Niezniszczalni.

Prawie

Mali przedsiębiorcy w czasach kryzysu

Obciążająca księgowość, nieustanne i kosztowne zmiany przepisów, presja płacowa, a w tle pandemia, inflacja i lawinowo rosnące koszty. Z jednej strony wolność z racji bycia szefem, która jednak dość często okazuje się pozorna wobec ponoszonej odpowiedzialności. Mowa o właścicielach najmniejszych firm, które stanowią większość ponad 2,26 mln zarejestrowanych podmiotów. I choć to najliczniejsza grupa i najwięcej wkładająca do PKB to wydaje się najmniej doceniana i reprezentowana. Jak sobie radzi?

Liczbowo jest ich najwięcej, bo ponad 2 mln na 2,26 wszystkich zarejestrowanych w Polsce podmiotów. To mikrofirmy (formalnie do 9 osób) i małe (do 49). Część to działalności jednoosobowe, ale najwięcej stanowią małe, kilkuosobowe firmy działające najczęściej w handlu i usługach. Pracuje w nich połowa ze wszystkich osób zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw (5 z 10 mln) i wytwarzają ponad 40% PKB. Tyle statystyki.

Z rozmów z przedsiębiorcami wyłania się ciekawy obraz ich funkcjonowania. W małych firmach kadra jest znacznie ograniczona i wręcz wielofunkcyjna. Taką właśnie rolę sprawuje często sam właściciel, który nie tylko zarządza firmą, ale i wykonuje wiele innych funkcji, począwszy od najbardziej prozaicznych. Mała liczba osób powoduje, że atmosfera jest rodzinna. Ma to dobre strony, ale i też bywa obciążeniem. Szef uczestniczy w problemach osobistych i rodzinnych. Zdarza się, że pełni rolę powiernika i czuje się za nich odpowiedzialny, wspiera, motywuje, wysłuchuje. Z drugiej strony jest administracja państwowa. W przeciwieństwie do większych firm, gdzie właściciela w kontaktach z pracownikami reprezentują dyrektorzy, a z aparatem państwa wysoko kwalifikowani prawnicy i księgowi najmniejsi przedsiębiorcy wszystko robią osobiście.

Mimo dominującej liczby najmniejszych firm w gospodarce mają przy tym relatywnie najmniejszą reprezentację i ochronę, niewiele też z nich działa w organizacjach przedsiębiorców. Media, także te ekonomiczne swoją uwagę poświęcają głównie większym firmom, ich problemom i wyzwaniom, a także temu jak pomagać pracownikom w kryzysie i depresji, motywować i wspierać.

Po wrzuceniu w google hasła „kondycja psychiczna przedsiębiorców” ukazują się teksty, ale najczęściej tym jak pomóc… pracownikom. Tymczasem także wielu przedsiębiorców w trakcie pandemii stanęło w obliczu niespotykanego dotąd obciążenia psychicznego, biorąc odpowiedzialność nie tylko za swoje biznesy i rodziny, ale i za utrzymanie miejsc pracy i dobrobyt całych familii zatrudnionych przez siebie osób.

I choć dzisiaj najmniejsze firmy mają swoje pięć minut w mediach, to głównie z jednego powodu - w kontekście dość licznych likwidacji i zamknięć z powodu cen energii. Tymczasem to tylko jeden z problemów i wyzwań przed jakimi stoją. Mimo to zdecydowana większość nie poddaje się, zachowując wręcz optymizm. Z czym się mierzą – o tym opowiadają przedsiębiorcy z Trójmiasta i okolic.

Zawirowania Polskiego Ładu

Aleksandra Joachimowska | Optical-Christex

Optical-Christex to firma rodzinna zapoczątkowana przez rodziców Aleksandry Joachimowskiej w 1991 roku, która sama pomagała w niej prawie od początku, by ostatecznie przejąć interes, a obowiązki dzielić z najstarszym synem, podczas gdy młodsze jeszcze się szkolą w tej branży.

Aktualnie sieć liczy 5 salonów i zatrudnia łącznie 17 osób na umowę o pracę. Co ciekawe blisko połowa kadry pracuje tu od lat 90., a ostatnią osobę zatrudnili 5 lat temu. Można powiedzieć, że Aleksandra traktuje wszystkich trochę jak rodzinę i wcale nie przeszkadza jej bycie na bieżąco z ich problemami, lubi po prostu obcować z ludźmi.

Jak przyznaje, jej branża nie jest aż tak podatna na wstrząsy, choć nie można powiedzieć, że kryzys ją zupełnie ominął.

- Wiadomo, że częste zmiany w prawie i niepewność źle wpływają na biznes, gdyż ciężko cokolwiek planować. To jest ten czas, który nazywam czasem na przetrwanie, nie podejmuję ważnych decyzji i obserwuję – mówi Aleksandra Joachimowska. - Uważam, że firmom, które są na rynku dłużej, łatwiej jest przejść przez ciężkie czasy, bo mają duże grono stałych klientów, którzy mimo wszystko do nich wracają. A też i ludzie w gorszych czasach doceniają miejsca, w których bywają od lat, którym wierzą i w których czują się bezpiecznie

Właścicielka salonów optycznych przyznaje też, że w firmie zajmuje się wszystkim: od optyki, serwisu przez zastępowanie pracowników na zwolnieniach. Przydaje się jej tu wiedza dotycząca każdego stanowiska, pracuje dużo, ale lubi to, co robi. Po wprowadzeniu Polskiego Ładu było dostrzegalnie więcej zawirowań i rozmów z księgową oraz konieczności samodzielnego doczytania, przeanalizowania czy wręcz dokształcenia się.

- Wzrosły koszty materiałów, ale na razie staramy się nie podnosić cen naszych usług. Aczkolwiek możliwe, że lekkie ruchy tu jeszcze będą. W czasie ciężkim staram się przeczekać i obserwować rozwój wypadków. Nasza branża jest sezonowa, więc czekamy teraz do wiosny – ocenia.

Inflacja, wzrost kosztów i presja ZUS

Mariusz Grela | Inion

Mariusz Grela od kilkunastu lat proponuje usługi w zakresie marketingu internetowego, kampanii reklamowych i pozycjonowania. Choć jego firma sprawia wrażenie flagowego mikro przedsiębiorstwa tak naprawdę cała 5-osobowa kadra, w tym żona Wioletta Grela (grafik i copywriter, a docelowo także project manager), współpracuje ze sobą na zasadach B2B pod marka Inion. Taka struktura jest prosta i wygodna dla wszystkich stron – każdy płaci za siebie podatki i ZUS.

Pozwala to też na dywersyfikację źródeł dochodów, co okazało się zwłaszcza cenne podczas pandemii. Mariusz Grela zachęca wręcz współpracowników do nawiązywania nowych relacji biznesowych, uważa, że w ten sposób jego firma także rozwija się, a czasem wręcz otwierają się przed nią nieprzewidywane wcześniej możliwości.

W niedalekiej przyszłości, szukając rozwiązań dalszej optymalizacji podatkowej, planuje przekształcenie w spółkę z o.o. Jednocześnie wie już na pewno, że nie chce powiększać zbytnio zespołu, aby zachować butikowy charakter swojej agencji i bliski kontakt z klientami, stawia przede wszystkim na relacje.

Aktualna bolączka to przede wszystkim inflacja i idący za nią wzrost kosztów obsługi oraz zwiększająca się presja opłat ZUS.

- Największym problemem jest renegocjacja kontraktów z klientami – mówi przedsiębiorca. - Niektóre z branż są w osłabionej kondycji, przez co rozmowy o zmianie kontraktu nie są możliwe. Dodatkowo każde takie spotkanie i tak kończy się stawkami zazwyczaj mniejszymi niż nawet oficjalnie podawana inflacja. W naszych "umowach" nie zawieramy żadnych zapisów waloryzacyjnych opartych o wskaźnik inflacji - stąd też każda zmiana wymaga dużego zaangażowania i przeciągających się negocjacji. A realny wskaźnik inflacji i tak wiadomo, że jest wyższy.

Powiem więcej - w tym roku nie zamierzamy zwiększać stawek. Staramy się za to pozyskiwać nowych klientów już na nowych, wyższych stawkach. Nie wyobrażam sobie co roku takich negocjacji z każdym klientem. Przyjmujemy, że do rozmów może wrócimy w kolejnym roku. To powoduje, że właściwie zarobimy mniej o wskaźnik inflacji w tym roku, co jest odczuwalnym obciążeniem.

Liczyliśmy na KPO

Wojciech Matuszny, Tomasz Bielusiak, Adam Przemek
Narusa leśna przystań

Wojciech Matuszny, Tomasz Bielusiak oraz Adam Przemek to trzech wspólników, którzy w sierpniu 2022 roku otworzyli Narusa Leśną Przystań we Fromborku nad Zalewem Wiślanym. Kompleks składający się z 20 domków, aparthotelu i restauracji zlokalizowany na łonie natury. Co ciekawe tworzą go ludzie, którzy sami pochodzą ze Śląska, jednak podjęli decyzję, aby przenieść się na inny koniec Polski i zacząć nowe życie. Początki tego przedsięwzięcia, w którym uczestniczy blisko 100 inwestorów, pokryły się z wybuchem pandemii, co spowodowało konieczność zmiany biznesplanu, gdyż początkowo miał tu powstać hotel na 250 pokoi.

Aktualnie firma zatrudnia około 27 osób na umowę o pracę lub umowę zlecenie, a wspólnicy dzielą się na bieżąco obowiązkami. W skrócie można powiedzieć, że Wojciech Matuszny zarządza wszystkim, buduje kompleks i go uruchamia (razem z żoną – docelowo dyrektorem obiektu), Tomasz Bielusiak wziął na siebie sprzedaż, marketing oraz całą działkę eventową, a Adam Przemek jest mobilnym ambasadorem, w czym na pewno pomaga mu status współzałożyciela Klubu Przedsiębiorczości. Jednak praktycznie wszyscy pracują po 16 - 18 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu, a zajmują się tu wszystkim, gdyż nie stać ich na zatrudnienie większej kadry. Mimo wszystko wciąż optymistycznie patrzą w przyszłość, gdyż, jak mówi Wojtek, pokonali już trzech wrogów „Covid, wojnę oraz inflację, a konkretnie związane z nią ogromnie rosnące ceny materiałów budowlanych.”

Nowy rok to dla nich przede wszystkim podwyżki płac minimalnych.

- To dla nas czysta strata, gdyż nie mamy żadnej możliwości przerzucenia tego na klientów. Dodatkowo energia ogromnie podrożała, a cały kompleks jest nią zasilany. W momentach spowolnienia gospodarczego klient o średnich dochodach, w którego celujemy, po prostu nie zapłaci nam więcej. Dlatego też nasza prognoza na ten rok to: chcemy przetrwać. Nie liczymy na rozwój, nie liczymy na zarobek. Walczymy o życie. Nie jesteśmy w tym jedyni, ale jako młoda firma mamy po prostu trudniej – przyznaje Wojciech Matuszny.

Jednocześnie robią wszystko, aby utrzymać kadrę i jej poziom zadowolenia z życia i pracy, ponieważ w tej branży to się bezpośrednio przekłada na opiekę nad gośćmi i ich odczucia.

- Wiemy, że w tym regionie zwolnienie pracowników to najgorsza rzecz, gdyż oni zarabiają tylko na chleb – mówi Wojciech Matuszny.

Właściciele znają dokładnie te historie, gdyż są blisko zatrudnianych przez siebie osób i je wspierają, tymczasowo dokładając nawet do biznesu.

- Mam wrażenie, że firmy są zostawione same sobie przez państwo. Przykładem niech będzie styczeń 2022, kiedy nie mieliśmy pojęcia, jak się rozliczać przez Nowy Ład, a w lutym z kolei wybuchła wojna. Widać, że przedsiębiorcy czują się bardzo niepewnie i przekładają wszelkie inwestycje na później. Nasz biznes plan 2 lata temu zakładał 30% zysku, a aktualnie jest on zerowy, walczymy o przetrwanie. To miał być czas pisania wniosków o dofinansowanie z projektów unijnych, na fotowoltaikę, nie ukrywam, że liczyliśmy też na KPO. Tymczasem obudziliśmy się pod koniec 2022 roku ze świadomością, że tych funduszy nie ma, a do tego kryzys energetyczny kładzie nas na kolana. Aktualnie nie da się na to wszystko zarobić, ale i wiemy, że spowolnienie gospodarcze nie potrwa w nieskończoność – stwierdza Wojciech Matuszny.

Ten rok dla Narusa Leśna Przystań to będzie czas nowych technologii, w których upatrują swoją szansę. Na razie właściciele śledzą te tematy w wolnych chwilach, tj. po nocach. Jednocześnie ich przewaga konkurencyjna to na pewno know-how, na który składa się doświadczenie blisko 100 inwestorów żywo zaangażowanych w powodzenie przedsięwzięcia.

Pandemia obniżyła zaufanie do branży

Adam Zagrobelny I Rafał Chromiński | Sky Group

Adam Zagrobelny i Rafał Chromiński poznali się kilkanaście lat temu podczas pracy dla jednego z trójmiejskich hoteli, a w 2011 roku zdecydowali się otworzyć wspólną agencję eventową Sky Events, która rozrosła się w Sky Groups. Zakres ich działalności jest szeroki: od wsparcia w organizacji imprez, wynajmu hal namiotowych, przez pośrednictwo pracy, obsługę cateringową, aż po punkt gastronomiczny Parkowa Bistro w Gdyni. Ten ostatni otworzyli w marcu 2020 roku, by już niebawem zmierzyć się z pandemicznym kryzysem. W tym trudnym czasie zamiast wielkich imprez przestawili swoją działalność i wszystkie niewykorzystane moce przerobowe na cateringi. Niemniej jednak nie ukrywają, że był to dla nich wyjątkowo ciężki okres związany także z anulacjami wielkich wydarzeń, zwrotami zaliczek, a wszystko to w trakcie dużych inwestycji związanych z otwarciem nowego lokalu. Dopiero w tym roku - wraz z reaktywacją branży MICE - tak naprawdę odżyli.

Aktualnie cała firma to 15 osób – pracowników eventowych, biurowych i gastronomicznych - z czego 5 jest zatrudnionych na umowę o pracę, a pozostała część to Ukraińcy, studenci czy wręcz uczniowie, gdyż sytuacja na rynku gastronomicznym spowodowała konieczność zatrudniania właśnie tak młodych, bo nawet 16-letnich osób.

Adam Zagrobelny puentuje: - Pandemia skutkowała frustracją i brakiem zaufania do całej branży, ludziom po prostu nie chce się ponownie ryzykować i w niej pracować, a młode osoby traktują to jako zajęcie dorywcze. Dobór podstawowej kadry to poważny problem – mimo najlepszych chęci, dobrych warunków zatrudnienia i pozytywnej atmosfery – pracownicy ciągle rotują. Brakuje także osób z doświadczeniem zawodowym. W efekcie ciągle musimy szkolić nowych ludzi, co przy pokaźnej inflacji i generalnym wzroście kosztów wiąże się ze sporym stresem.

Sam biznes eventowy to praca zajmująca praktycznie cały tydzień. Były lata, kiedy nadzorowali wszystko sami w ramach „rozkręcania” interesu. Teraz mogą liczyć na najbliższych współpracowników i dzielić się zadaniami oraz dyżurami. Niemniej jednak Parkowa Bistro działa także w weekendy, a, z racji wspomnianej młodej kadry, wymaga większej uwagi.

Jako przedsiębiorcy muszą też na bieżąco śledzić zmiany ustawowe, przepisy podatkowe, wzrosty pensji minimalnej itp. Niby to naturalne, ale w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej zmian i przy obecnym tempie pracy i życia trudno za tym nadążyć. Jak przyznają, przy wszystkich obowiązkach, ciężko byłoby im zajmować się jeszcze księgowością, którą delegują na zewnątrz. Widać, że w ich przypadku kluczem do sukcesu była partnerska współpraca i możliwość oparcia się na wspólniku.

Młodzi pracownicy ciągle rotują

Joanna i Dominique Chesnais | A La Francaise

Joanna i Dominique poznali się we Francji, a od blisko 10 lat prowadzą wspólną restaurację A la Francaise w Gdańsku, w której na początku pracowali sami z jednym tylko kelnerem. Obecnie kadra oprócz nich liczy 6 osób: 3 kucharzy (w tym jeden na weekend) oraz 3 kelnerów-studentów pracujących w soboty i niedziele. Podział narodowościowy to 3 Ukraińców, 1 Białorusin i 2 Polki. Właściciele cieszą się z tego stanu rzeczy, gdyż dawniej mieli sporo kłopotów paradoksalnie z polskimi pracownikami. Z kolei obcokrajowcy, zwłaszcza ci doświadczeni wojną, mają za sobą bolesne przejścia, o których nie zawsze chcą mówić. Trzeba być otwartym na rozmowę, ale w żaden sposób nie naciskać.

Zresztą Joanna i Dominique teraz trochę mniej próbują bratać się z kadrą, chcą zachować większy dystans, żeby jakoś oddzielić życie zawodowe od biznesowego. Aktualnie nikogo nie zatrudniają na umowę o pracę, bo to osoby nowo zaangażowane, na zleceniach. Właściciele wolą poczekać z dalszymi formalnościami, aż będą mieli pewność, że pracownicy ci chcą się z nimi związać na dłużej. W przeszłości mieli złe doświadczenia.

- Praca w gastronomii jest trudna, trzeba pracować wieczorami, weekendami, w wakacje, a do tego brakuje szkół zawodowych i techników szkolących młodych ludzi. Kelnerowanie to praca dorywcza, nie widuje się starszych kelnerów, jak to jest na przykład we Francji. Nie rozumiemy niższego podatku dla pracowników poniżej 26. roku życia, to zazwyczaj starsi mają więcej zobowiązań finansowych. Tym samym dla młodszych pracowników jest to tym bardziej praca dorywcza, a w konsekwencji często rotują – oceniają właściciele A la Francaise.

Obecnie dzielą się zadaniami w ten sposób, że Joanna zajmuje się całą „papierologią”, kontraktami oraz urzędami, a także podstawowym marketingiem. Księgowość z kolei obsługiwana jest zewnętrznie.

- Teoretycznie mogłabym prowadzić księgowość, bo mam takie wykształcenie, ale to jest nie do ogarnięcia w związku z prawem, które się co chwilę zmienia. Zresztą księgowa jest też po to, żeby nam pomóc, żeby podpowiedzieć, co robić, żeby było dobrze – mówi Joanna Chesnais.

Dominique działa operacyjnie na miejscu, tworzy menu, gotuje, zleca zamówienia, dba o lokal i nadzoruje kadrę. Pracuje dużo, praktycznie cały tydzień jest na miejscu, aktualnie stara się mieć choć jeden dzień w tygodniu wolny – wówczas na przykład wymieniają się z żoną. Nie czują się w żaden sposób zaopiekowani przez państwo, a wręcz przeciwnie, pozostawieni sami sobie. Podają przykład.

- Rząd zniósł VAT na produkty spożywcze, ale nie na dania przygotowane w restauracjach. Oznacza to, że hurtownicy i sklepy spożywcze nie płacą VAT, ale restauratorzy już tak, 8%. Dodatkowo ceny rosną z dnia na dzień, więc trzeba pilnować kosztów praktycznie cały czas. A ponadto w małej firmie szef musi non stop wszystkiego pilnować i robić po prostu dużo więcej, bo ma mniej pracowników. Trudno odpoczywać, nawet kiedy ma się wolne… – opowiada Dominique Chesnais.

Kwiaty dobrem luksusowym

Marta Modrzejewska- Ptak | Floral Design

Marta Modrzejewska - Ptak to właścicielka kwiaciarni Floral Design w Gdyni, biznesowo z florystyką związana jest już 12 lat, ale praktycznie interesowała się nią już od dziecka, obserwując swoją mamę i jej amatorską hodowlę roślin z całego świata, co ciekawe, przywożonych przez ojca – marynarza.

Pierwszy punkt otworzyła w Gdyni tuż przed wybuchem pandemii i od razu napotkała na trudności – odwołane wesela, imprezy okolicznościowe, brak większych zleceń. To wtedy ratowała się kameralnymi warsztatami florystycznymi i wieczorami panieńskimi, które ostatecznie rozwinęły się w pełnoprawną część biznesu.

Aktualnie zatrudnia 3 osoby na umowę o pracę oraz dorywczo kilka studentek w zależności od potrzeb. Jej kadra to kobiety, choć w biznesie pomaga również mąż. Wiedziona doświadczeniem właścicielka stara się nie popaść w tak częste dla mikro przedsiębiorców życie problemami swoich pracowników, choć, jak przyznaje, jest to trudne.

- Pracując w tak małym, często rodzinnym gronie, trzeba postawić jasne granice pomiędzy pracą, a życiem rodzinnym, co nie jest łatwe i czego tak naprawdę cały czas się uczymy. Zły humor, czy atmosfera rodzinna nie powinna mieć wpływu na wykonywaną pracę – opowiada florystka. - Ale wiadomo też, że jesteśmy ludźmi i w relacjach z innymi często różnie reagujemy, jednak tak jak w przypadku tzw. „trudnych” klientów, musimy starać się zachować profesjonalizm. Każdy z nas może mieć gorszy dzień i np. nie czuć się pewnie wykonując jakieś zlecenie, ale po to jesteśmy zespołem, by otwarcie ze sobą rozmawiać, wspierać się i uzupełniać.

W obecnych czasach nie wyobraża sobie samodzielnego prowadzenia księgowości. Odkąd pojawili się pracownicy, deleguje to na zewnątrz. Może dzięki temu nie musi chociaż na co dzień mierzyć się z wariacjami na temat Polskiego Ładu. Nie zgadza się też z interpretacją ustawy krajobrazowej.

- Trzeba uiszczać opłaty za szyldy reklamowe oraz banery (celem było wyeliminowanie szpetnych reklam oraz nielegalnych ogłoszeń). Jest dla mnie niezrozumiałe, że aranżacja z żywych kwiatów, będąca niejako „wizytówką” ulicy, jakimś pozytywnym dodatkiem do krajobrazu, traktowana jest na równi z ostentacyjnym banerem reklamowym – ocenia Marta Modrzejewska – Ptak.

Aktualne bolączki florystki to wzrastające ceny kwiatów przy jednoczesnym traktowaniu ich przez ludzi jako dobro luksusowe, a wręcz zbytek. Już przed świętami widać było mniejsze zainteresowanie kupnem bądź też ograniczenia ilościowe. Podobnie rzecz się ma z weselami, które normalnie miałaby w większości zakontraktowane już w grudniu. Teraz pary młode jeszcze się wstrzymują, wahają. A „wisienką na torcie” okazała się trzykrotna podwyżka ceny prądu.