You’re not your job. You’re not how much money you have in the bank. You’re not the car you drive. You’re not the contents of your wallet. You’re not your fucking khakis. You’re the all-singing, all-dancing crap of the world. ~Fight Club
Piękni, młodzi i… bogaci w doświadczenia. Ona – drobna blondynka, japonistka, nie potrafiąca usiedzieć w miejscu, sopocianka. On – informatyk z zawodu, z zamiłowania gracz w piłkarzyki, pochodzi ze Szczytna. Martyna Nowicka i Mateusz Paprocki zrezygnowali z pracy w korporacjach, by robić to, co oboje kochają najbardziej – zwiedzać świat. Co więcej, stanowią też dokonały dowód na to, że prawdziwa przyjaźń sprawdza się w każdej szerokości geograficznej. Oboje opowiedzieli, jaki jest sens życia według podróżników.
Po pierwsze: odwaga
Martyna: Już w liceum organizowałam różnego rodzaju wyjazdy. Rowerem objechałam całkiem sporą część Europy, żeglowałam, wspinałam się po górach i sporo zwiedzałam. Zaraz po studiach, w 2010 roku wyjechałam do Japonii i tam rozpoczęłam pracę w firmie Hibana, gdzie zajmowałam się pracami biurowymi. Dzięki swojej nietypowej jak na tę cześć świata urodzie, pełniłam też funkcje reprezentacyjne (śmiech). Do Polski wróciłam po 6 miesiącach, ale pozostała tęsknota za Krajem Kwitnącej Wiśni, więc pół roku później byłam znów w Kioto. Jeszcze będąc w Japonii otrzymałam propozycję pracy w Indiach. Nie wahając się ani chwili, przyjęłam ją.
Mateusz: Czy żyjąc w świecie, w którym uznanie, sympatię, więź i inne uczucia wyraża się poprzez kupowanie przedmiotów, jest warte mojego czasu? Czy życie marzeniami innych jest warte mojego wysiłku? Czy kupowanie więcej, żeby zaspokoić wewnętrzną pustkę daje mi szczęście? Rok temu zacząłem zadawać sobie te i podobne pytania. Miesiąc później sprzedałem samochód, oddałem lub sprzedałem praktycznie wszystkie posiadane przeze mnie rzeczy, zostawiając sobie jedynie to, co mieści się w podróżnej walizce.
Nigdy w życiu nie czułem się lepiej. Pół roku później zrezygnowałem ze stacjonarnej pracy, która, według standardów naszego społeczeństwa, była dobrze płatna i rozwijająca. Kolejne 2 tygodnie później siedziałem z całym moim dobytkiem, składającym się z niedużego plecaka i torby na laptopa wraz z zawartością, w samolocie do Indii.
Po drugie: otwartość
Martyna: Jaipur może nie jest najlepszym miejscem na świecie do życia, ale rodzina, u której mieszkałam i ludzie, których poznałam, są fantastyczni. Pracowałam tam kilka miesięcy. Odwiedził mnie Mateusz, z którym znaliśmy się już kilka lat. Choć zawsze wydawało mi się, że woli ”stateczny tryb życia”, tym większe było moje zdziwienie, gdy zdecydował się zostawić wszystko za sobą i ruszyć ze mną w podróż w głąb Azji Północnej i Południowo – Wschodniej.
Pierwszym celem naszej wędrówki były Północne Indie. Kolejnymi Tajlandia a następnie – tysiącletni kompleks świątyń w Kambodży – Angkor Wat. Kambodża to kraj biedny, nawet jak na warunki panujące w Azji Południowo – Wschodniej, a główne dochody kraj czerpie z produkcji tekstyliów oraz turystki – tysiącletnia stolica imperium Khmerów przyciąga około 2 milionów turystów rocznie. Trzy lata temu zawieszono tu funkcjonowanie kolei ze względu na jej fatalny stan. Za to wyremontowano główne drogi, prowadzące do Angkoru i Phnom Penh oraz granic z Tajlandią, Wietnamem i Laosem. Przypuszczam, że to jeden z niewielu krajów na świecie z jednopasmowymi autostradami, w dodatku prawie bez samochodów. Jadąc do Kambodży, spodziewałam się strasznej biedy, którą będzie widać wszędzie i bardzo niskich cen, bo średni dzienny dochód mieszkańca to 1 USD na dzień. Ceny w miastach bynajmniej tego nie odzwierciedlają. Obiad w restauracji, makaron albo ryż z warzywami i mięsem kosztuje 1,5 -3 USD. Nawet ceny na rynkach wcale nie są niższe, a najtańszy ryż w sklepie specjalistycznym kosztował ok 70 centów za kilogram.
Pozostaje dla mnie zagadką, z czego ludzie żyją. Jedyne, co jest naprawdę tanie to rękodzieło, odzież, ozdoby i wszystko, co produkuje bardzo tania siła robocza. Za to w sklepie z elektroniką zobaczyłam lodówkę za 5000 USD i telewizory w jeszcze wyższych cenach. Rozwarstwienie społeczne jest straszliwe. Sam Angkor to chyba najwspanialsza rzecz, jaką widziałam do tej pory. Rzucił mnie na kolana. Angkor mieści się na olbrzymim terenie, na którym rozrzucone są ruiny kamiennych świątyń i pałaców z IX – XII wieku n.e., z których wiele już zabrała dżungla.
Wśród ruin są położone pola ryżowe, wioski i szkoły (jedna nawet sponsorowana przez TV Polsat). Najbardziej chyba jednak zaskoczył mnie widok mnicha buddyjskiego dokonującego poświęcenia nowego skutera rodziny, które polegało na oblewaniu rodziny i pojazdu wodą, przy recytacji sutr, na tle tysiącletniej świątyni. Bezcenne…
Po trzecie: pasja
Mateusz: Uważam, że najcenniejszą walutą nie są pieniądze, które postrzegam jako odnawialne źródło, ale czas, który płynie nieubłaganie i nie da się go w żaden sposób kupić. Postanowiłem, że będę żył w sposób, który będzie satysfakcjonujący dla mnie. Nie muszę spełniać oczekiwań społeczeństwa ani ulegać jego presji, określać siebie rzeczami, które na sobie noszę czy samochodem, którym jeżdżę. Jedną z najcenniejszych dla mnie rzeczy jest niezależność. To ona umożliwia mi robienie tego, na co akurat mam ochotę. I nie mam wcale na myśli tylko niezależności finansowej, ale także tą geograficzną i czasową. Każdy czynnik jest dla mnie równie ważny, gdyż dopiero połączenie wszystkich trzech czyni mnie człowiekiem bogatym – nie w pieniądze, a w możliwości.
Postanowiłem, że chcę każdego dnia pracować nad tym, żeby być lepszym człowiekiem, świadomym siebie i otaczającego go świata. Czy można być świadomym świata oglądając wiadomości lub czytając artykuły, które są jedynie opiniami ich autora? Nie. Czy można rozwijać się siedząc cały czas w jednym miejscu? Można, jednak podróżując jest się wystawianym na niesamowicie dużą ilość bodźców, czy tego chcemy czy nie. Głęboko wierzę, że każda podróż odbyta na własną rękę zmienia światopogląd i poszerza perspektywy, dlatego polecam każdemu zebranie w sobie odrobiny odwagi i spróbowanie jak smakuje lokalne życie za granicą.
Następny wyjazd planują już w styczniu 2013 roku. Tym razem ich celem podróży są Indochiny, Chiny i Mongolia. Oboje stwierdzili, że podróżowanie i poznawanie świata, to właśnie to, co oboje chcą robić. Co więcej, chcą uczynić z tego źródło dochodu. W jaki sposób? Pomagając innym w organizowaniu wypraw. Kto wie, być może okażą się skuteczną alternatywą dla biur podróży, których kondycja ostatnio pozostawia wiele do życzenia…