Wyjście z uzależnienia jest ciężkie. Uzależnienie poniekąd jest w nas wrośnięte, w nasze nawyki. Często go nie widzimy, a to ono podpowiada nam różne pomysły i finalnie wszelakie drogi dyskretnie do niego prowadzą.

Dyskretnie, a czasem hucznie znajdujemy powód by się napić, by sięgnąć po telefon, by nakręcić się w swojej wielkości. Endorfina, dopamina, serotonina, melatonina, amfetamina. Świętując lub na smutek, samemu lub ze znajomymi - zawsze znajdzie się powód. Skaczemy między kolejnymi stymulantami szprycując się tym, co nas nakręca. Miasto w tym pomaga: na każdym rogu czeka atrakcja, cukierek, piękna pani, bar, kasyno. Ulice nocą to park rozrywki dla dorosłych: szot wódki to huśtawka, a uśmiech nieznajomej to trampolina. Odkrywamy nowych kolegów i koleżanki wychodząc za róg w świetle latarni. A w kasynie trwa w tym czasie bezczas. Może i tam zajrzeć? Noc jest młoda - spróbuj swojej szansy! To miejsce, od którego inne miejsca nauczyły się jak zapraszać człowieka w bezmyślność. Obłe kąty byś krążył bezwiednie w przestrzeni, brak okien, darmowe drobne uciechy, brak zegarka. Niech noc trwa, jeszcze jest młoda, bezczas zaprasza. Chłodna kalkulacja i cashowanie naszych słabości.

Wystawiani jesteśmy na pokuszenie, na zagłuszenie i na spełnienie pragnień. Myślę, że uzależnienie to nasza choroba cywilizacyjna. To nasza rozpędzona słabość, gdy zadbanie o siebie to nawyk zarezerwowany dla nielicznych. Może chociaż suplement, witaminki? W codziennej huśtawce nastrojów i problemów szukamy stabilności w tym co pod ręką, w tym co najłatwiejsze, bez wysiłku. Upodlenie oczyszcza i ta cisza na kacu, gdy łzy ciekną z oczu ze zmęczenia, ale i ukojenia. Moją osobistą giełdą jest nastrój: gdy jestem na fali wszystko kupuję, gdy idę w dół to wyprzedaję.

Wyjątkową formą upodlenia są dla mnie papierosy początku XXI wieku, czyli media społecznościowe. Kiedyś każdy z fajką, dziś ze smartfonem, który przybliża nas do tych, co daleko, a oddala od tych, co blisko. Jednak problem zdecydowanie leży, gdzieś indziej - w uzależnieniu, które jest niewidoczne. Bo przecież to tylko przesuwający się wall, trzeba sprawdzić maila, trzeba odpisać na sms i przeczytać newsy. I tak wszyscy stoją na tych przystankach zapatrzeni w świecące prostokąty. Moi ziomkowie w pracowni powiedzieli, że na urlopie pisałem do nich więcej maili niż będąc na co dzień w pracy. Czy to lęk przed utratą kontroli?

Ta niepewność, ciągłe nawykowe sprawdzanie i bycie na bieżąco zjada nas powoli, ale skutecznie. Buduje nas to tak samo jak „fake insta life”, który śledzimy, a czasem tworzymy. Najbardziej słodkie posty o sukcesach tworzę, by poprawić sobie nastrój. Łapię się deski ratunku jaką jest idealny wizerunek w sieci. Uśmiechnięty głupawy filmik. To działa, choć to zupełnie co innego niż autoterapia jaką jest ten felieton. To wyznanie win, próba doprowadzania siebie do porządku. Gdy zaskoczę szczerością to w końcu zdobędę zaufanie i sympatię.

W końcu będę mógł być wolny.

Nie będę uzależniony od przeżycia.