Wyobraźcie sobie kraj niemal całkowicie pokryty górami, łąkami i lasami. Tak mały, że ledwie dostrzegalny na mapie Europy. Rzucone w Pireneje, wciśnięte między Hiszpanię a Francję miniaturowe Księstwo Andory, jest nieco bajkowe. Już samo przekraczanie jego granicy nasuwa nieodparte wrażenie odbywania – niczym Alicja w Krainie Czarów – podróży na drugą stronę lustra.
Zadziwia mnie fakt, iż cały kraj mogę przejechać w półtorej godziny! To zaledwie 468 km kw., niewiele więcej powierzchni zajmuje Trójmiasto. Na szczęście cudowne pofałdowanie terenu Andory pozwala odnieść wrażenie, że terenu jest jakby więcej, a samo księstwo wie, jak wykorzystać swoje pozornie niekorzystne położenie. Dawniej możliwości zarobku na tym trudnym terenie, leżącym na skrzyżowaniu dróg tranzytowych, upatrywali głównie szmuglerzy, przerzucający wszystko, na czym dało się zarobić. Dziś ośnieżone stoki przynoszą radość narciarzom i wszelkiej maści miłośnikom strzelistych szczytów. Ale też fanom dobrej zabawy i tanich zakupów.
Spokój na wieki
Odkrycie ukrytej w Pirenejach Andory, która przez wieki pozostawała w stanie pewnej izolacji, daje wiele radości. Jedna z powszechnych tu legend sugeruje, że słowo Andora może pochodzić z arabskiego al-durra, co oznacza „Perła”. Podobno w każdej legendzie jest nieco prawdy, a ponieważ miniaturowe księstwo jawi się jako pewna osobliwość, słowo perła pasuje mi idealnie. Trafiam oto do kraju pełnego niespodzianek, w którym królują kuchnia śródziemnomorska i rytmy flamenco. Jeszcze 100 lat temu Andora liczyła raptem trzy tysiące mieszkańców. Dziś jest ich prawie 30 razy więcej, w tym ok. 20 tysięcy rdzennych Andorczyków. Wielu tu Hiszpanów, Francuzów i Portugalczyków. Osiedlają się w dolinach i rzetelnie wykonują swą pracę, licząc na andorskie obywatelstwo, na które czeka się 20 lat. Wyjściem z impasu może być ożenek lub zamążpójście z rdzennych mieszkańcem lub mieszkanką kraju. Co może być magnesem przyciągających do życia na tym niewielkim skrawku ziemi? Może jakiś rodzaj unoszącego się w powietrzu szczęścia, które sprawia, iż miejscowi statystycznie przeżywają wszystkich ludzi na świecie – średnia wieku przekracza tu 80 lat!
Żyje się tu spokojnie, można wręcz rzec, pokojowo. Andora nie angażuje się w sprawy międzynarodowe. Być może czasami o nich zapomina. Za dość ciekawy uznać można epizod z ubiegłego wieku, z powojennej historii kraju. W czasie II wojny światowej Andora pozostawała neutralna, ale dopiero w 1958 roku ogłosiła pokój z Niemcami, z którymi pozostawała do tego czasu w formalnym konflikcie od… I Wojny Światowej.
Wewnętrzne sprawy są tu poukładane. Są tu dwie głowy państwa, to jest dwóch współksiążąt – prezydent Francji i kataloński biskup z Urgel. Nawet niebiesko-żółtoczerwona flaga jest efektem wypracowanego kompromisu. Pas niebieski i czerwony to barwy Francji, żółty i czerwony – Hiszpanii. Ale tu kolejna niespodzianka - Andora jest jedynym państwem, w którym urzędowym językiem jest kataloński.
Co ciekawe, i zachęcające do podróży, choć miniaturowe księstwo nie jest członkiem Unii Europejskiej, obowiązującą walutą jest tu euro i można tu wjechać na podstawie ważnego dowodu osobistego. Czy warto? Owszem! Jest się gdzie relaksować na różne sposoby. Wszędzie knajpki, restauracje, bary, no i sklepy z kuszącymi cenami. W końcu Andora to największa strefa wolnocłowa w Europie. No i, podatkowy raj.
Białe szaleństwo
Góry są wyższe niż w Polsce, więc również w kwietniu czy maju wciąż jest tu dużo śniegu. Miłe to tym bardziej, że cały czas świeci tu słońce. Wiosną grzeje równie silnie, jak podczas polskiego lata. Przez tydzień nie ujrzałam na niebie ani jednej chmury. Miejscowi przekonują, że właśnie tak słonecznie jest tu przez 300 dni w roku.
Jedno z najmniejszych państw świata dumnie chwali się największym ośrodkiem narciarskim usadowionym w sercu Pirenejów - Grandvalira. Odkąd dołączono do niej stoki Port des Neiges po francuskiej stronie, teren liczy prawie 2 tys. ha. Można tu jeździć bez umiaru, bez przerwy odkrywając nowe śnieżne ścieżki. Można też szaleć na inne sposoby. Każda z malowniczych miejscowości Grandvaliry serwuje bowiem odmienne atrakcje. Ot, choćby usadowiona najwyżej Pas de la Casa żyjąca nocą i zabawiająca swych gości na świetnych imprezach. Równie Grau Roig nie wie co to nuda, kusząc jazdą na skuterach śnieżnych, w psich zaprzęgach, wyprawami na rakietach śnieżnych, nawet lotami na paralotni. W uroczym Canillo dobrze poczują się początkujący narciarze, w przeciwieństwie El Tarter, który pokochali wielbiciele do freestyle'u. Sześć kameralnych miejscowości (Encamp, Canillo, El Tarter, Soldeu, Grau Roig i Pas de La Casa) położonych na wysokości 1 710 do 2 640 m n.p.m. połączonych jest systemem nowoczesnych wyciągów, dzięki czemu możliwe jest poruszanie się na nartach po całym kompleksie bez konieczności korzystania z jakiegokolwiek innego środka transportu.
O jakości tutejszych tras narciarskich, można rozprawiać długo i kwieciście. Dość powiedzieć, iż ich jakość w połączeniu z pracowitością andorczyków doceniła FIS, powierzając w 2012 roku ośrodkowi narciarskiemu Grandvalira organizację zawodów Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim, które odbyły się w uroczym Soldeu. Co więcej, snowpark El Tarter polubili najlepsi na świecie snowboardziści, spotykając się tu na prestiżowych zawodach Total Fight. Rządzą tu nie tylko jeżdżące po białym puchu deski. Andora, choć miniaturowa, nie ma kompleksów w organizacji wielkich imprez sportowych, poza prestiżowymi zawodami w sportach zimowych goszcząc również latem kolarzy walczący na wielkiej pętli Tour de France, Vuelta a España i zawodników pucharu świata BTT w Downhilu.
Tax free heaven
Nie sposób nie pochylić się nad urokiem usadowionych w doinach miejscowości, które zachowały swoją tradycyjną drewnianą zabudowę. Nieco wyżej, na tle ośnieżonych stoków oplecionych siecią nowoczesnych wyciągów, mocno odcinają się domy z surowego kamienia. Od lat w tym stylu buduje się tu domy, sklepy, nawet luksusowe hotele. Wokół panuje harmonia, dzięki czemu można odnieść wrażenie, że architektem jest tu natura. Pod tym względem od całości nie odbiega stolica Andorra la Vella, co dosłownie oznacza „Stara Andora”. Licząca zaledwie 20 tys. mieszkańców mieścina zmęczonym podróżnikom nie pozwala wytchnąć. Dostają zadyszki biegając między sklepami „tax free heaven”, z których witryn wręcz krzyczą sporych rozmiarów napisy: „wielka wyprzedaż”, „promocja”, „okazja”. Aż się nie chce wierzyć, ale podobno wolnocłowych sklepów, w których można kupić wszystko, w całym kraju jest ponad 5 tysięcy. W stolicy najtłoczniej jest na głównej ulicy Avinguda Meritxell, pełnej domów towarowych i luksusowych sklepów.
Podróżnicy nieczuli na wdzięki natury, mogą wybrać się do Caldea Thermal SPA. To park wodny, w którym główne skrzypce grają gorące wody geotermalne - jedno z największych górskich spa w Europie. Baseny, sauny, łaźnie tureckie, jacuzzi, masaże czy kąpiele w świeżych pomarańczach, dają wspaniałą możliwość regeneracji sił po intensywnym dniu spędzonym na stoku lub na równie męczących zakupach. Świątynia relaksu usadowiła się zaledwie kilka kroków od głównej ulicy handlowej w Andorra la Vella.
Od biedaka do króla
W pobliżu ośrodka narciarskiego – Vallnord funkcjonuje lokalny browar. Piwo tam produkowane uznać można za dość oryginalne, bowiem niegazowane. Robiony jest tu też likier z piwa i różnego rodzaju drinki na jego bazie. Zresztą o alkoholu mieszkańcy Andory wiedzą wiele, a wiedzę swą chętnie, z uśmiechem na ustach, przekazując swym gościom. Sprzedaż trunków połączona jest z darmową degustacją wyjątkowych likierów, porto, win. Obowiązuje żelazna zasada, że degustować trzeba, a kupować można. Nie dla każdego z potencjalnych kupujących kończy się to dobrze. Kto się nie czuje pewnie, może od razu kroki swe skierować do sklepów pełnych katalońskich szynek i długo dojrzewających serów. Na stoku narciarzom serwuje się niegdyś danie biedaków, a dziś króla klasyków - pa amb tomaquet, czyli chleb nacierany czosnkiem i pomidorami oraz maczany w aromatycznej oliwie po zjazdach smakuje wybornie. Większy głód z pewnością zaspokoi rostes amb mel, czyli szynka zapiekana w miodzie. Te smaki zapamiętuje się na długo, a czasami się po nie wraca.