Wraca Jasiu z zakończenia roku szkolnego do domu i są dwie wersje wydarzeń. Pierwsza to Jasiu przed wejściem do domu mówi do siebie: jeszcze tylko wpierdol i mam wakacje. Druga, to ojciec pyta Jasia o świadectwo, a Jasiu na to: tata nieważne stopnie, ważne byśmy wszyscy zdrowi byli.
Każdy rodzic dumny jest ze swojego dziecka chodzącego do szkoły, które przynosi na koniec roku szkolnego świadectwo z tzw. czerwonym paskiem. Nie wiem czy jeszcze są takowe, ale wszyscy wiemy co mam na myśli. W moim życiu czerwone paski pojawiły się kiedy przestałem specjalnie się przejmować ich posiadaniem. Dodam tylko, że w klasach 1-4 na półrocze i koniec roku miałem same piątki z góry na dół i czerwoną tarczę wzorowego ucznia. Brzmi niewiarygodnie, ale to prawda. W piątej klasie zauważyłem jednak, że zaczynają mnie interesować inne aspekty życia i dziabanie zadań nie specjalnie mnie już przejmowało. Wyszedłem z założenia, że skoro przez 4 lata bez większego wysiłku te piątki donosiłem, to jak zacznę donosić czwórki to nic się nie stanie. No i skoro mam talent do piątek, to w razie czego je szybko nadrobię dla świętego spokoju. Najwyżej jak ten ciul z tą fizyką ostatecznie zostanę. Kiedy pojawiły się trójki, zaczęło być już gęsto, ale dopiero pierwsze dwójki rozpętały piekło. Ale nikt wówczas nie zauważał, że mój organizm dorastał, tliły się w głowie wizje, zakup bezludnej wyspy, kariera producenta łodzi i wszystko to kosztem nauki, bo musiałem przecież te przestrzenie pielęgnować aby marzenia nie umknęły i nie umarły bezpowrotnie. Wtedy wybrałem drogę niezależności. Mogę powiedzieć, że trochę byłem podwójnym agentem, bo z jednej strony musiałem jakoś dowieźć te trzy na szynach, a z drugiej potajemnie kreowałem własną wizję podboju świata. Wciąż trwała komuna, dlatego do końca nie mogłem dzielić się swoimi wizjami, aby nie być z każdej strony wygwizdanym, czyli pozbawionym wiary w siebie. Kiedy osiągnąłem wiek, w którym powiedzmy zacząłem być odpowiedzialny, ruszyłem do ataku. Wówczas wszystkie moje piątki, czwórki i trzy na szynach straciły na wartości. Zaprocentowały tylko dwóje. Dwója brzmiała jak wyrok, jak porażka, można było to przez jakiś czas olewać, ale jak ich się nazbierało kilka z jednego przedmiotu, to już było groźnie. Zagrożenie semestru, zaliczanie materiałów z całego półrocza, stawianie kumplowi z ławki pół litra z Pewexu aby napisał za mnie klasówkę z rosyjskiego, którego szczerze nienawidziłem. I w końcu groźba pały na koniec roku z wizją kiblowania w tej samej klasie ukształtowały mnie jako człowieka niezłomnego, zdeterminowanego i gotowego do każdego ryzyka, bez okazywania specjalnego strachu i emocji. Nie polecam takiej drogi, bo ktoś z Was przecież musi być lekarzem, prawnikiem, naukowcem badającym genomy wymarłych krewnych człowieka czy architektem. Moja reputacja była z góry określona jako osoby aspołecznej, krnąbrnej, nie godnej pochwały. I faktycznie tak było. Wiedziałem że moja edukacja nie zakończy się nigdy. Że będę uczył się całe życie, ale na własnych warunkach, że cena tej nauki będzie czasami bardzo wysoka. Że wszystko co osiągnę będzie zależeć tylko ode mnie, że jeśli kiedyś ten pieprzony rosyjski będzie mi potrzebny, to się go w pół roku nauczę. Jestem podobnego zdania co Frank Zappa, że dzieciaki powinny być objęte obowiązkową edukacją do 15 roku życia. Potem niech same decydują. Kiedy ja miałem 15 lat, nie maiłem pojęcia o istnieniu Zappy. Odkryłem go dopiero po 40-tce. Ale w wieku 15 lat podjąłem pierwszą samodzielną decyzję o zakończeniu przygody z religią. Przyznaję, że nie poszło tak łatwo, bo początkowo potajemnie uciekałem z katechez i niedzielnych mszy. A potem? Potem to już nastąpiło całe pasmo gór i dolin aby doprowadzić mnie do własnej krainy. Świadectwa zaginęły podczas kolejnej przeprowadzki, ale dobrze zapamiętałem wielu beznadziejnych nauczycieli jako przykład kim nie chcę być w życiu. Nie chciałem nikogo tym tekstem urazić, dlatego potraktowałem temat z pozycji własnej osoby jako królika doświadczalnego. To co napisałem przeżyłem i nic nie może być użyte przeciwko mnie. Mam prawo tak myśleć.