Czy ktoś wie jak smakuje realizacja marzeń? O marzeniach już pisałem wielokrotnie. Pisałem też o profesjonalnym nudzeniu się oraz byciu niezależnym. Czyli o wszystkim czego większość nigdy nie osiągnie i nie poczuje. Ale czy ktoś wie jak smakuje realizacja marzeń? A czy może ktoś wie jak się z tego nie wywrócić? Jak pilnować tego stanu, jak z tymi zrealizowanymi marzeniami żyć aby nie zniszczyć innym samopoczucia?
Widzę w tym pewną analogię do bycia alkoholikiem. Lepiej zabrzmi osobą uzależnioną. Lecz ten alkoholizm jest najbliższy nam wszystkim, bo to nasz sport narodowy, pijemy równo i niemal wszyscy, więc z samych filmów wiemy jak jest. Na podstawie wielu obserwacji znanego mi otoczenia, gdzie funkcjonują alkoholicy, wiem że nie ma możliwości aby osoby, które chcą rozwiązać ten problem mogły dalej funkcjonować wśród nas. NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI i nikt mnie nie przekona, że może być inaczej. Ludzie jeśli chcą aby coś się w ich życiu zmieniło muszą zrezygnować z dotychczasowego rozkładu dnia. Nie da się pić wódy pod kontrolą jeśli dotąd każda taka sytuacja kończyła się kilkudniowym tańcem i w efekcie kłopotami. To też moment na prawdziwy zwrot w dotychczasowym życiu. Wszak alkoholizm oraz inne uzależnienia główną przyczynę mają w psychice i emocjach, ale zwykle w kruchej psychice. Wpływa na nas wtedy szereg czynników zewnętrznych, ale największy wpływ na nasze zachowanie mają inni ludzie. Nie radzimy sobie z tym i lecimy na ryj. Nie da się po terapii powrócić na łono dotychczasowego życia. Przecież na pierwszej domówce zadamy sobie pytanie dlaczego on/ona może a ja nie. Musimy emigrować, znaleźć nowy sposób na życie. Czy to jest kolejny problem? Na pierwszy rzut oka wydaje się że tak, ale nie do końca. Ważny jest impuls, iskra, zapłon. I wiem, że to jest możliwe. Zapraszając mojego frenda na cykliczne imprezy, które organizuje od lat robiłem to z kurtuazji i szacunku aby nie zapominać o starym kompanie i aby nie poczuł się zapomnianym. Dziś już wiem jak kłopotliwe dla niego są moje zaproszenia. Kiedyś szukając pretekstu by się napić dziś sprzedaje mi alibi że jest zajęty i nie może. No i mamy to już za sobą, wszak mój frend już nie cierpi a ja o tym wiem. Cierpiałby gdybym nalegał na jego przyjście i zobaczyłby swoich starych druhów, którzy wciąż mogą bezkarnie robić to czego jemu już do końca życia będzie zakazane. Nasze drogi towarzyskie się rozeszły, ale kontakt pozostał bezpiecznie utrzymany. Czyli mój frend realizuje swoje marzenia, ale nimi specjalnie się nie dzieli, bo co jest fajnego w opowiadaniu jak stał się terapeutą, codziennie naprawia takich jak on, co drugi dzień ktoś z nich odpada, a co miesiąc ktoś inny przenosi się na tamten świat. A jednak dla niego to spełnienie marzeń, gdyż jeszcze 3 lata temu chciał się zabić. Ja go rozumiem i cieszę się z jego super życia jakim się dziś cieszy. Tak żyje w izolacji od nas i to jest dla niego bezpieczne. Wnioskuję zatem, że opowiadanie o swoich zrealizowanych marzeniach zawsze spotka się z mieszanymi uczuciami innych. Wszak każdy wszędzie zauważy jakieś minusy naszych nagłych i radykalnych decyzji, gdyż wyszliśmy ze strefy ogólnego rozkładu dnia z jakiego znał nas świat. Próby opowiadania jak zacząłeś realizować swoje marzenia to w zasadzie jedno wielkie odpieranie ataków i odpowiadanie na pytania czy aby nasze decyzje były dobrze przemyślane. To wielka próba przekonania szanownego jury, że jednak można żyć inaczej i nawet jeśli są tego skutki uboczne to trzeba je zaakceptować. Wszak nie wszyscy jeszcze rozumieją, że nie można mieć wszystkiego. I aby nie burzyć nikomu jego wspaniałego samopoczucia dochodzę do wniosku, że ta nasza decyzja o zmianie, o nowym rozdziale powinna pozostać publiczną tylko tam gdzie ono się rozpoczęło. Bo tylko tam wszyscy z którymi nawiązujemy nowe kontakty przyjmą nas zwyczajnie, nie zadając zbędnych pytań. Zatem czy ktoś już wie jak smakuje realizacja marzeń? Jeśli wie to znaczy że żyje z motylami w brzuchu od rana do nocy. I nie musi wszem i wobec o tym krzyczeć, a zwyczajnie je spełniać. Wszak chwalenie się tymi marzeniami jest jeszcze wciąż ich niespełnieniem.