Mam propozycje i jednocześnie zaproszenie do zabawy. Lato w pełni, więc pomarzyć można na całego. Usiądźcie wygodnie w fotelu, rozprostujcie kości w hamaku ze słomianym kapeluszem na głowie, i zaczynamy.
To zaproszenie jest dla ludzi, którzy jeszcze nie liznęli świata gastro na tyle, że można nazwać ich „starymi wyżeraczami”. Takich zapewne jest jeszcze na pęczki, więc rozrywka będzie udana. Finał niekoniecznie będzie szczęśliwy, ale przecież nie każda zabawa musi kończyć się dobrze. Jeżeli przez głowę przeszła Wam myśl o posiadaniu przydrożnego baru, schludnego bistro, baru dla kumpli, kawiarni, gdzie espresso sączą damy w kapeluszach, czy ekskluzywnej knajpy, w której najmniej dziwacznym składnikiem potrawy jest pianka z fali morskiej, to jesteście godnymi graczami. Zapożyczyliście się w bankach, ciułaliście latami, albo stwierdziliście, że macie luźne kilka milionów na ruchy, to czas na start tej przeuroczej turbulencji, w której bardzo często rezygnacja zjada ze smakiem wszystkie marzenia i pasje. Najzabawniejszy i zarazem przerażający jest fakt, że wymyślona koncepcja ze smakiem, pada jak kawka w żyto po kilku miesiącach. Jest jeszcze jeden czynnik, bardzo istotny i bez tego nie ruszycie z miejsca, to ludzie. Właśnie w tym momencie ten piękny sen wchodzi w fazę koszmaru, śmiechu przez łzy i jednej wielkiej tragikomedii.
Zaczynacie tę grę w urzędach, samo znaczenie tego słowa ma złe konotacje. Panie z Sanepidu godnie stoją na straży uprzykrzania życia. Z pokerową twarzą tłumaczą przepisy, które każda z nich interpretuje na swój sposób. Kolejny zlew do mycia pomidorów, zasadność odległości ściany od szafy przelotowej, czy wielkości schowka na szczotki, to arcyważne tematy, bez których świat gastro jest niczym domek z kart.
Przeszliście do kolejnego etapu i zabieracie się za bardzo delikatny remont. Przygotujcie się na spotkanie ze ścianą niemocy, ten niby prosty element przerodzi się w syzyfową pracę, łącznie ze zrywką z placu budowy ekipy.
Wytrwaliście i macie wyrychtowane wnętrze, tylko zebrać zespół i zgarniacie pulę. Faktycznie wchodzicie na wyższy poziom zabawy, który momentami rozsypie wszystkie puzzle i nie będą do poskładania. Kucharz, barman, kelner, pomoc kuchenna i wiele innych osobistości ma jeden wielki dar - to zabawa w chowanego z opcją znikania w czasoprzestrzeni, do której nie macie dostępu. Brak informacji o braku obecności w pracy albo telefon, który milczy to „mały miki”. Większość dezerterów nawet nie pofatyguje się, aby napisać, że możecie ich cmoknąć w pośladek. Przez głowę im nie przejdzie, że w zespole siła i dwie strony umawiały się na szacunek, fajne relacje z korzyścią dla wszystkich. Brak kindersztuby odbija się wszystkim czkawką i nie wróży dobrze kolejnym pokoleniom.
Dziwny to format zabawy, gdzie codzienne wstawanie kojarzy się ze stresem, czy aby na pewno będzie pełny skład gotowy do kreowania wizji radości dobrego pokarmu. To oczywiście przerysowana rzeczywistość, ale ta zaplanowana uczta dla ludzi często kończy się klapą tworzoną przez nieodpowiedzialnych ananasów.
Zanim więc rzucicie kości, aby zacząć piękną grę, to podrapcie się po głowie. Znacznie lepiej zrobicie, jak zainwestujecie swój czas i pieniądze w inne rozrywki. Hazard nigdy nie ma dobrego finału, szczególnie dla ludzi, którzy stawiają pierwsze kroki w tej branży. Udaje się nielicznym, ale to i tak niewolnictwo czasowe. Mimo wszystko smakujcie i dzielcie się doskonałymi przepisami. Mam jednak nadzieję, że spotkania na kulinarnym szlaku będą dla wielu jedną wielką piękną przygodą ze smakiem.