Letnia wystawa w Muzeum Gdyni pozwala cofnąć się w czasie o dobrych 100 lat, kiedy to miasto miało wszelkie szanse stać się kurortem letniskowym. „W Gdyni nie pada”, bo o niej mowa, to zaproszenie do odkrywania tej nie wszystkim znanej przeszłości, a jednocześnie możliwość zanurzenia się w to, co się z jej kolorytem kojarzy i to od wielu lat.
Na każdą pogodę
W ten świat wprowadza hasło-zaklęcie „W Gdyni nie pada” mające odstraszyć potencjalne niedogodności i zagwarantować korzystanie z letnich atrakcji pod słonecznym niebem. Jakże to aktualne! Tymczasem w Muzeum Gdyni można znaleźć wytchnienie niezależnie od pogody – w trakcie upałów warto zrobić sobie tutaj małą przerwę, a, jeśli już zdarzy się deszcz, tym przyjemniej się tu schronić i rozerwać niezależnie od wieku.
- Naszym założeniem było stworzenie wystawy dostępnej dla wszystkich, a w szczególności rodzin z dziećmi. Widzimy, że dorośli także dobrze się tutaj bawią – mówi kuratorka wystawy Gosia Bujak. – Na pomysł tej ekspozycji wpadłam w zeszłym roku, gdy wychodziłam z pracy i zobaczyłam w naszym foyer wiele rodzin z dziećmi, które czekały, aż przejdzie deszcz.
Z historią w tle
Snuta przez wystawę historia zabiera nas w początki ubiegłego wieku, kiedy to gdyńską plażę okalały łąki i nieliczne zabudowania. Otwarta w 1870 roku linia kolejowa, oferująca bezpośrednie połączenie z Warszawą, sprawiła, że Gdynię licznie zaczęli odwiedzać letnicy. Szukali tu ciszy i odpoczynku na łonie natury, blisko morza, ale i okolicznych lasów. Przywieźli ze sobą modę plażową, która ku zgrozie okolicznych mieszkańców zagościła nie tylko na kąpielisku, ale i w jego okolicach. Wyrazem najgłębszego żalu i oburzenia był wysłany przez nich list do Wójta Gdyni ze skargą i wezwaniem „w imię zdrowia moralnego” do niezwłocznego zajęcia się tym problemem. A o tym, na ile rzeczywiście ówczesne stroje plażowe i pantalony mogły szokować, można przekonać się w udostępnionej w ramach ekspozycji przebieralni.
Na wystawie znajdziemy też liczne zdjęcia, mapy i wakacyjne pamiątki. A wśród nich breloczki, przypinki, pamiątkowe fotografie z bocianem czy białym niedźwiedziem, choć podobno to szproty bałtyckie i butelkowana woda morska wiezione do domów robiły największą furorę. Na głowę zakładano wówczas zwiewne kapelusze, korzystano z leżaków oraz koszy wiklinowych do osłony przed wiatrem. Grano w piłkę plażową, pływano łódkami do „Sopotów”, organizowano rejsy na Hel oraz do Jastarni i hucznie obchodzono Święto Morza. A nade wszystko rozbudowywano infrastrukturę kurortową i willową. Ten dynamiczny rozwój letniskowy skutecznie powstrzymała budowa portu i wiążące się z tym zanieczyszczenie wody.
Sensoryczne oblicze Gdyni
Dla wzmocnienia historycznego przekazu zamysłem kuratorki wystawy było jego połączenie z sensoryką czyli odbiorem otoczenia przez zmysły. Koncepcja ta wykracza poza ramy tradycyjnego muzealnictwa, chodzi o odbiór całości poprzez mnogość wrażeń – wzrokowych, ale i dotykowych oraz słuchowych. Już na samym wejściu na wystawę odwiedzających kusi wielofakturowa ścianka sensoryczna, której można dotykać.
- Wpadłyśmy na ten pomysł z projektantkami w trakcie tworzenia wystawy, a wykonanie leżało po stronie naszego Ośrodka Edukacji z materiałów, które zostały z przygotowywania ekspozycji – wspomina Gosia Bujak. – Prawie wszystko to recykling.
Ta polisensoryczna eksploracja odbywa się na wielu polach. Dzieci z pewnością docenią możliwość biegania, zjeżdżania i zabawy w przeznaczonych do tego przestrzeniach. Dorosłych z kolei zachwyci mnogość barw, struktur i zgromadzonych pamiątek, będą także mogli przestudiować mapy i sprawdzić, jak ewoluowało samo miasto.
Organizatorzy wystawy ograniczyli do absolutnego minimum dystans między odbiorcami, a obiektami. Te ostatnie zaprezentowane są z większym „oddechem” w odróżnieniu od tradycyjnych, przeładowanych ekspozycji muzealnych. Na wystawie pojawiają się szyszki, patyki, piasek, a także klif orłowski, z którego o dziwo można zjeżdżać – to nie lada gratka dla najmłodszych. A, gdy już się zmęczą, mogą odpocząć w specjalnie zaaranżowanej strefie ciszy z wygodnymi poduchami – ciemnej, rozjaśnionej jedynie żółto-pomarańczową poświatą. Można się tu poczuć jak perła ukryta w muszli.
Najmniej sensoryczne miejsce to galeria, w której oryginalne obrazy, dla ich bezpieczeństwa, zawieszono nieco wyżej. Jednocześnie zostawiono ciekawie zaaranżowaną przestrzeń na rysunki najmłodszych, które można nakleić na ścianie i w ten sposób stać się gdyńskim artystą.
Cztery gdyńskie wszechświaty
Wystawa podzielona została na cztery przestrzenie: głębię, wybrzeże, plażę oraz klif. Każdą z nich charakteryzuje inna kolorystyka i odmienny przekaz. Znajdziemy tu nabrzeżne kamienie w miękkim, kojącym wydaniu, tajemniczą głębię, w której można się zanurzyć czy barwne glony, do których nawet materiałowej wersji podchodzi się z pełną dozą nieufności.
- Głębia cieszy się bardzo dużym powodzeniem. Znajduje tu ujście potrzeba przeciskania się, odkrywania, schylania i chowania się. Uszyliśmy dodatkowo flądry i śledzie, które są sporą atrakcją i co rusz wzlatują w powietrze, a nawet i dolatują na parter – śmieje się Gosia Bujak. - Część z eksponatów robiliśmy sami jako pracownicy muzeum. Wystawa jest zbiorem dzieł profesjonalnych projektantów i twórców oraz naszych rąk. Rodzinny charakter wystawy, podkreśla fakt, że mama naszej projektantki aranżacji wykonała też wspomniane ryby.
Całość ekspozycji łączy identyfikacja graficzna epoki oraz granatowa wyklejka – w miejscu tradycyjnej czarnej – kojarząca się z kolorem morza.
- Identyfikacja graficzna nawiązuje do lat 20-tych i 30-tych XX wieku, skąd pochodzi jeden z plakatów, na którym możemy zobaczyć kilka krojów pisma. Stanowił on, główną inspirację dla identyfikacji graficznej naszej wystawy. Rzemieślniczy charakter tamtych lat dodają ręcznie malowane szyldy nawiązujące do typografii i technik z tamtego czasu – opowiada Gosia Bujak.
Muzealnictwo na miarę XXI wieku
Wystawa „W Gdyni nie pada” to wyjątkowo przyjazny rodzinom koncept. Rodzice mogą studiować zgromadzone eksponaty, podczas gdy dzieci korzystają z dostępnych atrakcji. Sama ekspozycja dostosowana została na potrzeby najmłodszych, otwierając dla nich przestrzenie muzeum i umożliwiając im swobodną eksplorację. Dlatego dorośli i najmłodsi powinni zwiedzać ją wspólnie i razem odkrywać świat gdyńskiego letniska.