Być może nie o tym powinien być wstępnak, ale ciężko nie myśleć o polityce, gdy gorączka powyborcza ogarnęła kraj. Trudno się dziwić. Skala polaryzacji i brutalności w walce politycznej jest chyba największa w historii wolnej Polski. Stąd tak wielkie emocje. Do tego stale pogarszający się poziom klasy politycznej: merytoryczny, moralny i obyczajowy. Z pewnością w jakiś sposób odpowiadający naszej kondycji jako społeczeństwa – wystarczy zajrzeć na kanały telewizyjne lub do mediów – liczba patocelebrytów i celebrytów, którzy zbudowali popularność w socjalach i są pokazywani jako gwiazdy i bohaterzy, stale rośnie. Jednym z dowodów jest trawiąca Internet afera wokół youtuberów. Tą ścieżką podąża polityka, wystarczy zajrzeć na profile. Ładne obrazki stają się kluczem do zdobywania wyborców. Wygląda na to, że choć bardzo powoli i mozolnie, ale jednak zmierzamy do wizji jaką można było zobaczyć w komedii Sci – Fi „Idiokracja” z 2006 roku. Kto nie widział polecam. Wciąż jeszcze można się z tego pośmiać.
Wygrana opozycji z pewnością oznacza duże zmiany. Jakie? Zobaczymy, bo sytuacja jest dynamiczna, trochę nieobliczalna i nieco patowa. Nie tylko pod kątem obsady najważniejszych organów w państwie, które będą teraz podzielone pomiędzy PiS i dotychczasową opozycję, czy też arytmetyki sejmowej (opozycja nie ma większości do odrzucania weta prezydenta), ale i nieprzewidzianych zachowań partii i polityków.
We mnie te wybory nie wywołały tak wielkich emocji. Mając w pamięci jedno z najsłynniejszych haseł II wojny światowej z londyńskich ulic (Keep Calm) swój obowiązek wykonałem, zgodnie z polską tradycją wyborczą wybierając mniejsze zło. Jednakże z racji doświadczenia i wiedzy dziennikarskiej jaką zdobyłem w ciągu 25 lat miałem świadomość, że żadna z partii nie zrealizuje swojego programu, a może zaledwie jakąś część, a w wielu kwestiach zapewne zmieni zdanie.
W tym sensie te wybory były nawet uczciwsze niż wiele poprzednich, bo same partie szczerze przyznawały, że programy nie są najważniejsze, a likwidacja przeciwnika stąd je mocno bagatelizowały, oszczędzając nam wyborcom czasu na próbę ich zgłębiania. Za ten wielki i rzadki gest uczciwości na pewno należą się podziękowania dla polityków. Idźmy jednak dalej. O ile jeszcze jakieś fragmenty programów, np. dotyczące spraw społecznych, emerytów, młodych, kobiet, aborcji, sądów, LGBT pojawiały się w przerwach pomiędzy kolejnymi rundami wzajemnego obrażania się polityków to tradycyjnie marginalnie potraktowano przedsiębiorców. To też był szczery gest ze strony partii – nie licz na wiele, to się nie rozczarujesz, a może nawet będziesz mile zaskoczony. Szanuję.
Wiosną czekają nas kolejne wybory – tym razem samorządowe. Szykuje się ciekawa rozprawa. Nowa koalicja powinna być już po kilku miesiącach rządzenia, stąd stopniowo zmieniać się będzie podejście do polityków z tworzących je ugrupowań. To oni będą już stanowili centralną władzę, stąd muszą przygotować się na inne traktowanie przez wielu dziennikarzy niż w ciągu ostatnich 8 lat. Chodzi o największe prywatne, media ogólnopolskie, które zdały egzamin przez ostatnie lata wypełniając swoją robotę, czyli pilnując władzy. Teraz jednak niedawny polityk opozycji, który walczył z reżimem zmieni się w posła partii rządzącej, ministra lub innego urzędnika. Zakładając, że media postąpią zgodnie z zasadami sztuki (krytyczne podejście do każdej władzy) to nowa koalicja nie będzie mogła już liczyć na takie wsparcie w kampanii jakie miała do października 2023. A nowa opozycja zrobi z pewnością wszystko, by każdy problem, także ten, który będzie wynikał z decyzji podjętych za poprzedniej kadencji obciążał nowy rząd. Nie można też zapominać o pamięci zbiorowej wyborców, która bywa bardzo krótka, stąd twórca Młodzieży Wszechpolskiej, znany niegdyś z rasistowskich i homofobicznych poglądów jest w PO, a były bankowiec i doradca Donalda Tuska w PiS. To tylko dwa przykłady z powszechnie obowiązującej zasady elastyczności polityków i amnezji wyborczej.
Choć same wybory nie wywołały u mnie większych emocji to nie oznacza to jednak braku umiarkowanego optymizmu. Niezależnie od tego czy nowa koalicja zdoła skutecznie rządzić, czy w najgorszym wypadku dopadną nas przedterminowe wybory. Bo w sytuacji w jakiej byliśmy każda zmiana jest dobra, gdyż udowodniła, że demokracja działa. Byleby tą zmianę wykorzystać. Byleby wyciągać wnioski. I przez rządzących i przez wyborców.