Kulinarna galaktyka nadciąga do Trójmiasta. Gdzie gwiazdy nie lśnią na niebie, ale na stołach i talerzach najlepszych restauracji świata. Inspektorzy przewodnika Michelin rozgrzewają do czerwoności swoją oceną niejednego kucharza, wielu wprawią w zakłopotanie i na bank podniosą ciśnienie wielu restauratorom. Inspektorzy podróżują po całym świecie, szukając tych magicznych miejsc, gdzie jedzenie staje się sztuką.
Musicie wiedzieć, że te gwiazdki dla wielu kucharzy to spełnienie marzeń i szacunek w branży. Często niezbyt pochlebnie wypowiadają się na temat całego tego zamieszania, ale dajcie mi takiego, którego połechtane ego dobrym wynikiem nie wleci na wyżyny. To dopiero początek przygody. Wytrzymać to ciśnienie, to dopiero sztuka. Oczekiwania gości versus przyznany laur, czy, aby na pewno zasłużenie? Czym nowym nas zaskoczą? Czy, aby na pewno utrzymają poziom i pokonają kolejny stopień do bycia tym najlepszym według oceny inspektorów. Wielu oczywiście mówiąc obrazowo ma na to wywalone. Właściciele restauracji zarzucają wydawcy przewodnika Michelin niejasne kryteria przyznawania gwiazdek. Niektórzy restauratorzy nie życzą więc sobie, aby według nich pseudo fachowcy odwiedzali ich lokale i oceniali potrawy. Stwierdzają jednoznacznie, że eunuch i krytyk z jednej są parafii. Najlepsi światowej gastronomii ostrzegają, aby wyróżnienia Michelin nie stawiać sobie za życiowy cel. Doprowadziło to już do wielu dramatów.
Fakt wypadamy ubogo na tle całego tego zgiełku, ale wpływ na to ma wiele czynników. Najważniejsze, że wszystkie trzy miasta dogadały się w kwestii zaproszenia inspektorów. Nie jest to oczywiste dla wszystkich, ale zanim ktokolwiek się pojawi, aby ocenić kunszt kulinarny, to trzeba sporo wysiłku i sowitej opłaty.
Pierwsza gwiazdka Michelin to jak mała eksplozja smaku w naszych ustach. To znak, że ta restauracja oferuje coś więcej niż tylko posiłek, a serwowane są niezwykłe doznania smakowe.
Druga gwiazdka to już jakby gastronomiczna supernowa. Tutaj już nie ma miejsca na przypadkowe potrawy. To jest raj dla smakoszy, w których szefowie kuchni to prawdziwi artystyczni geniusze, a kelnerzy troszczą się o każdy detal, aby każdy mógł poczuć się jak król przy stole.
Na szczycie tej kulinarnej góry, gdzie światła migoczą najjaśniej, znajdują się trzy gwiazdy Michelin. To nie są zwyczajne restauracje. To sanktuaria smaku, świątynie wyszukanego serwisu, gdzie każdy kęs jest jak modlitwa, a każdy smak - objawieniem.
Wszyscy zadają sobie pytanie. Czy te gwiazdki nie są zbyt nadęte? Czy naprawdę musimy uzależniać nasze przyjemności od tego, co mówi Michelin? Czy nie można po prostu znaleźć własnej drogi po szlakach smaku, bez tego kulinarnego wyznacznika szczęścia?
Cóż, choć gwiazdy Michelin mogą wydawać się tajemnicze i trochę nadęte, nie można im odmówić jednego. To kompas, który prowadzi nas przez kulinarne morze. Ale pamiętajmy, że to my, nie Michelin, jesteśmy kapitanami naszych własnych podróży z najlepszym smakiem. Tak więc wyruszajmy w poszukiwaniu smakowych przygód, bez względu na to, czy na horyzoncie miga jedna, dwie czy trzy gwiazdki.
Często znajdziecie wybitne perełki, gdzie odlecicie na orbitę najlepszych zmysłów i rozkoszy, bez zaglądania do przewodnika, czy aplikacji. Pytajcie tubylców, gdzie odszukać tą rozkosz w miejscu, w którym obecnie przebywacie. To oczywiste, że najlepszymi ekspertami jest lokalna ludność. Miejscowi wiedzą, gdzie zjecie najlepszą rybę w Trójmieście, gdzie napijecie się najlepszych trunków, gdzie będziecie celebrowali każdą chwilę. Bo w końcu chodzi o to, żeby smakować życie na całego!