Wyskoczymy na dobrą kolacje – mówią do mnie kiedyś znajomi, u których gościłam. Kolega bierze telefon – trzeba zarezerwować – mówi i zamawia stolik, na 19-tą, czyli za godzinę. Zbieramy się, a ja podpytuje co to za miejsce.

Cudowna knajpka, uroczo położona – jakieś 120 km od nas – mówią, a ja zdębiałam. Do momentu, aż ich autem (stosunkowo dobrym, choć nie było to Ferrari:) wyjechaliśmy na autostradę. Punktualnie o 19-tej zasiadaliśmy do kolacji – przepysznej. I tylko dla porządku dodam, że nie było to w Polsce, a u naszych zachodnich sąsiadów.

Byłam umówiona w Toruniu na godzinę 14-tą. Lekkie obliczenia i wyszło, że droga powinna zając mi – góra trzy godziny. To w końcu nieco ponad 180 kilometrów. Odcinek autostradowy – Gdańsk – Nowe Marzy – pokonałam w 45 minut. To już czułam się spokojnie, bo zostało mi jakieś 75 kilometrów, a według czasomierza – jeszcze ponad dwie godziny.

I tak czułam się spokojnie, nawet jak jechałam pierwszy „poautosradowy” odcinek za kilkoma TIR-ami i kilkudziesięcioma autami osobowymi. Wszyscy gęsiego, grzecznie, bo wyprzedzić raczej było trudno (choć Polak potrafi i na podwójnej ciągłej, i na przejściu dla pieszych).

Ale po godzinie takiej jazdy już zaczęłam się denerwować. A gdy do Torunia dzieliły mnie zaledwie kilometry stanęłam. I tak stałam w korku przez kolejną godzinę.

Polski standard – podróż 180 kilometrów z Gdańska to Torunia 4 godziny, średnio na godzinę wychodzi 45 kilometrów. A odliczając pierwszą godzinę – w ciągu której udało mi się przejechać, dzięki autostradzie, 120 kilometrów, ta średnia wychodzi, uwaga: 20 kilometrów.

I wcale nie dlatego, że jakiś odcinek był przebudowywany, albo, że gdzieś była jakaś kraksa. Nawet fakt, że to było w piątek nie jest żadnym pocieszeniem. Bo niby dlaczego?

Jedynym moim pocieszeniem było to, że ja jechałam akurat na uroczystość otwarcia kolejnego odcinka autostrady. 62 kilometry i 400 metrów zupełnie nowej trasy. Ale to, że ona już gdzieś obok, a ja jeszcze nie mogę nią pojechać potęgowało moją frustrację.

Powrót do domu, był za to bajeczny. Od początku nowej trasy po moje drzwi wejściowe w Gdańsku 95 minut! Wybrać się na kawę i pierniki na toruńską starówkę w jakąś wolną sobotę – jak najbardziej realne.

I tak sobie myślę, że to jest nasza porażka, że mamy tak mało autostrad. To niby banalne, ale dopiero teraz ten banał sobie uświadomiłam. To pewnie też dlatego, że tych szybkich tras nie mamy, Polacy są od siebie tak daleko. Bo jak ja mam do Torunia jechać 4 godziny – to dziękuję, albo w polskie góry godzin 8, czy nawet 10 i do tego na drodze walcząc o życie – rezygnuję.

Jeszcze jedna tylko rzecz – w Niemczech autostrady są za darmo. Odcinek Nowe Marzy – Czerniewice (koło Torunia) – bezpłatny przez 90 pierwszych dni.
A potem trzeba będzie płacić. No bo przecież, nie możemy mieć lepiej niż sąsiedzi, zwłaszcza ci zachodni. Choć to my jesteśmy „zieloną wyspą”. Ale jakoś tak dziwnym trafem, im żyje się lepiej.

Małgorzata Rakowiec