Moja prywatna rozmowa z Wojtkiem o architekturze

Zabierałem się właśnie do napisania felietonu o wpływie kultury organizacyjnej na efektywność procesu projektowego, gdy wywiązała się między mną a kolegą mecenasem dyskusja o odbudowie zabytków. Nic więc lepszego nie mogę Wam dać niż niereżyserowaną i nieplanowaną jako felieton rozmowę dwóch kolegów o architekturze. Toczymy je często, a to jedna z nich.

W: Byłem na festiwalu wina w Budapeszcie.

J: I jak? Taki festiwal to coś więcej niż picie?

W: Hotel był świetny, przypominał czasy PRL. Zobacz jaka winda cała w grafitti i jaki trabant wkomponowany we wnętrze.

J: Winda wymiata - to prawda i trabant sam w sobie super, ale stylistycznie to nie wiem czy to jest dobre - dla mnie to takie efekciarstwo bez spójności i poczucia, że jest to zaprojektowane. Bardzo tego nie lubię w projektowaniu - to taka droga, że można zrobić „dobre wnętrze” na skróty i efektami. To tak jakby powiedzieć, że do zrobienia Porsche potrzebny jest mocny silnik i duży spojler. To nie tak - to dużo więcej: myśl przewodnia, projektowanie idei i formy od podstaw. W Polsce poza naśladownictwem jako metodą projektową to efekciarstwo jest drugą z plag. Oczywiście jest też combos: kopiowanie efekciarstwa. To prawie już nasza narodowa specjalność.

W: Wiesz co robią w Budapeszcie poza festiwalem wina? Odbudowują stare budynki na podstawie planów z XIX wieku. Budynki, które wtedy nie powstały jak na przykład ta stajnia dla koni.

J: Przepiękna, wygląda jak pałac - tak mógłbym mieszkać, gdyby to było poza miastem.

W: No tak, ale to fejk.

J: Czemu fejk?

W: „Odbudujemy Danzinger Hof” to jest o tym opowieść. Czym jest twoim zdaniem architektura: odbudowywaniem przeszłości? Zobacz Stągiewną - aż oczy bolą.

J: Ja takie podejście lubię w historycznych częściach miast. O ile jest to zrobione niezwykle profesjonalnie. Lepsze to niż szklany bank w Sopocie na Monte Cassino czy Krzywy Domek. Lepsze też niż zachowanie w Gdańsku budynku LOT. Ale to co pokazałeś to dobry pomysł na Gdańsk - jest w tym jakość i dbanie o osadzenie budynku w odpowiednim momencie historycznym. To poza jakością prac i materiałów moim zdaniem główny problem takich działań.

W: Wiesz, że jest wielu zwolenników obu metod działania i środowisko jest podzielone?

J: Jasne, akademicka dyskusja stara jak świat.

W: Głównie mam „ale” do sytuacji, w której są ruiny, np. średniowiecznego zamku, i ktoś udaje, że zachował się cały zamek: dobudowuje „dalszą część” jakby nigdy nic. Leci odbudowę z tego samego materiału - nie widać, co jest stare, a co jest nowe. Ludzie zwiedzają i są wprowadzeni w błąd, oszukani, że coś stanowi obiekt historyczny a do końca taki nie jest.

J: Tak - to mega słabe, miałem takie wrażenie zwiedzając Machu Pichu w Peru - jakieś takie zbyt równe, wygładzone i wygłaskane. Ciężko mi było uwierzyć w historię tych kamieni. Ktoś za bardzo przy nich majstrował i z tego co pamiętam to byli Anglicy. Myślę, że to też rozmowa o autentyczności architektury i o szczerości.

W: Utkwił mi w pamięci ten Budapeszt. Niezwykle wrażenie robią pięknie zaniedbane kamienice: trochę jak jazda przez zachodniopomorskie 10 lat temu. Widać, że lepiej wykorzystaliśmy fundusze unijne na dziedzictwo kulturowe. Za miesiąc lecę do Istambułu.

J: Dzięki za felieton Wojtek.

W: Hmmm?

J: Zobacz. To, co mówiłeś jest już w Prestiżu :)