Sezon na kaloryfer w okolicy pępka, ciało koloru cappuccino słońcem liźnięte i luz w galotach już w pełni. Jednak nie wszyscy poradzili sobie z obietnicami noworocznymi o byciu wymuskanym i muskularnym. W ten wakacyjny czas sport wylewa się wszędzie, piłkarze, lekkoatleci, pływacy podczas mistrzostw swoim wyglądem wpędzają nas w zakłopotanie. Dieta i sport – te dwa słowa zazwyczaj nie idą ramię w ramię. Naciskają nas obrazy z ekranu, komentarze partnerów, obcych ludzi. Zaczynamy walczyć i wchodzimy w świat zupełnie nieznany. Wtedy zaczyna się niezła jazda bez trzymanki. Szukamy diety cud, wszakże wszyscy mówią, że „jesteś tym, co jesz”. Gdyby to była prawda, to wiele osób byłby pizzą z podwójnym serem. Jest jedna idealna dieta, która polega na zmniejszeniu porcji, a nie porzucaniu wszystkiego co uchodziło na przysmak.

Kolejny magiczny krok w byciu fit - wkraczamy na siłownię. Pewnym krokiem, z nowymi butami, ręcznikiem na ramieniu, niczym Tom Cruise w Mission:Impossible. Często rzeczywistość obcowania z taką ilością maszyn wydaje się bardziej skomplikowana niż schematy działania samolotu. Patrzymy na innych, którzy wykonują ćwiczenia z gracją baletnic, próbujemy ich naśladować, ale tylko nieliczni odważą się pierwsze kroki rozpocząć z trenerem. Dochodzi jakiś fatalny dysonans poznawczy, więcej niż połowa ludzi zamiast ćwiczyć siedzi w telefonach, bo mają przerwy w serii, ale czego? Chyba podglądaniu kolejnych pięknie wyrzeźbionych ciał na Instagramie. Kolejny klops w strefie męki.

Nie idzie dobrze to, co zakładaliśmy, więc wykonujemy kolejny ważny krok, nowy trend, czyli superfoods. Jagody goji i nasiona chia mogą zamienić nas w nadczłowieka, wyruszamy do sklepu zdrowej żywności. Wracamy z torbą pełną egzotycznych składników i przystępujemy do eksperymentów kulinarnych. Domownicy z przerażeniem w oczach obserwują, gdy mieszamy smoothie z jarmużu, awokado i spiruliny. Niech żyje zdrowie, każdy to wie. Niestety wracają traumy z dzieciństwa, gdzie wymysł farmacji, czyli syrop na kaszel smakował jak wiele tych magicznych składników.

Mija czas, lodówka wciąż jest pełna jarmużu, a my zdajemy sobie sprawę, że to balans jest kluczem do sukcesu. Zamiast ekstremalnych diet i morderczych treningów, zaczynamy myśleć o małych, zrównoważonych krokach. Wracamy do swoich ulubionych potraw, ale z umiarem. W miejsce codziennych wycieczek na siłownię, wybieramy spacery z rodziną i weekendowe wycieczki rowerowe. Znajdujemy równowagę, która nie tylko jest zdrowa, ale też sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Musicie wiedzieć, że zdrowy styl życia to nie wyścig na sto metrów podczas olimpiady. To maraton pełen smaków, przyjemności i uśmiechów, nawet z kawałkiem pizzy.

Smakujcie i rozkoszujcie się, lato to swoboda i wiatr we włosach. Prośba mała, bez względu na to czy macie kształty rubensowskie, a może wyglądacie jak Adonis: darujcie sobie paradowanie w gaciach i bikini po deptakach miejskich i omijajcie kawiarnie i restauracje w tym swoim anturażu. Słono może to kosztować, ale przede wszystkim jest to mało smaczne.