W czasach, kiedy Polska była już tylko piwną pustynią, jak Beduini zaczęli po niej krążyć piwowarzy, którzy wiedzieli, że piwo nie kończy się na wszędzie podobnie smakujących eurolagerach. Aż trudno uwierzyć, że utworzone przez nich oazy zaczęły się u nas rozrastać dopiero 12 lat temu. Dziś Polska nie tylko przestała być piwną pustynią, ale z piwnego rzemiosła uczyniła swoją wizytówkę.

Piwne oazy to miejsca, gdzie najpierw piwowarzy domowi, a później browary rzemieślnicze i piwosze mogli spotykać się i dzielić swoją pasję do kraftowego piwa. Pożywką dla ich przyspieszonego rozwoju było 1666 butelek piwa grodziskiego uwarzonego w maju 2010 r. przez Ziemowita Fałata i Grzegorza Zwierzynę w wynajętym specjalnie na ten eksperyment browarze restauracyjnym Grodzka 15 w Lublinie. Jedyny rdzennie polski styl piwny zniknął z rynku kilkanaście lat wcześniej. Kiedy zwyczajny lager w sklepie kosztował 2 zł za pół litra, dwaj entuzjaści kraftu pokazali, że są w Polsce ludzie, którzy podzielają ich nienormalne w świecie zdominowanym przez eurolagery zamiłowanie do lekkiego piwa wędzonego, po 5 zł za 0,33 litra. Sprzedali je w tydzień, a później musieli już tylko odpowiadać na telefony z prośbami o więcej.

Niecały rok później, wspólnie z Markiem Semlą, sięgnęli po amerykańskie chmiele i już pod szyldem PINTY, w wynajętym browarze uwarzyli pierwsze IPA w Polsce „Atak Chmielu”, obecnie najpopularniejsze piwo kraftowe w naszym kraju. Za nimi poszli inni. Wtedy, w 2011 r. działało w Polsce około 70 browarów, a teraz jest ich ponad 360. Łączna ilość warzonego przez nie piwa prawie się nie zmieniła, za to różnorodność wystrzeliła w kosmos. Od kilku lat nad Wisłą warzy się ponad 2 tysiące premierowych piw rocznie, praktycznie we wszystkich z około 120 oficjalnie sklasyfikowanych na świecie stylach. W zeszłym roku 90 premier miała sama PINTA.

Polska nie tylko przestała być piwną pustynią, ale z piwnego rzemiosła uczyniła swoją wizytówkę. PINTA była pierwszym polskim browarem rzemieślniczym, który postanowił warzyć piwo za granicą i na innym kontynencie. Jego właściciele jako pierwsi zdecydowali się przemierzać świat w poszukiwaniu nieznanych w Polsce odmian chmielu. W tym celu byli w Argentynie, RPA i na Tasmanii, a nawet w Korei Północnej. Polskie chmiele wozili do Japonii, Brazylii, Włoch, Nowej Zelandii, na Galapagos i Reunion… Kooperując z „zamorskimi” browarami warzyli portery bałtyckie, symbolicznie łącząc Bałtyk z innymi morzami i oceanami.

W ciągu 12 lat ekipa PINTY odwiedziła ponad 30 krajów, dziesiątki browarów i jeszcze więcej taproomów, czyli kraftowych pubów z wieloma kranami. Ich aktywność i uznanie dla warzonych przez nich piw sprawiły, że w 2021 r. użytkownicy piwnego portalu Ratebeer.com wskazali PINTĘ jako najlepszy browar w Polsce, jeden z 10 najlepszych w Europie i jeden ze 100 najlepszych na świecie. Tak po 10 latach chęć napicia się wymarzonego piwa przerodziła się w prosperujący biznes.

Pasję do kraftu i piwnych podróży widać i czuć w ich firmowych pubach: we Wrocławiu, w Warszawie, a od kwietnia tego roku też w Sopocie. Minutę od dworca SKM i dziesięć minut od brzegu Bałtyku można odkrywać piwne style i slow foodowe smaki z menu. W PINTA Sopot przy ul. Dworcowej 7 przez 7 dni w tygodniu, od 12 w południe do 2 w nocy z 20 kranów leją się klasyki i premierowe piwa PINTY oraz zaprzyjaźnionych z nią browarów rzemieślniczych z Polski i świata. W lodówkach chłodzi się kilkadziesiąt innych piw z butelek i puszek. Tu trafiają też limitowane ilości piw dzikich lub starzonych w drewnianych beczkach przez wyspecjalizowany w warzeniu piwnych sztosów browar PINTA Barrel Brewing.

Niektórym nadal trudno uwierzyć, że przygody ze smakiem można szukać w pubie. Wszystko zależy od tego, czy na swojej drodze przez pustynię znajdzie się właściwą oazę.