W mroźnym sercu każdej kuchni lodówka daje nadzieję na godne przechowywanie produktów, ale jej towarzyszka zamrażarka mogłaby śmiało konkurować z najgłębszymi tajemnicami wszechświata. W jej mroźnej otchłani czas przestaje istnieć, a jedzenie wchodzi w fazę głębokiej hibernacji. To istne królestwo zapomnianych skarbów. Wkładając jedzenie do zamrażarki, często wyobrażamy sobie, że mamy władzę nad czasem. Myślimy naiwnie, że schowane tam kąski będą tak świeże jak je zapamiętaliśmy, ale nie do końca mamy rację. Każdy z nas kiedyś doświadczył tej kuriozalnej chwili, kiedy wyciągnął z zamrażarki coś, co kiedyś miało być kulinarnym objawieniem, a teraz przypomina bardziej eksponat z zamierzchłych czasów. Bywa, że ten cud współczesnej technologii pozwala nam zmienić nasze kuchenne arcydzieła w lodowe bryły nieokreślonego pochodzenia. Gotujemy zbyt dużo, bo większość została, tak wychowana, że „lepiej za dużo niż za mało”. Pakujemy zatem mało efektywnie nadmiar tego, co przygotowaliśmy i myślimy, że mrożenie to doskonały sposób na unikanie wyrzutów sumienia.

Te wszystkie ręcznie robione pierogi, które w przypływie twórczej energii przygotowałeś na zapas, teraz leżą w zamrażarce i czekają na lepsze czasy. Czy te chwile kiedykolwiek nadejdą? Nikt tego nie wie, ale świadomość, że te pierogi tam są, daje poczucie bezpieczeństwa. I pewnie dlatego zostaną tam na zawsze, bo przecież nigdy nie wiesz, kiedy naprawdę ich potrzebujesz.

Zachłystujesz się chwilowym entuzjazmem bycia fit, więc kupujesz gigantyczną paczkę szpinaku. Mrozisz z nadzieją, że kiedyś będzie składnikiem każdego smoothie, sałatki czy dania głównego. Trzy miesiące później, odkrywasz ten biedny szpinak, który zamienił się w lodową wersję zielonej papki.

Kiedy przychodzi czas na mrożenie mięsa, zamrażarki zamieniają się w lodowe muzea. Każdy kawałek kurczaka, który tam wrzucisz, po kilku miesiącach wygląda jak coś, co mogło być odkryte w wiecznej zmarzlinie na Syberii. Bez względu na to, jaki to będzie kawałek mięsa, jeżeli nie jest opisany gwarantuje same niespodzianki. Schab wieprzowy, pierś z kurczaka, czy cielęcina wyglądają w świecie mrozu tak samo. Czapki z głów dla tych którzy potrafią odróżnić te kąski zawinięte w worki foliowe przed rozmrożeniem.

Najlepsi są jednak miłośnicy fizyki z iskrą foodie. Uwielbiają procesy, w którym ciecz przechodzi w stan stały na skutek obniżenia temperatury poniżej jej punktu zamarzania. Tacy wrzucają każdą resztę do mrożenia, każdy niedokończony obiad, tworzą istną wieżę Babel, która pewnego dnia zmusi ich do refleksji nad życiowymi decyzjami…

Mrożenie żywności to nie tylko praktyczne rozwiązanie, to prawdziwa sztuka. Jeżeli odpowiednio spakujecie w worki soczyste owoce, zgrzejecie tak, aby nie oddawały swoich zapachów, a inne ciekawe kąski dodatkowo zapakujecie próżniowo to pierwsze kroki do idealnego świata mrozu za wami. Jak opiszecie co to dokładnie jest z datą, kiedy wpadliście na ten pomysł, to nawet kontrola sąsiadki, która może przypadkiem pracuje w Sanepidzie nie będzie wam straszna. Macie może kumpla w knajpie, gdzie mają szokówkę, czyli urządzenie, które w bardzo krótkim czasie przy użyciu niskich temperatur zamraża produkty, to już zdobędziecie kulinarny Mont Everest porą zimową. Pamiętajcie jedynie, jak najdzie was ochota na te smakołyki, żeby pozostawić je w lodówce do momentu aż wrócą do stanu pierwotnego. Wówczas nawet w styczniu poczujecie ten powiew gorącego powietrza, kiedy pieczołowicie zamykaliście soczyste i pachnące maliny.

Namawiam jednak, aby Antarktyda nie kształtowała wiedzy o przechowywaniu żywności. Zanim zamrozicie warto wziąć zimny prysznic, na pewno ostudzi zapał. Zdrowy rozsądek nie zmieni eksperymentów w lodowe katastrofy. Jeśli jednak macie wątpliwości, pamiętajcie: świeże zawsze wygrywa, bo pięknie to zostało wymyślone, że każda pora roku ma swój urok i pyszne składniki.