Martyna Byczkowska
Oswajam strach
Martyna Byczkowska
Oswajam strach
Sukienka: Atelier Planeta Make-up i włosy : Klaudia Konarska Stylizacje: Weronika Jeleń
W swoim portfolio ma kilkanaście produkcji filmowych i seriali, w tym rolę Anieli w kultowym już „1670” czy Leny w „Absolutnych debiutantach”. Ale na laurach nie osiada i, jak sama przyznaje, z niecierpliwością wypatruje okazji, by na planie wychodzić ze swojej strefy komfortu. - Można do końca zawodowego życia tkwić w jednej szufladce, ale oprócz mnie ktoś musi uwierzyć, że ja jestem w stanie z niej wyjść. Ja wiem, że potrafię – mówi aktorka Martyna Byczkowska.
Widzimy się chwilę po zakończeniu festiwalu filmowego w Gdyni, w kilku produkcjach pojawiłaś się tam na dużym ekranie. Jak się czujesz po zakończeniu tegorocznej edycji? Miałaś jakiś filmowy zachwyt?
Przyjechałam do Gdyni późno, widziałam tylko dwa filmy. Ale od wielu osób słyszałam, że w tym roku „powiało świeżością”.
A czym właściwie jest dla filmu ta świeżość?
Myślę, że to takie osobiste spojrzenie na kino. Za kamerą staje coraz więcej młodych reżyserów i reżyserek, oni opowiadają filmy swoim językiem, rezygnują z tradycyjnych form prowadzenia filmowej narracji.
Tradycyjny język odchodzi do lamusa?
Jeśli reżyser przechodzi przez szkołę filmową, to tam mocno przesiąka tym „tradycyjnym” spojrzeniem, uczy się pewnych wzorców. Czasami ciężko potem stworzyć coś indywidualnego, trudno przebić się ze swoim pomysłem i udowodnić – widzom i producentom, że można robić filmy inaczej, „po swojemu”.
Starsze pokolenie też ma swoich autorskich twórców…
Oczywiście, ale nie ma wielu takich, których rozpoznaje się po przysłowiowym pierwszym kadrze. Na przykład Wojtek Smarzowski - on reprezentuje bardzo wyrazisty styl, kiedy oglądamy jego filmy, po prostu wiemy, kto za tym wszystkim stoi.
W przypadku Wojtka Smarzowskiego możemy nawet przewidzieć, jak będziemy czuli się po wyjściu z kina…
Bardzo możliwe. Nie widziałam jeszcze jego najnowszego filmu „Dom dobry”… Ale zauważyłam, że w polskim kinie mamy też ostatnio sporo komedii, czułości. Wiesz, że podczas drugiej wojny światowej w amerykańskich kinach najpopularniejsze były komedie i musicale?
Może w niespokojnych czasach człowiek potrzebuje, żeby ktoś mu tę rzeczywistość trochę zaczarował?
A to jest dla filmowców bardzo trudne. Kordian Kądziela, z którym pracowałam także przy serialu „1670” pokazał w Gdyni swój najnowszy film, „LARP.” Myślę, że on potrafi poruszać w widzach te struny, sprowokować ich do śmiechu. A widzowie potrzebują czasem się pośmiać, wzruszyć, chcą wyjść z kina z jakąś nadzieją.
A ty? Potrzebujesz tego w kinie?
Myślę, że jak większość osób. Kino, które daje nadzieję, może na moment przynieść ulgę w tym, co dzieje się na świecie.
Mat. Prywatne Martyna Byczkowska



