Dokładnie to o was myślę

Dziś obgaduję konkurencję

Moja przygoda z Prestiżem zaczęła się spotkaniem kilka tygodni temu w redakcji magazynu w Sopocie. Jesteśmy w siedzibie gazety, siedzimy przy stole i ustalamy tytuły felietonów. Nagle wbiega gość z reklamówką w ręku i mówi, że szuka pracy. Michał (red. naczelny) zadaje więc pytanie: na jakie stanowisko? Gość odpowiada: „jak to? - Do magazynu, jeżdżę wózkiem widłowym”. I właśnie w tym momencie moje zrozumienie tego, czym jest magazyn Prestiż zmieniło się na zawsze. Nie tylko zresztą moje. Tego dnia zostałem magazynierem. Być może też magazynier został felietonistą. Nasze losy skrzyżowały się na zawsze. No może z jedną różnicą: ja dostałem robotę, a on nie. Nie wiem, co teraz robi w życiu, ale powiedzcie mu, że pisząc będę o nim myślał. Był z Ukrainy, więc tym bardziej mu kibicuję, by odnalazł swoje miejsce.

 

Odnośnie miejsca – dziś napiszę o tych, co zajęli moje na rynku architektury wnętrz, a przynajmniej próbują. Często skutecznie, ale często też bezskutecznie. To cieszy. Było kilka takich zleceń, które ktoś świsnął mi sprzed nosa, a kilka ja zakosiłem komuś. Tak bywa – to tak zwana konkurencja. Czy zdrowa? Myślę, że nie. Za dużo się obgadujemy w naszej branży, a za mało spotykamy. Ten tekst chyba tego nie zmieni, chociaż… Skłamałbym mówiąc, że się nie widujemy. Z jedną osobą z branży udaje mi się spotykać regularnie – z naszym nadwornym fotografem Tomem Kurkiem. Na co dzień mieszka w Londynie, ale to dzięki niemu Polska poznaje najważniejsze polskie projekty. Mamy szczęście, że jest ktoś taki, kto przymyka oko na nasze potknięcia we wnętrzach i potrafi dostrzec to, co piękne nawet w tym, co tak często brzydkie. No i najważniejsze: posiadł rzadką sztukę, która nam projektantom nie wychodzi: – potrafi się uśmiechać mimo zmęczenia.

Jeśli o mnie chodzi to częściej bywam na branżowych raucikach w Warszawie. Tam jakoś na pozór milej, może dlatego, że więcej kasy na rynku, bogatsi inwestorzy, a i więcej darmowego alkoholu dają na imprezach. Więc wszystko jak należy. U nas w Trójmieście jak impreza to srogo branżowa: jeśli chcesz szampana to najpierw musisz nauczyć się na pamięć nazw nowej kolekcji kafli. To ja tak nie chcę – w barze naprzeciwko wychodzi szybciej i w sumie taniej.

Osobnym tematem są imprezy wyjazdowe do włoskich fabryk: to fakt – są za darmo. A gdzie jest haczyk? Na kacu zwiedzasz linie produkcyjne. Tylko tyle, i aż tyle. To ja już wolę dopłacić, by nie zwiedzać.

Wracając do Warszawy: tamto środowisko nie istniałoby bez współczesnej Gertrudy Strein designu: Olgi Kisiel-Konopki. To osoba, która prowadzi agencję PR odpowiedzialną za kluczowych klientów w branży, organizuje konkursy i eventy dla architektów. Może wpadniesz do nas trochę rozruszać środowisko? Znając Ciebie może być całkiem zabawnie – przypomina mi się ostatni event w Warszawie z japońskim architektem, który dostał nagrodę Pritzkera (architektoniczny „nobel”). 300 osób na sali, napięcie sięga zenitu i nagle się okazuje się, że nie zacznie wykładu bez idealnego wskaźnika. Ani kij od miotły, ani badyl z drzewa ani linijka nie były wystarczająco dobre. Sprawę uratowała rozkładana antena wymontowana na szybko ze starego radia. Nie zazdroszczę spinania takich sytuacji na żywo!

Odnośnie imprez – Anna Maria Sokołowska! Szanuję Cię, robisz niezłe projekty, i świetnie, że udostępniasz swoją wiedzę we własnym sklepie internetowym, ale podpadłaś! Co z parapetówką w Twojej pięknej „Stodolove”? No chyba, że była i mnie nie zaprosiłaś. Nie będę się wpraszał – rozumiem. Świetnie Ci wyszła Twoja chata, z chęcią zobaczę na żywo. Szczególnie lubię to, że ten dom powstał z budynku gospodarczego z 1940 roku. No i ciekawe, że projektowanie zaczęłaś od okna i widoku z przestrzeni dziennej - szanuję takie podejście. No dobra – nie męczę tematu, jak będziesz chciała to sama zaprosisz do siebie. Ściskam.

Pozdrawiam też sąsiadkę Kasię Wietechę i jej pracownię Mo Home. Miałem Ciebie zalajkowaną długi czas, ale umarłem z zazdrości jak przekroczyłaś 80 000 followersów na Instagramie i odlajkowałem. To było dla mnie za dużo – śledziłem aż w końcu podupadłem na zdrowiu. No i ten twój piękny dom – zawsze jak go mijam to odwracam wzrok. Jesteś chyba jedynym projektantem w Trójmieście, który mieszka lepiej niż większość realizacji, które na co dzień robimy. Szok, szacun. Może kiedyś znów zalajkuję, ale nie obiecuję.

 

Niesprawiedliwe jest to, że projekty trafiają często do znanych, a niekoniecznie do najlepszych. Więc oto ci najlepsi - przynajmniej potencjalnie. Inwestorzy – odezwijcie się do nich! Na staruchów szkoda czasu: Marta Koniczkuk, LOQM Zuzanna Motus, Inbalance.