwarem.
Drugą wielką atrakcją Namibii jest najstarsza na świecie pustynia Namib, na której można zobaczyć najwyższe na świecie piaszczyste wydmy. Mimo tego, że do morza jest stamtąd ok. 150 km, to jednak piasek jest tam nawiewany i tworzy ogromne wzniesienia. Najwyższe z nich ma ok. 300m. Tam również leży otoczona wydmami Dolina Śmierci. W niecce po wyschniętym przed setkami lat jeziorze sterczą kikuty suchych drzew. Oprócz wydm, w Namibii są jeszcze co najmniej dwie rzeczy największe na świecie. Pierwszy to meteoryt Hoba, znajdujący się niedaleko miejscowości Grootfontein. To prostopadłościan o wymiarach blisko 3m i 90 cm wysokości. Drugą rzeczą jest kryształ o wymiarach 3 na 3,5 m, który waży ponad 14 ton! Można go zobaczyć w muzeum w Swakopmund.
Wielka piątka
W Namibii położony jest także jeden z większych na świecie parków narodowych - Etosha, o powierzchni ponad 22 tysięcy metrów kwadratowych.
– Krajobrazy i oglądanie zwierząt w naturze to najważniejsze powody, dla jakich wybraliśmy się do Namibii – mówi Piotr. – W Etoshy można oglądać nosorożce, hipopotamy, żyrafy, gepardy, słonie, które żyją sobie swobodnie. Park zwiedza się z zakazem wychodzenia z samochodu. Zdarzyło się, że lew otarł nam się o maskę, a słoń zaczął wachlować uszami, co oznacza początek ataku. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło – uśmiecha się Rzeszewski.
Pora sucha powodowała, że miejsca wodopoju na terenie parku były nieliczne, dzięki czemu dość łatwo było przy nich obserwować zwierzęta i nie trzeba było długo na nie czekać.
– Wiedząc, że na tym terenie można przebywać tylko od wschodu do zachodu słońca, zawczasu zarezerwowaliśmy sobie pobyt w jednym z trzech okolicznych obozowisk. Dzięki temu mieliśmy więcej czasu na obcowanie z naturą – wspomina Piotr. – Jeśli chodzi o zwierzęta, w Afryce obowiązuje pojęcie „wielkiej piątki”. Stanowią ją: bawół, lew, słoń, nosorożec i lampart. Żeby„zaliczyć” komplet, najdłużej czatowaliśmy na tego ostatniego. Poluje samotnie i trudno przewidzieć miejsca gdzie się pojawi. Z pomocą przyszła nam książka w obozowisku, gdzie ludzie wpisują informacje o tym gdzie i jakie widzieli zwierzęta. Okazało się, że lampart był widziany w naszych okolicach dzień wcześniej. Udało się. Siedział sobie na drzewie – śmieje się Piotr.
Dziwna delta Okawango
W północno-zachodniej Namibii, a także sąsiedniej Angoli, zamieszkuje plemię Himba. Są koczownikami i mieszkają na zupełnie pustynnym obszarze, gdzie woda jest niezwykle cenna. Nie można jej zatem marnować na mycie. Himba smarują się specjalną mazią, żeby się odkazić i obsypują piaskiem. Hodują owce i kozy, a podstawowym płynem jest dla nich mleko.
– Odwiedziliśmy cztery wioski gdzie mieszkają ludzie z plemion Himba i Herrero – mówi Piotr. – Udaliśmy się tam z poleconą nam miejscową tłumaczką, która powiedziała nam jakie mamy zrobić zakupy żywnościowe, które podarowaliśmy mieszkańcom. Spotkania były szczególne dla obu stron. Dla nas wiadomo czemu. A dla nich atrakcją były gęste i kręcone włosy mojej żony, którymi bawiły się dzieci. Podobnie nasz kolor skóry, chyba rzadko widywany w tych stronach – śmieje się Rzeszewski.
Ostatnim ważnym miejscem są rozlewiska rzeki Okawango. Ma ona swoje źródło w Angoli i przepływając całą Namibię, kończy swój bieg w Botswanie. Ale nie w postaci delty, która wpada np. do Oceanu, jak w przypadku większości rzek. Okawango rozlewa się deltą i nigdzie nie wpada... Odparowuje i wsiąka, tworząc 15 tysięcy km kwadratowych bagnisk, z których malutką część podróżnicy przepłynęli, między innymi łódkami mokoro, tradycyjnymi dłubankami. Do innych części docierali samochodem, a w końcu zdecydowali się na wycieczkę samolotem.
– Z lotu ptaka mogliśmy podziwiać stada słoni czy hipopotamów – mówi Piotr. – Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej wyprawy, choć miesiąc to zdecydowanie za mało czasu. Ale bardzo polecamy Namibię, ponieważ jest piękna, bezpieczna i leży w podobnej strefie czasowej co Polska. Nie ma problemu dostrajania się, co jest utrapieniem wielu podróżników – dodaje Rzeszewski.