Jeszcze niedawno wydawało się, że Bałtyk na ekranach jest jedynie pocztówką – ładną, czasem nostalgiczną, ale niekoniecznie ważną. Kamera lubiła morze, ale traktowała je jak krajobraz dopełniający akcję: miejsce na spacer zakochanych albo punkt obowiązkowy w wakacyjnej komedii romantycznej. Morze było epizodycznym, nigdy nie pierwszoplanowym bohaterem.
Tymczasem coś drgnęło. I to na naszych oczach. Bałtyk przestał być turystycznym rekwizytem, a stał się scenerią, która niesie opowieść. Iga Lis w swoim filmie „Bałtyk” pokazuje lato w Łebie tak, że aż czuć piach między zębami, upał sklejający skórę i puls sezonowego biznesu, w którym nie ma miejsca na oddech. To kino, które nie pudruje rzeczywistości, ale wydobywa z niej prawdę – momentami brutalną, zawsze intensywną. A oglądane w kameralnym, nadmorskim kinie Rybak nabiera jeszcze większej intensywności – jakby obraz i rzeczywistość spotykały się w pół drogi. Pełną recenzję znajdziecie w środku numeru.
Ale to nie jest jednostkowy przypadek. Na HBO Max zadebiutowała „Scheda”, której akcja rozgrywa się na Helu – miejscu z definicji granicznym. Koniec Polski, początek morza, przestrzeń, gdzie horyzont nie daje ucieczki. Idealne tło dla opowieści o dziedziczeniu, winie i ciężarze rodzinnej przeszłości. Reżyserzy wyczuli potencjał tego krajobrazu – surowego, klaustrofobicznego i jednocześnie pięknego.
A już w listopadzie fala pójdzie dalej. Na Netfliksie pojawi się „Heweliusz” Jana Holoubka – serial opowiadający o jednej z największych katastrof morskich w Europie, o zatonięciu promu „Jan Heweliusz” na Bałtyku. To opowieść nie tylko o tragedii na morzu, ale też o jej konsekwencjach – emocjonalnych, społecznych i politycznych. Zdjęcia powstawały w kilku nadmorskich lokalizacjach – od Świnoujścia po Gdynię i Sopot – co jeszcze mocniej podkreśla, że Bałtyk staje się scenerią, w której zapisane są dramaty i historie o uniwersalnym wymiarze.
Dawno nie zdarzyło się, by Bałtyk tak mocno przebił się do zbiorowej wyobraźni. Film Igi Lis, serial na Helu, „Heweliusz” Holoubka – to różne języki, ale wszystkie zgodnie przesuwają ciężar z pocztówki na prawdziwe życie. Może to efekt tęsknoty za autentycznością? Może kontrast wobec przeestetyzowanych produkcji miejskich? Tak czy inaczej – dawno nie rezonował w kulturze tak głośno. Z drugiej strony to również sygnał, że nie musimy już szukać opowieści daleko – wystarczy spojrzeć na własne podwórko, żeby dostrzec materiał na historie mocne, świeże i autentyczne.
I właśnie dlatego na naszej okładce znalazła się Alicja Jabłonowska. Jeśli morze i Gdańsk wracają dziś na ekrany, to ona sprawia, że wracają też do życia miasta. To twórczyni, która w ciągu kilku lat zbudowała z 100czni przestrzeń kultury oddolnej – od koncertów i Layupu, czyli galerii graffiti, po Grid Arthub – nowe centrum fermentu twórczego, które na Młodym Mieście pojawiło się niczym meteoryt. Jeszcze nie minął miesiąc od otwarcia, a już mówią o nim wszyscy: artyści, architekci, animatorzy, instytucje. W wywiadzie opowiada o niezależności, która wcale nie oznacza samotności, tylko umiejętność gry zespołowej. O tym, że prawdziwa siła kultury rodzi się nie z budżetów, lecz ze wspólnoty – a Gdańsk, mimo swoich podziałów i historycznych obciążeń, właśnie takich miejsc potrzebuje najbardziej. To rozmowa o odwadze, ryzyku i umiejętności balansowania między marzeniem a rzeczywistością.
W tym numerze jednak nie tylko morze i Młode Miasto przyciągają uwagę. Rozmawiamy z prof. Janem Łukaszewskim o Mozartianach i o tym, jak z Oliwy zrobić na kilka dni w roku „Salzburg Północy”. Zaglądamy do Object Summer Gallery w Orłowie, gdzie sztuka współczesna spotyka się z morskim pejzażem, i na wystawę Olgi Boznańskiej w Muzeum Narodowym w Gdańsku – ekspozycję, która pozwala spojrzeć na malarkę w nowym świetle. Prosto z dużej sali Teatru Muzycznego relacjonujemy galę Nagrody Literackiej Gdynia – wydarzenie, które co roku udowadnia, że literatura potrafi poruszać tak samo mocno jak obraz czy dźwięk. A na koniec – coś, co dla naszych czytelników najbliższe: letni wieczór DeLuxe. Spotkanie ludzi, idei i inspiracji, które pokazuje, że kultura to nie tylko scena, ekran czy galeria, ale także kameralne eventy i rozmowy przy „wspólnym stole”. Pssst… Wracamy do tej formuły już we wrześniu, i to w bardzo artystycznych przestrzeniach. Stay tuned!