Znawcy zioła dostaną rumieńców na twarzy. Jednak nie chodzi o ten susz, który powoduje gastrofazę. To zresztą nieludzkie palić i jeść byle co - słoik majonezu ze śledziem i mleczną czekoladą. Są też ludzie rozkoszujący się pysznościami, a potem palą pety. Jedno i drugie z dobrym smakiem nie ma wiele wspólnego. Zostawmy ten susz i przejdźmy do ziół w kuchni, których właściwości prozdrowotne świat zna od wieków.
Te roślinki wybitnie podkreślają charakter wielu potraw. Te małe zielone cuda natury zmieniają świat smaku na lepsze. Często jednak to niezastąpiony element hipsterskiego stylu życia. Trzymanie doniczki z bazylią na parapecie kuchennym to znak, że jesteście na fali trendu, że rozumiecie subtelność kulinarnej magii. Tak, pod warunkiem, że zgłębicie podstawową wiedzę na temat tego, czym raczy nas natura. Zioła to smak i zdrowie.
Nie musicie siekać, czasami wystarczy, że mięta i Cachaça staną się jednością z kruszonym lodem, cukrem trzcinowym i limonką. Sam zapach bazylii wprowadza nasz mózg w dobry nastrój, ponieważ właściwości kojące i uspakajające to znak rozpoznawczy tych pięknych listków. Miłośnicy anyżu mają pole do popisu z pęczkiem bazylii tajskiej, a sam jej zapach zabiera nas w podróż do azjatyckiej rozkoszy kulinarnej. Kolendra jest znienawidzona przez wielu, a to wielki błąd, to jedna z roślin, która zawiera mnogość antyoksydantów. Pierwsze motyle w brzuchu są gwarantem tego, że możecie w swoich zasobach zielnika posiadać lubczyk, który rozkręca libido na maksa. Na ukojenie wybitna jest melisa, ta dopiero uspokaja i relaksuje. Słyszeliście słowo lebiodka? Nawet jeśli nie to znacie bez wątpienia - to pospolite oregano, które z powodzeniem neutralizuje wolne rodniki i wspomaga terapię wielu schorzeń - od niewinnych przeziębień przez grzybicę aż po zakażenia pasożytami. Wybitna nać pietruszki to bogactwo żelaza i witaminy C. Na samą myśl o liściach szałwii czuję, że mogę sobie pofolgować, bo jak mało która roślina poprawia trawienie. Igiełki rozmarynu pobudzają apetyt i w okresie pluchy wzmacniają odporność. Spadaj na szczaw, to nie jest dobre życzenie, więc jeśli nie będziecie zabielali zupy szczawiowej, to kości wasze przy garze tej pyszności ucierpią. To mikro początek wiedzy, która pozwoli rozkoszować się doskonałymi smakami i w razie potrzeby uzdrowi niejedno ciało.
Na suszone uważajcie, niektóre firmy pakują sieczkę, która z nazwą na opakowaniu ma niewiele wspólnego. Jak już nie macie chęci na świeżą zielarnię, to chociaż zróbcie sobie test tych ziół, które są dostępne na rynku. Przekonacie się sami, że różnica bywa ogromna.
Ja jestem jednak z bandy, która ubóstwia świeże zioła. Sam widok w kuchni tych przeuroczych „krzadyli” daje morze możliwości kulinarnych, od szybkiego pesto, po napar z rozmarynu. Zafundujcie sobie mały zielnik ze świeżymi ziołami, większość z nich to perpetuum mobile natury, odrastają jak szalone zaraz po zerwaniu. Zioła są nie tylko dodatkiem do potraw, ale także fascynującym elementem kuchni, który otwiera przed nami szeroki wachlarz możliwości smakowych, zdrowotnych i kulinarnych.
Niezmiernie cieszy fakt, że nauka o zielarstwie i roślinach wraca do łask. Widok zbierających ludzi dziką rukolę na trawniku podczas warsztatów kulinarnych zawsze zatrzymuje wzrok przechodniów. Wyprawy kulinarne do lasów z przewodnikami jak przetrwać bez jedzenia, to jedna wielka fascynująca przygoda. To wszystko jest dobrym prognostykiem, mimo tego, że maksymalnie pogubiliśmy się w świecie konsumpcji nie tylko żywieniowej. Ta marketingowa papka przypomina sobie o zielarstwie, jak tworzy nowy cudny krem na wyprostowanie naszej pomarszczonej skóry, a przecież można wchodzić w starość z godnością.
Natura zawsze dawała dobro. Ziemia puchnie od pestycydów i naszego ludzkiego ego. Pycha kroczy przed upadkiem. Jak się nie zatrzymamy, to pozostanie po nas jedynie pył i żałosne wspomnienie. Nasza dobrodziejka ziemia będzie się dalej kręciła, ale szum w jej głowie pozostanie jak po blanciku z ziołem. Przynajmniej będzie radosna!