Polsko-polska o „Chłopów” wojenka

autor: Viktoria Nevolia

Materiały prasowe Chłopi Sp Z o.o.

Najnowsze dzieło twórców „Twojego Vincenta” przyciągnęło do kin niespotykaną liczbę widzów – do tej pory „Chłopów” na dużym ekranie obejrzało ponad 1,7 mln osób. To wynik, jakim od wielu lat nie mogła pochwalić się żadna inna polska produkcja. Mimo aplauzu publiczności, tuż po premierze filmu równie dużo, co o doskonałych rolach m.in. Mirosława Baki czy Doroty Stalińskiej mówiło się o kontrowersjach wokół rzekomego wykorzystania przy produkcji sztucznej inteligencji czy niezgodnościach ze stanem najnowszych badań etnograficznych dotyczących choćby noszonych na planie strojów. O kulisy produkcji pytamy Annę Karcz-Bartkowską, kierowniczkę produkcji animacji malarskiej w sopockiej siedzibie BreakThru Films.

Najnowsza ekranizacja „Chłopów” Władysława Reymonta to w dużej mierze film animowany, ale też kolektywne dzieło malarskie.

Tak, w pracę nad tą produkcją zaangażowanych było wyjątkowo wiele osób, w tym ponad setka malarzy, którzy tworzyli „analogowo”, przy użyciu deski, pędzli i farb olejnych.

Czy dla każdej sekwencji widocznej w filmie tworzyliście osobne, malowane klatki?

Może zacznijmy od początku. Film składa się ze scen, a sceny z ujęć, ujęcia z klatek. I tak, każde ujęcie było animowane za pomocą farby olejnej. Poszczególne ujęcia z filmu były przydzielane malarzom. Niektóre ujęcia jak np. master shoty są długie, dlatego takie ujęcia były dzielone i malowane przez paru malarzy jednocześnie. W produkcji wzięło udział ponad 120 malarzy z całego świata.

Cały film był jednocześnie nagrywany standardowo, z udziałem aktorów?

Tak, dla całości filmu mamy nagranie live action, tak jak w przypadku „normalnego” fabularnego filmu. Dużą część akcji nagrywaliśmy w studio, na tzw. green screenie, tak jak np. kręci się dużo filmów s-f albo filmy akcji. Wiedzieliśmy, że część teł będziemy podkładać, np. wtedy, kiedy zależało nam na specyficznym obrazie nieba, pola czy scenografii nawiązującej do konkretnego dzieła malarskiego. Niektóre sceny kręciliśmy też w plenerach.

Część krytyków zarzuca wam, że film nie został ręcznie „odmalowany” w całości, że nie wszystkie klatki powstały przy użyciu manualnej pracy artystów.

Po pierwsze, gdybyśmy chcieli ręcznie odmalować każdy kadr w dwugodzinnym filmie, prawdopodobnie musielibyśmy na sam ten proces poświęcić więcej niż 10 lat. I tak malowaliśmy w sumie prawie dwa i pół roku. Na jedną sekundę każdego filmu przypadają 24 klatki. My z założenia, podobnie, jak w ”Twoim Vincencie”, tworzyliśmy co drugą klatkę. Na początku produkcji malowaliśmy olejnie właśnie co drugą klatkę z każdego ujęcia, a później co 4 lub co 8 – w zależności od skomplikowania ujęcia, ruchu kamery. Następnie klatki „pomiędzy” tymi malowanymi olejnie, uzupełniali malarze cyfrowi. Chętnie wyjaśniamy to każdemu, kto zechce zainteresować się tematem…

…albo zweryfikować to, co na temat produkcji „Chłopów” pisze się w internecie.

Tak… Podobno nasz film właściwie w całości stworzyła sztuczna inteligencja!

Nie pomagała wam nawet odrobinę?

Powiem szczerze, że jakiś czas temu mieliśmy nawet plan, żeby użyć jej przy produkcji. Robiliśmy kilkutygodniowe próby, współpracowaliśmy z firmą, która się w tym specjalizuje. Ale to nie wyszło.

Dlaczego?

Gdybyśmy chcieli domalowywać poszczególne klatki przy pomocy sztucznej inteligencji, stracilibyśmy dużo czasu na poprawianie tego, co „wypluła” z siebie AI. Nie ma jeszcze algorytmu, który potrafiłby dokładnie prześledzić to, co dzieje się pomiędzy ruchami pędzla, warstwami farby – skrypt po prostu gubi się między jedną a drugą linią, całość nie wygląda wtedy autentycznie.

Czym animacja cyfrowa różni się od tej stworzonej przy użyciu AI?

Cyfrowo robiliśmy tzw. „in-betweening”, to znaczy, że między klatkami malowanymi olejnie robiliśmy wstawki opracowywane cyfrowo, na specjalnych ekranach. Ale to wszystko robili malarze, osoby z odpowiednim artystycznym przygotowaniem. To nie jest tak, że my malujemy 4 na 1000 klatek, a resztę za nas robi komputer, kiedy my w tym czasie pijemy kawę. Główne klatki malują artyści, a to, co jest pomiędzy, inni potem animują cyfrowo.

Obrazy, które można zobaczyć w „Chłopach” powstawały m.in. w Sopocie.

Tak, w sopockiej siedzibie BreakThru Films, ale też w Litwie, Serbii i Ukrainie.

Wybuch wojny w Ukrainie podobno pokrzyżował wam plany…

I tak, i nie. Ukraińskie studio było w samym centrum Kijowa, niedaleko telewizji, zamknęliśmy je od razu po wybuchu wojny. Ściągnęliśmy wszystkich, którzy mogli i chcieli przyjechać, prywatnymi samochodami – tydzień później byli tu, w Sopocie, zakwaterowani. Z naszej malarskiej ekipy to było 8 osób, niektórzy z dziećmi, z rodzicami. To był bardzo trudny czas, zwłaszcza dla naszych ukraińskich przyjaciół.

„Chłopi” mieli w kinie rekordową widownię – do tej pory film obejrzało na dużym ekranie blisko 1,7 mln widzów. To jest najlepszy wynik polskiej produkcji od lat. Mimo bardzo pozytywnego odbioru wśród publiczności, nie obyło się bez kontrowersji wokół rzekomego użycia AI oraz warunków pracy malarzy.

Ludzie lubią szukać tematów, sensacji. Mam wrażenie, że niestety dotyczy to także krytyków filmowych.

O sztucznej inteligencji rozmawiałyśmy już co nieco.

I podkreślam raz jeszcze - AI nie „zrobiła” nam tego filmu! Wspomniany już in-betweening, między klatkami malowanymi olejnie, robiliśmy cyfrowo. Ale to wszystko była praca malarzy, osób z odpowiednim malarskim przygotowaniem. Tak działa współczesna animacja, nie zrobiliśmy jakiegoś wyjątku od reguły. Nikt już przecież nie tworzy filmów animowanych w stu procentach ręcznie, tak, jak działo się to 60 czy 70 lat temu w studio Walta Disneya. To znaczy – my też trochę tak robimy, ale używamy do tego innych narzędzi. Np. pana Tomasza Raczka, który miał do nas zarzuty w tym temacie zapraszałam do Sopotu. Chętnie pokażę mu, jak wygląda nasza praca. Niestety, na zaproszenie, póki co, nie odpowiedział.

Co z wynagrodzeniami dla malarzy?

Średnia za ostatnie pół roku pracy malarzy przy „Chłopach” to ok. 7020,93 PLN netto miesięcznie, na umowie o dzieło z przeniesieniem praw. Niektórzy malarze zarobili w tym czasie więcej. Są tacy, którzy pracowali u nas 3 miesiące, niektórzy ciągiem przez 2 lata. Wszystko zależało od tego, jak długo byli bezpośrednio zaangażowani w pracę przy produkcji. Staraliśmy się nie przekraczać średnio ośmiu – dziewięciu godzin dziennie. Mówię średnio, bo zdarzało się także, że ktoś pracował krócej lub dłużej. To były bardzo indywidualne kwestie, uzależnione od czyjejś dyspozycyjności, tempa pracy czy momentu, w którym akurat byliśmy przy produkcji. Generalnie muszę sporo czasu poświęcać ostatnio na odpieranie rozmaitych zarzutów.

Co masz na myśli, oprócz rzekomego wykorzystania sztucznej inteligencji i wysokości pensji malarzy?

Dowiaduję się na przykład, że niektórym nie podoba się sposób, w jaki przedstawiliśmy chłopów jako warstwę społeczną. Jest w filmie taka scena, w której wójt, wójtowa i Boryna siedzą przy stole w domu Wójta i Wójtowej.

Tak, jedzą i rozmawiają o matrymonialnych możliwościach Boryny. Strasznie przy tym mlaskając.

No właśnie. Czytałam ostatnio, że „bardzo brzydko” pokazaliśmy tych chłopów, że oni tak nie powinni mlaskać, bo to obrzydliwe…

To jest rzeczywiście obrzydliwe, ale raczej z innych względów. Oni dokonują tu pod nieobecność Jagny wstępnej transakcji, której ona (a właściwie jej ciało) jest przedmiotem. I mężczyźni przy stole dosłownie ślinią się na myśl o niej. To jest bardzo wymowna i ważna scena. Nie mam przy tym najmniejszych wątpliwości, że takie odgłosy nad talerzem nie były wtedy na wsi niczym niezwykłym.

No tak, ale to nie wszystko. Mieszkańcy naszych Lipiec są za strojnie ubrani. Muzyka nie jest wystarczająco polska, są tam tylko zaczerpnięte i przetworzone przez kompozytora ludowe motywy.

Tak, kolorów jest sporo, pięknie to wyglądało na ekranie, bardzo plastycznie. Ale rzeczywiście - pewnie nie wyglądało to tak w życiu.

Ale my nie mieliśmy ambicji, żeby zrobić etnograficzny film o tym, jak było. „Chłopi” to jest efekt pewnej koncepcji artystycznej, którą przyjęliśmy i dlatego w ogóle nie odpieramy tych zarzutów. Jeśli ktoś oczekiwał, że nakręcimy film dokumentalny o polskiej wsi z początków XX-tego wieku, to rzeczywiście mocno się rozczarował. Powtarzam raz jeszcze – naszym celem było uwspółcześnienie wybitnej prozy Reymonta, pokazanie jej bohaterów w nowym świetle, opowiedzenie pewnej historii i wzbudzenie w widzach pewnych refleksji. I z tego, co słyszę, to się udało. Nie udało się natomiast – i nigdy nie uda – zadowolenie wszystkich. Tym bardziej, że „Chłopi” są w naszym kraju kultowym dziełem, każdy odbiera je i przetwarza na swój sposób. Nasz film to dzieło plastyczne. Nie miało z zasady odzwierciedlać realiów pokazanych np. w „Chłopkach” Joanny Kuciel-Frydryszak.

Miałam okazję rozmawiać na ten temat z panią Joanną. Jej akurat film bardzo się podobał i nawet czuje się lekko zakłopotana faktem, że wam „obrywa” się za to, że krytykujący „Chłopów” widzowie powołują się na jej książkę.

Cóż, można powiedzieć, że nasz film wpisał się w pewien trend. Dużo pisze się teraz o polskiej wsi, o pańszczyźnie. I dobrze. Ale „Chłopi” to nie tylko zapis tamtych realiów. To jest opowieść o ludziach, o ich namiętnościach, emocjach, czyli o dość uniwersalnych sprawach. Z tym przekazem zostawiamy w kinie naszych widzów.

Masz swoją ulubioną scenę w filmie?

Przejmujący jest moment, w którym umierającego już Borynę porywa mgła. Uwielbiam smutne i straszne wesele Jagny i Macieja. Oraz scenę tańca w czerwonej sukience. Tam jest tych emocji najwięcej.