Bałtyk. Słowo jak zaklęcie. Wypowiedz je, a w głowie od razu usłyszysz szum fal, poczujesz ten charakterystyczny słono-słodki zapach, chłodny wiatr i piasek, który uparcie wciska się w każdy zakamarek. To nasze morze, które szczególnie wiosną jest jak poeta przed debiutem – surowy, szczery, prawdziwy. Nie próbuje być Instagramowym modelem, nie stroi się w letnie atrakcje. Nie chce spełniać niczyich oczekiwań. Jest po prostu sobą – czasem gniewnym, czasem melancholijnym, ale zawsze majestatycznym. Jest wolny. Do pierwszego dnia wakacji*.
Nieprzypadkowo wspominam o tym właśnie teraz. W marcu, kiedy cała przyroda na nowo budzi się do życia, obchodzimy Dzień Ochrony Morza Bałtyckiego. To najlepszy czas, by przypomnieć sobie, że morze to nie tylko wakacyjny krajobraz. To żywy organizm. Dom dla tysięcy stworzeń – od delikatnych małży po foki, które – jeśli mają szczęście – znajdą tu bezpieczne miejsce do odpoczynku. Mimo swej potęgi, to też organizm kruchy, podatny na każdą zmianę, na każdą ingerencję. Choć piękny, nie jest niezniszczalny. Jest jednym z najbardziej zamkniętych mórz świata, a to oznacza, że wszystko, co do niego wrzucimy – plastik, ścieki, obietnice poprawy – zostaje z nami na dłużej, często na zawsze. A my? My traktujemy go jak dobrego znajomego, którego odwiedza się latem, ale zimą zapomina wysłać choćby SMS-a. Jakby istniał tylko wtedy, gdy pasuje do naszych planów.
A przecież są jeszcze miejsca, które zachwycają bez względu na porę roku i wciąż wymykają się cywilizacji. Jakby trwały w swoim własnym czasie, nieprzekonane, że muszą poddać się turystycznej logice. Jednym z takich miejsc są Wydmy Lubiatowskie – dzika pustynia na północy Polski. Wędrujesz przez sosnowy las, nagle drzewa się kończą i zostajesz sam na sam ze światem piasku i wiatru. Gra światła, która nigdy się nie powtarza, cisza, która jest pełnią, a nie pustką. Takich miejsc jest coraz mniej. A my? My lubimy je nazywać „niewykorzystanym potencjałem”. Jakby wszystko, co piękne, musiało zostać oswojone, wybetonowane i nazwane „inwestycją”. Kilka kilometrów od tego skarbu natury, trwa właśnie wycinka setek hektarów podobnie dziewiczych lasów… Inwestycja zdecydowanie niezbędna, jednak jej lokalizacja to już osobna historia. Lokalizacja, z którą po prostu nie mogę się pogodzić. Jeśli ktoś kiedykolwiek spacerował po plażach w okolicach Słajszewa czy Stilo, to zrozumie, dlaczego akurat tutaj boli to bardziej.
A skoro o inwestycjach mowa – na środku Zatoki Puckiej można zakupić bardzo nietypową nieruchomość - wieżę obserwacyjno-pomiarową. Idealna dla introwertyków albo kogoś, kto marzy o prywatnej Atlantydzie. Stoi samotnie pośrodku wody, jak latarnia bez lądu, dom na środku świata. Ciekawe, czy znajdzie nowego właściciela, czy też któregoś dnia ktoś postawi tam – na przykład – Żabkę. I to będzie koniec tej baśni, w iście polskim stylu.
Zarówno Bałtyk, jak i cały nieoceniony dobrobyt natury nie wymaga wielkich deklaracji. Wystarczy czasem spojrzeć na to tak, jak patrzy się na coś, co ma wartość. Bez potrzeby posiadania, zmieniania, ulepszania. Po prostu docenić to, że jest. I że jeszcze jest taki, jaki powinien być. Tylko czy my jeszcze umiemy patrzeć, zamiast brać?