Gdy dopadła nas zaraza, aby nie oszaleć z nudów, napisaliśmy książkę kulinarną. Taką naszą od A do Z, bez nacisków wydawcy, na pełnym luzie, ale z ogromem wiedzy jaką przekazaliśmy w treści. Tak powstała K5 Domowa Gastrobanda. Podczas składania materiałów jeden z zaangażowanych kucharzy podesłał przepisy, które oczywiście musieliśmy przerobić z kucharskiego żargonu na nasz język. Tam pojawił się wątek o treści mniej więcej takiej: „nacieramy ptaka chili…”. To był jeden z momentów, który pozwolił uruchomić naszą wyobraźnię i zabrał nas do najbardziej absurdalnych zakamarków naszych myśli. Przypuszczam, że to w czasach kiedy ludzie wymyślali różne tortury, ten natarty ptak chili niejednego mężczyznę powaliłby na kolana ze wzrokiem błagającym o litość. Wtedy mycie ptaka byłoby obowiązkowe. Ale do rzeczy, skupmy się bardziej nie na włochatych myślach, a odwiecznej dyskusji mięsożerców. Czy myjemy mięso przed obróbką termiczną? Niech ten ptak przez chwilę zostanie przedstawicielem wszelakich gatunków mięs, od drobiu, po dziczyznę. Dlatego jeszcze raz: czy myjemy ptaka przed gotowaniem, smażeniem?
Oto temat, który zasługuje na uwagę naukowców, filozofów, a nawet psychologów. Bo przecież decyzja o tym, czy wrzucamy ptaka do wody, zanim ten trafi na patelnię, nie jest tylko kwestią higieny – to sprawa godności, tradycji i poczucia, że w kuchni rządzi mama, babcia, a może tata. Zastanówmy się więc nad tą kwestią, która trzęsie niejednym polskim domem.
Zwolennicy mycia ptaka to osoby, które traktują kuchnię jak laboratorium chemiczne. Przed nimi leży surowe mięso, błyszczące, jakby żyło własnym życiem i oto nadchodzi moment: myć czy nie myć? Nie ma wątpliwości! Mycie mięsa przed gotowaniem to dla nich jak rytuał oczyszczenia, które zanim wejdzie na kulinarne wyżyny, musi zostać symbolicznie potraktowane strumieniem wody.„Przecież na mięsie mogą być bakterie!” – grzmią zwolennicy mycia. Myjący wierzą, że woda to bariera, która odcina złe siły, jakby samo opłukanie ptaka mogło sprawić, że patogeny znikną w magiczny sposób. „Babcia zawsze myła mięso!” – dodają, przywołując autorytet kuchni rodzinnej, bo przecież babcia wiedziała najlepiej! Koniec kropka.
Są też tacy, którzy patrzą na mycie mięsa z politowaniem, unosząc brwi i zastanawiając się, po co marnować cenny czas, który mogliby spędzić na smażeniu, duszeniu i przyprawianiu. Nie myją mięsa, bo przecież i tak je ugotują. W ich świecie mycie mięsa to czynność zbędna, a może i nawet szkodliwa. Chlapiący się wszędzie wokół zlewu sok z ptaka? To dopiero bakteriologiczna bomba! Ile razy trzeba będzie wytrzeć blat i klamkę lodówki, zanim wróci się do spokojnego smażenia. To są ludzie z pragmatycznym podejściem do życia. Nie kupują zbędnych sprzętów, a w ich oczach mycie mięsa przed gotowaniem to jak próba umycia jajka w skorupce. Po co? Skoro wszystko się wypali, wygotuje, zniknie… Nie będzie już nic, tylko pyszny kąsek. Wysoka temperatura rozwiązuje każdy problem. Ostatecznie ptak po kilkunastu minutach na patelni będzie tak gorący, że żadna bakteria nie przetrwa tego piekła. Z kolei pieczenie mięsa to proces, który według nich dosłownie wyciąga wszelkie zło.
Oczywiście, jest też kolejny obóz, którego członkowie, jak przystało na mistrzów sztuki kulinarnej balansują na granicy obu światów. Ci kucharze, powołując się na współczesne naukowe autorytety, twierdzą, że mięsa myć nie trzeba, ale jeśli już, to… ostrożnie, z rozwagą, a najlepiej pod zimną wodą. Myją ptaka, woda chlapie wszędzie, a potem dezynfekują kuchnię jakby mieli przeprowadzać operację na otwartym sercu. Mycie to nie tylko kwestia estetyki, to rytuał, któremu oddają się z pełnym poświęceniem, jak przed ceremonią. Ale to też wielka odpowiedzialność, bo jedno nieostrożne chlapnięcie i można za tydzień leżeć z termometrem w ustach, przeklinając moment, w którym zdecydowało się poddać wodnemu obrzędowi.
Prawda jest jednak brutalna, jak zły dotyk. Kuchnia to teren pełen zasad, reguł, ale i osobistych wyborów. Mycie ptaka przed gotowaniem, choć naukowo niekonieczne, może być dla niektórych równie ważne, jak prawidłowy sposób krojenia cebuli – i to nie dlatego, że ktoś im to narzucił, ale dlatego, że tak właśnie się nauczyli. Jeśli myjecie ptaka, robicie to z poczuciem wyższej misji. Jeśli nie myjecie ptaka , prawdopodobnie patrzycie na świat z większym dystansem. Koniec końców, czy to nie cudowne, że w kuchni jak w życiu, każdy ma swoje racje? Następnym razem, gdy staniecie przed decyzją, czy zafundować swojemu ptakowi kąpiel, czy wrzucić go prosto na patelnię, pamiętajcie, że to nie tylko kwestia smaku czy bezpieczeństwa. To wyraz Waszej kulinarnej filozofii.