Ten rok taki właśnie był: za chwilę będzie wojna, zaraz będzie pokój. Zamykają ambasady, otwierają kanały dyplomatyczne. Inflacja rośnie i spada naprzemiennie. Podobnie ma się konsumpcja. Rekordowa sprzedaż mieszkań, sprzedaż hamuje. „Trump to Hitler” a chwilę później: „Trump to przyjaciel”. AI nam pomoże, AI nas zniszczy. Dobry Musk, zły Musk…

Co to był za rok! Trudno było nadążyć, trudno było spać spokojnie, trudno było choć chwilę odsapnąć w tym napięciu, które dodatkowo podgrzewa scena polityczna w Polsce. A za chwilę wybory prezydenckie, więc trzeba nas trzymać w odpowiedniej temperaturze, by w odpowiednim momencie podkręcić śrubę. Co więcej, zdaje się, że 2025 rok chyba nie zwolni: pokój lub eskalacja wojny, Trump u władzy, AI rośnie w siłę, Chiny kontra USA, zmiany rządów w Europie, globalna północ kontra południe. Wiele punktów zapalnych.

Patrzę na swoich zmęczonych studentów i to, co dla pokolenia 40+ jest „chwilowymi zawirowaniami” - dla nich jest nieprzewidywalną codziennością. Młodzi ludzie przez połowę swojego życia doświadczyli najpierw covida a potem wojny za naszą wschodnią granicą. Ciągłe poczucie zagrożenia, ciągłe poczucie zmienności i tego, że nie wiadomo co przyniesie jutro. To po nich widać - spójrzcie na nich - młodzi, a już zmęczeni. Warto dać im po prostu trochę świętego spokoju: chwili bez mediów, telefonów, zadań, zmartwień. Po prostu nic. I aż nic.

Dla mnie był to rok niezwykle rozwojowy. Jednak wszystko, co dobre w historii cywilizacji, także piękny człowiek, rodzi się w bólu. Mnie czyni to mocniejszym oraz nadaje głębszej i bardziej przestrzennej oraz wielowątkowej perspektywy. Z pewnością wychodzę z tego roku będąc poniekąd innym człowiekiem i dużo bardziej zdaję sobie sprawę, co mi się w życiu podoba. Nie wiem czy to domena wieku, ale skóra robi się twardsza. A może to właśnie już znak tych czasów…

Gdy jest mi naprawdę ciężko i przygniata mnie ta huśtawka to po prostu tańczę. Robię sobie takiego krótkiego dziesięciominutowego i jednoosobowego Sylwestra. Po prostu tańczę z bezradności, w rytm ironii losu. I odpuszcza. Bo czasami po prostu trzeba przegrać. Nie ma co się napinać. Lubię wtedy spaść na dno, położyć się na nim jak w ciepłym łóżeczku, a potem odbić się do góry. I wystrzelić nadzieją nowych pomysłów. Czasem z bezsilności, przegrania i bezradności rodzą się te najlepsze pomysły. Ale najpierw trzeba odpuścić.

Życzę Wam na Nowy Rok byście na chwilę dali sobie spokój. Dosłownie.