Trudno w tym świecie totalnie porzucić swoją strefę komfortu. Dla niektórych już sam wyjazd poza rodzinne strony będzie szczytem możliwości. Swój prowiant i brak chęci, aby otworzyć drzwi nieznanych kulinarnych przybytków, także nie jest najlepszym pomysłem, i to z wielu powodów…
Na drugim biegunie są miłośnicy rozkoszy kulinarnych, momentami wywrotowcy, którzy zaglądają wszędzie i szukają tych chwil, o których większość nawet nie śni. Tam, gdzie miejscowi buszują po straganach i sklepach, tam, gdzie spędzają czas przy talerzu i kieliszku, to właśnie w tych miejscach znajdziecie kulinarne smaczki danego regionu. Takie małe społeczności doskonale wiedzą, gdzie ukryte są największe kulinarne skarby. Szkoda marnować czasu na poszukiwanie rarytasów bez wskazówek tubylców, bo to oni, jak mało kto, wiedzą gdzie zwąchać wszystko co najlepsze.
Prawdziwi foodies to mistrzowie poszerzania wiedzy i smakowania obłędnych potraw w towarzystwie miejscowych. Ten styl podróżowania pozwoli na zrozumienie wielu kwestii związanych z danym regionem. Do takiego podróżowania potrzebna jest jedynie otwarta głowa i brak lęku przed nowymi doznaniami. Tylko tyle, albo aż tyle. To nie kwestia zasobności portfela, bo najlepsze zakamarki znajdziecie nawet w domach u lokalnej społeczności. Oczywiście, jeżeli chcecie zasmakować czegoś spektakularnego to najlepsze restauracje świata czekają, ale wtedy szykujcie się na niebagatelne wydatki. Potem jednak stwierdzacie, że miejsca typu „bułkę przez bibułkę” wypadają momentami bardzo blado. Posiłek u gospodyni domowej, czy miłośnika lokalnych produktów, który pieczołowicie przygotowuje w swojej budce najlepsze tacos to prawdziwy sens takich wypadów.
Paradoksalnie szukamy ciekawych smaków na świecie, ale często zapominamy, że blisko domu także możemy odnaleźć kulinarne perełki. Każdy region posiada swoje wyjątkowe rarytasy. Podrabiamy kuchnie świata, bo często nie są odtwarzane zgodnie z oryginalnymi recepturami. To chyba przed lękiem, że może być za ostro, kwaśno czy gorzko. Takie spłaszczenie powoduje, że niby mamy różnorodność, a jednocześnie nie mamy nic. Chełpimy się przeróżnymi smakami, jednocześnie zapominamy o naszym kulinarnym DNA. Każdy ma swoje i choćby na przykładzie prozaicznej mizerii możecie stwierdzić, że są tysiące przepisów. To piękno kuchni i smaków wyniesionych z domu mamy we krwi.
Szukajcie najlepszych lokalnych potraw i zawsze pytajcie miejscowych. Oni wiedzą, gdzie robi się najlepsze zakupy, albo kto najlepiej dba o swój kulinarny przybytek. Zasada jest prosta: im bardziej zgłębicie dany region, tym więcej rozkoszy zaznacie. Odkrywajcie miejsca, łaknijcie nowych doświadczeń, ale nie zapominajcie o swoich korzeniach. Każdy przy odrobinie chęci może być regionalnym przewodnikiem po rodzimych smaczkach. Babka ziemniaczana na Podlasiu ma tyle przepisów ile jest gospodyń domowych, które mają swoje tajne sekrety. Oscypki z Podhala nie smakują o każdej porze roku, bo sezon na prawdziwe oscypki z owczego mleka trwa od wiosny do jesieni, ale nie musicie tego wiedzieć. Wystarczy, że traficie na dobre towarzystwo, dla którego nie liczą się tylko dutki, to na pewno o tym się dowiecie. Belona w wodach Zatoki Gdańskiej też ma swój epizod z tarłem w okresie majowo-czerwcowym. Takich przykładów jest na pęczki i dlatego szanujmy swoje lokalne produkty. To nie kwestia tożsamości i nacjonalizmu. Nauczmy się chwalić tym, co dobre na naszej ziemi i szanujmy dobrostan innych kultur. Lokalsi rządzą w swoich małych ojczyznach.