MGB to bez wątpienia jedne z najładniejszych roadsterów, jakie widział świat. Jak na angielskie samochody, są też jednymi z najbardziej przyjaznych użytkownikowi. Nie ma zatem wyjścia - trzeba się w nich zakochać. Zwłaszcza, jeżeli polakierowano je w British Racing Green.

Początki firmy MG, czyli Morris Garage, przypominają nieco historię niemieckiego AMG. Morris Garage był bowiem pierwotnie autoryzowanym przedstawicielem brytyjskiej firmy Morris Motor Company, założonej w 1912 roku. Ponieważ osiągi solidnych, ale i konserwatywnych Morrisów dynamicznemu dealerowi szybko przestały wystarczać, zaczął je usportawiać. W 1928 roku bramy Morris Garage opuściła pierwsza samodzielna konstrukcja, o nazwie „Midget”. Rzecz jasna rosnąca samodzielność dealera nie uszła uwadze zarządowi firmy Morris Motor Company, która w 1935 roku wykupiła MG, przy okazji poważnie ją dofinansowując. Dokładnie tak samo stało się w 2005 roku z Mercedesem. W 1952 roku Morris połączył się ze swoim największym rywalem – Austinem, tworząc British Motor Company – brytyjski koncern motoryzacyjny, który z czasem wchłonął Jaguara i Leylanda, aby w 1975 roku zostać znacjonalizowanym. Niezależnie od zmian własnościowym MG traktowane było cały czas priorytetowo. W 1947 roku światło dzienne ujrzał piękny model MGT, a osiem lat później protoplasta naszego głównego bohatera – model MGA, który godnie reprezentował markę w największych rajdach i wyścigach samochodowych na świecie. W takim właśnie samochodzie swoją karierę wyścigową rozpoczął Ken Miles, znany szerszej publiczności jako wspólnik Carrola Shelby’ego i tragiczny bohater filmu Le Mans 66.

W 1962 roku MG zaprezentowało następcę modelu MGA. Model MGB był w dużym stopniu kontynuacją sprawdzonej konstrukcji i pozostał w produkcji aż 18 lat, do 1980 roku. W połowie lat osiemdziesiątych MG przeszło pod skrzydła firmy Rover. Wtedy też powstała ostatnia prawdziwie autorska konstrukcja marki – model MGF, produkowana od 1995 do 2011 roku.

MGF i MGB były najdłużej pozostającymi w ofercie i i najbardziej lubianymi produktami marki. O ile ten pierwszy ciągle aspiruje do miana klasyka, o tyle drugi już nim od dawna. Jeszcze dziesięć lat temu ładne MGB z wyżej cenionymi, chromowanymi wykończeniami, można było kupić za równowartość 10.000 euro. Dziś to przynajmniej dwa razy więcej. Jeden z najładniejszych znanych mi MGB jest własnością pana Rafała Smolnickiego, który początkowo chciał kupić… Jaguara.

- Na początku na celowniku był Jaguar model E – Type, ale rychło okazało się, że kultowa konstrukcja sir Williama Lyonsa nie została stworzona dla rosłych mężczyzn. Wtedy pojawił się MGB, w którym problemy ze wzrostem zniknęły – tłumaczy Rafał Smolnicki. - Kolejną rzeczą, która była dla mnie ważna przy wyborze to możliwość osobistego grzebania przy samochodzie, ponieważ chciałem zostać własnym mechanikiem swojego samochodu, a MGB do tego nadaje się idealnie. Cechuje go prostota konstrukcji, dostępność części, instrukcji i filmów instruktażowych – podkreśla.

Szukanie właściwego egzemplarza zajęło rok. Odpowiednia oferta znalazła się w Szwecji. Był to początek pandemii, więc wyjazd był niemożliwy. Po długich rozmowach, analizie zdjęć i dużej wierze w ludzi zakup odbył się bez oględzin.

- Wiedziałem, że jest to niedokończony projekt poprzedniego właściciela z wieloma niewiadomymi, ale decyzja zapadła. Po znalezieniu firmy, która mogła go przewieźć czekałem z duszą na ramieniu co to będzie… I tak mój MGB wylądował na podjeździe garażu dnia 25 kwietnia 2020 roku – kontynuuje właściciel. - Samochód był w dużej części już odrestaurowany, co ułatwiło mi dalsze prace – pierwsze miesiące spędziłem na sprawdzaniu wszystkiego po kolei, poprawkach tego co było zrobione źle oraz uzupełniania tego czego brakowało – dodaje.

Dziś perfekcyjnie odbudowany MGB, który w tym roku obchodzi swoje 60. urodziny, cieszy oko nie tylko właściciela, ale także każdego, kto go zobaczy.