Nie wiem, co smakuje lepiej - zaskakujący w swojej łatwości bezczelny sukces, czy złośliwa porażka. Jeszcze gorzej, gdy sam jesteś autorem tej złośliwej niedogodności, która wtacza się jak kula śniegowa do twojego poukładanego świata. Gdy szorujesz gębą po dnie i wszystko się wali jak domek z kart, to nic tak nie wkurza jak banały w stylu: „sukces to suma porażek” albo „porażki uczą najwięcej”… Bo w chwili kryzysu nie chcesz się uczyć, nie chcesz też, by ktoś ciebie pouczał. Jesteś na przemian wściekły, załamany, bezradny, zamknięty, otwarty, słuchasz głośno muzy, miotasz się, siedzisz prosto, rozglądasz się, próbujesz skoncentrować, planujesz wierząc, że wszystko się uda, a za chwilę piszesz czarne scenariusze. Udajesz, że funkcjonujesz normalnie, nie chcesz pamiętać o kryzysie, a chwilę potem chcesz go analizować i oznajmiasz, że nic już nie będzie normalnie. Nawet jak to piszę to usta zaciskają mi się w grymasie wściekłości i zaczynają przypominać mordę pitbulla tuż przed atakiem. Jestem wściekłą nienawiścią Tylera. Tylko spokojnie, tylko spokojnie - jakoś to będzie. Zobaczysz syneczku - jutro na pewno znajdziesz rozwiązanie.

Jakie to odległe chwilom triumfu, uśmiechowi losu. Jeszcze lepiej, gdy sam na to zapracowałeś i dumny z siebie w stylu Snoop Doga chcesz sam sobie podziękować za siebie. I jesteś zachwycony swoim zachwytem, wzruszony swoim wzruszeniem, przejęty swoim przejęciem i śmiało spoglądasz przed siebie snując coraz bardziej śmiałe plany. A świat to widzi - widzi, że ci się udało, choć niektórzy bardzo mocno próbują ukryć przed tobą, że to dostrzegli. Stajesz się dealerem swojego szczęścia i planujesz, do kogo zadzwonić i komu powiedzieć, jak świetnie ci się udało. Niezawodni przyjaciele z uśmiechem wysłuchają kolejnej opowieści, życiowi powiernicy, stabilizatorzy marzeń mający w sobie barometr zmian. Niech ta chwila trwa, z pewnością ten strzał chemii szczęścia będzie trwał wiecznie. Jesteś nieśmiertelny. Good for you.

Gdyby nie płynący czas to dno rozpaczy byłoby rozleglejsze, ale on płynie i zmienia optykę. Szczęście sukcesu też nie ma bezwarunkowej trwałości. Im bardziej je chwytasz, tym bardziej się rozpuszcza, a kolejne dni zmieniają perspektywę. Chyba jak każdy myślę o tym, jaki będzie kolejny dzień i kolejny miesiąc. Czy zapisane w kalendarzu plany są warte tego, że tam są? Czy wydarzy się jakaś tragedia czy może będzie to czas słodkiego bezczasu. Lato bezpowrotnie mija, turyści wyjeżdżają. Czas na jesień.

- Jakoś mam wrażenie, że pojechałeś za bardzo.

- Coś byś dodał, inaczej ujął?

- Zaczyna się dobrze, a potem płyniesz w stronę abstrakcji.