Końcówka roku to tradycyjnie czas podsumowań i analiz to co było, także założeń i deklaracji tego co będzie. I tych osobistych, związanych z życiem prywatnym. I tych publicznych. Lokale wypełniają się tzw. firmowymi wigiliami, a w mediach pojawiają się masowo reklamy świąteczno – noworoczne. W telewizjach roi się od pełnych emocji i głębokich przekazów reklam. Telefonie komórkowe przypominają nam o tym jak ważny jest człowiek i budowanie więzi (oczywiście pod warunkiem, że kupimy odpowiedni abonament i będziemy dzwonić z najnowszego modelu telefonu), urzędnicy i politycy wszystkich szczebli okazują ludzką twarz i troskę, a sklepy i wszelkie publiczne miejsca świecą się na kolorowo. Lewica, której jednym z głównych postulatów jest wyraźny rozdział kościoła od państwa zgłasza postulat (już przegłosowany), by wigilia świąt Bożego Narodzenia była dniem wolnym od pracy.
To tylko malutki fragment publicznego życia, coraz bardziej wymykającego się z reguł logiki. Hasło „Obyś żył w ciekawych czasach” dzisiaj stało się aktualne, jak nigdy. Czy jednak o taką ciekawość nam chodzi?
Ludzkość od zarania dziejów miała okresy stabilizacji i spokoju, a także napięć, intensywnych przemian politycznych i społecznych. Zmienia się jednak ich tempo. Wraz z rozwojem technologii okresy zmian i napięć pojawiają się coraz częściej, i wygląda na to, że doszliśmy do sytuacji, gdy stają się one nasze codziennością, a do tego coraz bardziej nieprzewidywalną. Wobec tych zmian można przyjąć w zasadzie dwie postawy – skupić się na sobie i najlbliższym otoczeniu, zapomnieć albo aktywnie brać udział w życiu publicznym. Widać je najlepiej w trakcie wyborów, połowa głosuje, a połowa jest obojętna. Być może ta druga nie widzi efektu sprawczości w byciu aktywnym obywatelem. Jest w tym jakaś część prawdy, bo przecież nie bez powodu powszechne jest hasło „głosowania na mniejsze zło”. To też sygnał, że głosujemy najczęściej przeciw, a nie za, co gorsza z biegiem lat odkrywając, że ci na których głosujemy i tak nie mają zamiaru dotrzymywać swoich obietnic. Wiarygodność deklaracji polityków to oddzielny temat, i raczej do analizy przez ekspertów z dziedziny nauk społecznych i medycznych.
Wbrew pozorom posiadamy sprawczość. Nie tylko w trakcie wyborów, ale na co dzień. Można zacząć od małych kroków, i to każdego dnia, np. ograniczając śledzenie programów telewizyjnych i radiowych polityków, gdzie przekaz merytorczny znika pod ciężarem emocji i wzajemnych epitetów. Ich celem nie jest wyjaśnienie sprawy, ale pokazanie przeciwnika politycznego w jak najgorszym świetle i wywołanie w nas negatywnych emocji. A dla medialnych gigantów uzyskanie zasięgów i cytowalności. Bo, chyba nikt nie powie, że po godzinie, czy dwóch słuchania informacji nie czuje narastającej złości. Oczywiście od polityki nie uciekniemy, najłagodniejszym wyjściem jest słowo pisane, gdyż zawiera znacznie mniejszy ładunek emocjonalny, a znacznie większą dawkę merytoryki. Tutaj też istotny jest dobór źródeł i odpowiednie dawkowanie, gdyż samo przeskrollowanie od góry do dołu tytułów w największych polskich portalach może wywołać przerażenie nagromadzeniem agresywnych zwrotów. Nie dziwmy się potem narastającej frustracji i złości. Spróbujcie zrobić test, czytając tylko zajawki i wyłapując jakie zwroty i wyrazy w nich dominują.
Coraz częściej zastanawiam się na ile interes polityczny jest tożsamy z interesem ludzi. Nikogo chyba nie zaskoczę, że coraz trudniej znaleźć na to dowody. Politycy przekraczają kolejne granice, a kolejne kampanie są coraz brudniejsze. Widać to po kampanii prezydenckiej, jeszcze się nie zaczęła, ale syf już trwa. Stąd tak ważne jest odebranie im inicjatywy w debacie publicznej. Możemy to zrobić, z jednej strony nabierając dystansu do ich narracji, ale z drugiej samodzielnie podejmując inicjatywę rozmowy. Takiej, której celem nie jest atakowanie, ale chęć zrozumienia. Gdyby każdy z nas, mając sprecyzowane poglądy postanowił, że od nowego roku zacznie rozmawiać z tymi, których poglądy uważa za wyraźnie odmienne od swoich. Mówiąc współczesnym, politycznym żargonem, jest z innego plemienia. Po to, by wysłuchać, zrozumieć. I być wysłuchanym. I szukać tego co może być wspólne. Rozpocząć dialog.
To samo dotyczy niezliczonej liczby wydarzeń i imprez. Organizujecie imprezę? Będą politycy, przedstawiciele władzy? Jasne, proszę bardzo. Nie wystawiajmy ich jednak na piedestał, niech będą na tym samym poziomie jak inni uczestnicy. Na równi, jak każda inna osoba.
Uspokojenie nastrojów to warunek do rozmowy i wzajemnego zrozumienia. A potem może być tylko lepiej. I tego sobie i Wam drodzy czytelnicy życzę w nadchodzącym 2025 roku.