Polska Liga Żeglarska

Trójmiasto rządzi ligą

W czerwcu w Sopocie po raz pierwszy odbyły się Żeglarskie Mistrzostwa Kobiet w cyklu Women On Water (WOW)

To co się dzieje w lidze jest odbiciem tego jak wygląda polskie żeglarstwo regatowe, jak wygląda ranking klubów regatowych, jak geograficznie układa się struktura kadry żeglarskiej, czy też liczba imprez w danych regionach. Od lat widać, że Pomorskie we wszystkim dominuje – mówi Maciej Cylupa, który od ośmiu lat organizuje Polską Ligę Żeglarską. W mijającym sezonie wystartowało w niej aż 48 klubów z całej Polski.

Michał Stankiewicz: Przed nami 9 sezon Polskiej Ligi Żeglarskiej. Ruszyły już zgłoszenia. Jakiej frekwencji się spodziewacie?

Maciej Cylupa: Chciałbym wierzyć, że będzie rekordowa i będzie dużo nowych załóg. Choć też może pojawić się pewnego rodzaju zmęczenie czy niepewność ekonomiczna wywołana kryzysem i inflacją. Niemniej patrzę optymistycznie.

W tym sezonie liga miała 3 poziomy: Ekstraklasę, 1 ligę i 2 ligę. Utrzymacie je? A może pojawi się 3 liga?

Na pewno będzie Ekstraklasa i 1 liga. To łącznie 36 zespołów. Istnienie 2 ligi jest uwarunkowane od frekwencji. W tym roku pojawiła się pilotażowo, pływało w niej 10 załóg. 3 ligi w ogóle nie zakładamy. Wszystko zależy więc od frekwencji. Gdy okaże się, że będzie dużo chętnych to zastanowimy się na formułą 2 ligi. Albo będzie taka sama jak w tym roku albo pojawi wariant alternatywny, czyli ligi regionalne, np. w Szczecinie, Trójmieście, Warszawie, na Mazurach, Śląsku lub Wielkopolsce. Najlepsi z tych lig spotkają się na finale regionalnym, który wyłoni 4 zespoły awansujące do pierwszej ligi. No, ale to dopiero przed nami.

W mijającym sezonie po raz trzeci z rzędu Klubowym Mistrzem Polski została załoga Balex YKP Gdynia ze sternikiem Rafałem Sawickim. Srebro wywalczył Porta Yacht Club Gdańsk, a brąz Legia Warszawa. Zaskoczenie?

W żadnym wypadku. Te załogi były faworytami i były typowane do zwycięstwa. Zaskoczeniem jest tylko układ czołówki tabeli – ta sama trójka zajęła dokładnie takie same miejsca w ubiegłym sezonie. Patrząc tylko na punkty to można odnieść wrażenie, że Rafał Sawicki wygrał dość gładko, ale tak nie było. Poszczególne wyścigi swobodnie wygrywało 8, a nawet 9 załóg z całej stawki. Tak więc przewaga Sawickiego, czy tez Igora Tarasiuka, który był za sterem Porta Yacht Club Gdańsk wynikała z tego, że robili najmniej błędów, mieli najmniej wpadek, czyli pływali najrówniej.

Drużyny z podium zapewne wystartują w następnym sezonie. Możliwa jest więc kolejna powtórka.

Oczywiście, ze jest możliwa, tylko nie wiadomo w jakim składzie wystartują. Co więcej, poziom ligi znów urósł, co oznacza kolejne wyzwania dla załóg. By wygrywać trzeba się przygotować pod każdym względem - mentalnie, taktycznie, fizycznie. Sawicki miał jasno postawione cele, był przygotowany bardzo dobrze, a inne załogi teraz muszą wyciągnąć wnioski i spodziewam się, że to zrobią.

Pierwsze dwa kluby z tegorocznej edycji są z Trójmiasta. Czy ściganie się na swoim akwenie pomaga? Tak jak np. w piłce nożnej, gdzie atutem jest gra na własnym boisku?

Nie sądzę, by wybór akwenów miał znaczenie. Na pewno logistyka jest łatwiejsza, a przez to może mniejsze zmęczenie fizyczne. Ważniejsze są jednak warunki nautyczne, atmosferyczne i umiejętności. Niektórzy wolą płaską wodę, inni fale, ktoś słabszy wiatr, a ktoś mocniejszy itd. To są istotne czynniki, a one są losowe.

W 1 lidze pływały 3 zespoły żeńskie. Z jakim skutkiem?

Mieliśmy w tym sezonie ekipy żeńskie z Ocean Challenge Yacht Club, Interdoor UKS Navigo i Jachtklub Stoczni Gdańskiej. W tym pierwszym, w trakcie pływania zmienił się skład, przez co stał się załogą mieszaną. Te trzy drużyny zakończyły rozgrywki w środku stawki, zajmując odpowiednio miejsca 8, 10 i 11. Dobry początek miał sopocki Navigo, ale już końcówka okazała się słabsza. Cieszę się, że wszystkie te kobiece załogi się utrzymały w 1 lidze.

W żeglarstwie olimpijskim w większości klas kobiety i mężczyźni rywalizują oddzielnie. Może to jest wyjście?

Oczywiście, że dobrze by w naszej lidze było podobnie. Tak jest np. w Niemczech, gdzie jest klasyfikacja open dla wszystkich i klasyfikacja kobiet. Ale nie mamy tyle zespołów żeńskich. Musimy poczekać, by się wyodrębniły, by móc dla nich utworzyć samodzielną ligę. Przedsmakiem tego na pewno były Żeglarskie Mistrzostwa Kobiet, w których wystartowało 12 zespołów kobiecych. Wszystkie uczestniczki deklarowały, że chcą dalej się ścigać, ale nie wiadomo jak to się potoczy. Ponad połowa dziewczyn to kadrowiczki, stąd ciężko im łączyć starty w swoich klasach i w lidze. Niemniej to przyszłość, a mistrzostwa pokazały nam, że jest moc.

Inna ścieżka to mikst, tak jak w olimpijskich klasach Nacra 17, czy też 470.

To też jest jakaś ścieżka, ale widzimy wszyscy, właśnie na przykładzie tych klas, że nie cieszą się one większym zainteresowaniem. Klasy mikstowe mają problemy kadrowe, trzeba je mocno wspierać, szukać tych składów. To nie jest łatwe. A my tak naprawdę mamy już miksty, bo pływają u nas załogi mieszane – KS Iskra AMW Gdynia, Sztorm Grupa, Slava Racing, Lubelskie YKP Lublin, Lasery Zegrze, Inex Green Micro, YKP Szczecin 2 i parę innych. Ilość dziewczyn w lidze cały czas rośnie.

Zwycięzcy Polskiej Ligi Żeglarskiej oprócz uzyskania krajowych tytułów przechodzą do dalszej rywalizacji, już na poziomie europejskim. Co ich czeka?

Liga Mistrzów. Najpierw odbędą się 3 imprezy kwalifikacyjne – w Hiszpanii, w Niemczech i prawdopodobnie w Polsce. Od nas mogą wystartować 4 najlepsze zespoły. Każdy z nich może wziąć udział w jednej z tych rund. Do finału, który odbędzie się w Danii trafią w sumie 24 zespoły, po osiem najlepszych z każdej rundy.

To dopiero przed nimi, a jak poradzili sobie zwycięzcy ubiegłorocznego sezonu PLŻ?

Odbyła się tylko jedna runda kwalifikacyjna, powody były różne, m.in. Covid. Od nas wystartowała tylko jedna załoga – Yacht Club Gdańsk, który zajął bardzo dobre, bo 9 miejsce w finale. To najlepszy polski wynik.

Polska Liga Żeglarska to projekt ogólnopolski. Ciekawi mnie geografia jego uczestników. Czy dominują miasta, które mają naturalne warunki do uprawiania żeglarstwa, tradycje i duże zaplecze? Np. Trójmiasto, Szczecin? Może Mazury?

Ma to odbicie w lidze, ale czy to wynika z podaży wody, czy też nie, trudno mi jednoznacznie oceniać. Najwięcej załóg jest z Trójmiasta, bo aż 10. Ze Szczecina są 4 załogi, ale – uwaga - z Wielkopolski było 5, a ze Śląska, a dokładniej samych Gliwic aż 3. Mniej jest z Mazur – jedna z Giżycka i jedna z Olsztyna. Trudno znaleźć tutaj klucz. Po prostu tam gdzie od lat są mocne ośrodki regatowe, to tam są wyniki.

No właśnie udział to jedno, a wyniki to oddzielna sprawa. W Ekstraklasie na 18 zespołów, aż 7 było z Trójmiasta, zajmując świetne miejsca: złoto, srebro, (brąz wzięła Warszawa), potem kolejno 6, 7, 10, 11 i 12.

Trójmiasto od lat było i jest dominatorem w żeglarstwie, trudno się więc dziwić bo tu populacja żeglarzy regatowych i klubów jest największa w Polsce. Ale składy załóg pokazują, że pływa bardzo wielu żeglarzy z całej Polski. Czasem w klubie z Pomorza, większość zawodników pochodzi z innych regionów. To jak w każdej dyscyplinie klubowej, gdzie składy zmieniają się z sezonu na sezon.

Poza Trójmiastem kto się liczył w stawce?

Wysoko uplasowały się warszawskie ekipy zajmując 3, 5 i 13 miejsce. Szczecińskie zespoły zajęły miejsce 4 i 8. To co się dzieje w lidze jest odbiciem tego jak wygląda polskie żeglarstwo regatowe, jak wygląda ranking klubów regatowych, jak geograficznie układa się struktura kadry żeglarskiej, czy też liczba imprez w danych regionach. Od lat widać, że Pomorskie we wszystkim dominuje. Potem jest Mazowieckie, Wielkopolskie, Warmia i Mazury czy Zachodniopomorskie. Cieszy mnie, że w PLŻ widzimy też aktywację takich regionów jak Śląsk, Lubelskie, Dolnośląskie, Podlaskie czy zaczyna pojawiać się coraz więcej żeglarzy z Soliny czyli Podkarpacia.

Wspomniałeś o 3 klubach z Gliwic. Przyznam, że Gliwice i Śląsk nie kojarzą mi się z wodą i żeglarstwem.

No widzisz, a Gliwice od dawna zawsze były mocne w żeglarstwie, nie tylko regatowym ale i morskim, oceanicznym. Są tam kluby które przez wiele lat organizowały wyprawy morskie dookoła świata, np. Śląski Yacht Club czy Liga Morska w Gliwicach. Statystycznie największa liczba śląskich kapitanów jachtowych jest z Gliwic. Pewnie mocny ośrodek akademicki i małe ale pobliskie akweny aktywne żeglarsko temu sprzyjały i dalej sprzyjają.

Przyznam, że sporo ciekawych wniosków można wyciągnąć analizując PLŻ.

W mojej ocenie liga to taki papierek lakmusowy naszego żeglarstwa, a także fenomen w kraju gdzie kluby żeglarskie są relatywnie słabe, szczególnie w porównaniu do krajów zachodnich. My wciąż jesteśmy w innej erze życia klubowego, to nie są kluby rodem z wielkich regat z wieloletnią tradycją, estymą i elitarnym członkostwem. To się dopiero tworzy. Ale widzimy, że ludzie chcą się ścigać, sami się organizują i chcą startować w barwach klubowych. Gdy w 2015 roku zakładaliśmy ligę mieliśmy raptem 10 zespołów. Słyszałem opinie z wielu stron, że ta formuła klubowa nie zadziała. Ale udało się, a jednocześnie widzę, że zaczęła zmieniać się mentalność w samych klubach. Podam przykład. Dziewczyny z sopockiego Navigo, które startowały od lat w PLŻ pracują jako trenerki w klubie. Wiemy, że będą znów u nas startować, ale też wiemy, że nie przez cały sezon, bo będą zmieniać się z innymi zawodnikami z ich klubu, bo władze dostrzegły w tym szansę rozwoju dla nich. To oznacza, że kluby zaczynają się też angażować, bo widzą w tym wartość. Do tej pory wchodziły do ligi niejako od dołu, bo najpierw zawodnicy wierzyli w sens ligi, a kluby były ciągnięte przez nich, a nie odwrotnie.

Inny przykład z tego roku - Pomorski Związek Żeglarski wręcza co roku swoje nagrody, a tym roku został nominowany Rafał Sawicki. Dlatego, że wygrał ponownie ligę. Czyli zmienia się też pewna percepcja działaczy co do rangi ligi.

Regaty odbywają się co roku w Sopocie, Gdyni,

Szczecinie i Warszawie, a dokładniej nad Zalewem Zegrzyńskim. W tym roku miał być też Szczecin, ale wypadł na rzecz Trzebieży.

Wypadł, bo znaleźliśmy się w samym środku awantury wokół Odry, wtedy gdy została zatruta. Nagle pojawił się zakaz organizacji imprez na Jeziorze Dąbie i musieliśmy przenieść się na Zalew Szczeciński lub odwołać imprezę. Przenieśliśmy się w ciągu doby! Udało się.

Za rok dalej te same miejsca? Czy też pojawią się inne?

Na pewno będzie Sopot, a kolejne trzy miejsca rozpatrujemy. Jest wiele opcji. Wybierzemy te, gdzie będzie najlepiej sportowo, ale i budżetowo. Bo liga kosztuje coraz więcej, jej organizacja, oprawa i cała logistyka. Nie ukrywam, że szukamy budżetu również u gospodarzy miejsc, bo przecież impreza jest już nośna. Otwieramy się na Mazury, centralną Polskę i inne akweny.

Łatwo jest pokazywać żeglarstwo? Mówię o publiczności. W Sopocie pewnie najłatwiej, bo jest molo, z którego można obserwować zmagania.

Żeglarstwo jest bardzo trudne do pokazywania. Nie można oglądać regat, tak jak zawodów na stadionie. Najwięksi organizatorzy jak Puchar Ameryki czy Sail GP próbują to robić, ale i tak mimo wielkości jachtów odległość od brzegu jest zbyt duża, by to atrakcyjnie pokazać ludziom. Tak naprawdę to nie ma co zawracać kijem Wisły i zgarniać ludzi na brzeg, by kazać oglądać im regaty. Nie da się tego zrobić dobrze, porównywalnie do meczu piłki nożnej czy siatkówki. Nie kładziemy więc wysiłku, by za wszelką cenę zganiać ludzi na molo w Sopocie, czy bulwar w Gdyni, bo to nie ma sensu. Idziemy w kierunku pokazywania wyścigów w Internecie, telewizji, bo wtedy to lepiej widać, a my mamy znacznie większą frekwencję niż gdyby te 500, czy nawet 1000 osób oglądało z brzegu. Tak działa cały nowoczesny sport dopasowywany do transmisji telewizyjnej. Oczywiście zawsze zapraszamy kibiców do pojawienia się, mamy miasteczka regatowe, mamy atrakcje i każdy może kibicować. Ale nie oczekujmy stadionowych emocji przez 8 godzin dziennie.

Kto wygra przyszłoroczny sezon?

Najlepszy albo najlepsza. To będzie bardzo wyrównany sezon, bo w Ekstraklasie będzie 18 mocnych załóg. Te które awansowały z 1 ligi też są mocne. Wszystkie kluby są w grze. To będzie najmocniejszy sezon w historii.