Stwierdzenie, że trójmiejska scena muzyczna jest ewenementem na krajowej mapie to żadna nowość. Tak jest od dekad, ale dzięki projektom jak Sea You Music Showcase możemy być pewni, że nic się nie zmieniło. Przez trzy kwietniowe dni, najpierw w siedzibie Instytutu Kultury Miejskiej, a potem w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim mogliśmy zobaczyć szerokie spektrum lokalnej twórczości.

Przeglądając program tegorocznej, trzeciej już edycji można było pochopnie dojść do wniosku, że to impreza mocno specjalistyczna, skierowana głównie do branży muzycznej i osób z nią związanych. Jest w tym pewna racja, czego dowodem były liczne panele dyskusyjne, poruszające zagadnienia inteteresujące właśnie dla branży. Ale tylko w połowie, bo drugą stanowiła muzyka i koncerty. I co najważniejsze – repertuarowo dobrane zupełnie inaczej, niż typowe, komercyjne imprezy i festiwale. W czasach, gdy polską scenę zdominował hip - hop to duże wyzwanie, które trzeba docenić.

W odróżnieniu od dwóch poprzednich edycji, które odbywały się tylko w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim tym razem pierwszy dzień zaingurowano w siedzibie Instytutu Kultury Miejskiej koncertem „Trójmiejska scena gra trójmiejskie piosenki”.

To projekt planowany już w 2019 roku, pierwotnie na Męskie Granie (agencja Live znana z Męskiego Grania jest głównym organizatorem Sea You). Pandemia pokrzyżowała jednak szyki, a międzyczasie pomysł się rozmył, by finalnie wrócić w tym roku. W nowym składzie. Na scenie zobaczyliśmy więc młodych muzyków z różnych trójmiejskch formacji, a pierwszoplanową rolę odegrała Zofia Bartoś, wokalistka Alfah Femmes.

Znawcy tematu zapewne znają z pewnością określenie Trójmiejska Scena Alternatywna (zamiennie nazywana Gdańską Sceną Alternatywną, mimo, że sporą część stanowiły formacje z Gdyni i Sopotu) do której zalicza się mocno rozpoznawalnych artystów z lat 80. I 90., Bielizna czy Apteka, Golden Life. Młodzi muzycy wzięli jednak na warsztat nie tych najbardziej znanych i popularnych, ale nieco bardziej lub całkiem zapomnianych jak Top Secret, IMTM, Pancerne Rowery, Marylin Monroe. Na scenie można było też usłyszeć numery Ścianki, Kobiet, Homosapiens, a nawet znanych z wcześniejszej epoki Trzech Koron.

I choć w kolejnych dwóch dniach można było usłyszeć kilka naprawdę dobrych i ciekawych koncertów to właśnie tego typu projekty świadczą o sile i różnorodności trójmiejskiej sceny, jej bogatej historii i nieprzebranej liczbie dzieł. Istotną cechą takich koncertów jest niespodzianka. Bo choć każdy znany artysta może podczas autorskiego koncertu zaskoczyć czymś nowym, to spontaniczny, nie grający ze sobą na codzień skład, który zmienia się na scenie prawie co utwór, tworząc nowe interpretacje tego co znamy z przeszłości oznacza podróż w nieznane. I nawet jeżeli akustyka lub warunki IKM, gdzie odbywał się koncert nie dorównywały tym z Gdańskiego Teatru Szekspirowego to i tak był to sukces. Tym bardziej cieszy, że zarówno organizatorom, jak i samym muzykom chce się takie „improwizacje” tworzyć.

Kolejne dwa dni to warsztaty, dyskusje i oczywiście koncerty w GTS. Z jednej strony takie klasyki jak Bielizna czy Kury, które reaktywowały się po wielu latach, Tomek Makowiecki, który odnalazł swoje własne miejsce w muzycznej przestrzeni, z drugiej jazzowy Tomasz Chyła Kwintet, Tomek Ziętek, lider Fruitcakes, czy też nieobliczalne Nene Heroine.