Roger Ballen, jeden z najwybitniejszych współczesnych fotografów i Tomasz Górnicki, przedstawiciel młodego pokolenia polskich rzeźbiarzy. Właśnie ta dwójka artystów wspólnie stworzyła w gdańskim Plenum, na terenie dawnej stoczni niezwykle spójną koncepcyjnie przestrzeń, fundując zwiedzającym trudną podróż w głąb własnych emocji, wspomnień i, być może, drzemiących w nas wyrzutów sumienia.

W jednej z najciekawszych scen filmu „Wielkie piękno” w reżyserii Paolo Sorrentino jego główny bohater, Jep Gambardella - nieco zblazowany i rozczarowany intelektualną kondycją ludzkości przedstawiciel współczesnej rzymskiej inteligencji – rozmawia z artystką i performerkę Talią Concept po jej kontrowersyjnym (i nie do końca chyba udanym) występie. Gdy Jep pyta Talię o sens nadużywanego przez nią, enigmatycznego zwrotu „ponadzmysłowe wibracje”, ta okazuje się bezradna, a finalnie nie jest w stanie w prosty sposób obronić własnego stanowiska jako artystka. O tajemniczych ponadzmysłowych wibracjach myślę z czułością niejednokrotnie, gdy ten, który miał być królem, okazuje się – po raz kolejny – nagi lub, ewentualnie, przyodziany w groteskę i jarmarczną, egzaltowaną duchowość. I taka też była moja pierwsza myśl po przeczytaniu leadu do wystawy wspólnego projektu Tomasza Górnickiego i Rogera Ballena – bo jakże inaczej interpretować opis, który wkraczającemu na eskpozycję widzowi obiecuje „ujawnienie ukrytego stanu umysłu, który w taki czy inny sposób przenika całą ludzkość”, o samych pracach zaś czytamy, że „mają zdolność wywoływania w podświadomości widza stanu introspekcji” i „niesamowitą zdolność do trwania i przekształcania stanów (tegoż - red.) umysłu”. Na szczęście, po tym dającym niewiele nadziei wstępie trzeba było jak najszybciej uderzyć się w pierś i zapomnieć o Talii Concept – The CORE okazało się bowiem głęboko egzystencjalnym przeżyciem, które z widzem „robi” dokładnie to, co obiecano nam w towarzyszącym ekspozycji opisie – zmusza do konfrontacji z własnymi lękami, pozostawiając odbiorców bezradnych wobec własnych interpretacji zgromadzonych na ekspozycji dzieł.

Stany zawieszenia

The CORE to łącząca fotografię i rzeźbę wystawa, którą przez trzy wrześniowe tygodnie mogliśmy podziwiać w surowych przestrzeniach gdańskiego Plenum. Zaprezentowano tam prace jednego z najwybitniejszych współczesnych fotografów - urodzonego w USA , a tworzącego i mieszkającego w RPA fotografa Rogera Ballena oraz przedstawiciela młodego pokolenia polskich rzeźbiarzy, Tomasza Górnickiego. Fotografie Ballena, znanego ze swojego zamiłowania do portertowania ludzi w trudnych do zdefiniowania sytaucjach, we wnętrzach opuszczonych, zruinowanych domów i w granicznych stanach emocjonalnych doskonale wpisały się w przestrzeń pomiędzy eksponatami Górnickiego – ludzkimi sylwetkami, w rozmiarze niepokojąco bliskim naturalnemu, skulonymi w rozpaczliwych pozach, z ciałami spękanymi, zdekonstruowanymi, zdeformowanymi , czasami zawieszonymi między sufitem a podłogą, wreszcie figury dziecięce, rozstawione między nadszarpniętymi zębem czasu szkieletami (szpitalnych?) łóżek bez materacy, zatopione w brudnej wannie wypełnionej pyłem i popiołem, z twarzami okrytymi tkaniną lub papierową torbą. Motywy dziecięce to szczególnie sugestywna część tej eskpozycji - po opuszczeniu terenu wystawy to właśnie one najdłużej „okupowały” moją pamięć, zresztą w podobnych, niepokojących kontekstach pojawiały się one również na fotografiach Rogera Ballena. Wszystkie te rozbielone, uchwycone w paroksyźmie bólu i najwyraźniej osamotnione ludzkie postacie naprawdę głęboko wwiercały się w świadomość obserwatora, zdając się wołać o chwilę jego uwagi.

„Ludzkość, która zostaje”

Ballen i Górnicki stworzyli w budynku stoczni niezwykle spójną koncepcyjnie przestrzeń, fundując zwiedzającym trudną podróż wgłąb własnych emocji, wspomnień i być może drzemiących w nas wyrzutów sumienia. Połączenie czarno-białych fotografii (wykadrowanych jakby przypadkowo, nierzadko pozostawiających odbiorcy spore pole do własnych interpretacji) z rzeźbami Tomasza Górnickiego to wyraz głębokiej egzystencjalnej refleksji nad kondycją człowieka i jego emocjonalnymi stanami. Nie bez znaczenia jest też wybór miejsca ekspozycji – surowe, industrialne przestrzenie Plenum idealnie współgrały z przesłaniem wystawy. Nie do końca przekonał mnie jedynie pomysł, by eksponaty umieścić w sali znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie baru z kolorowymi drinkami, wydaje się, że treści wypływające z ekspozycji zasługują na własną przestrzeń, niezakłóconą przez brzęk filiżanek i trywialne rozmowy przy kawie. Z drugiej strony jednak - to, co beztroskie od wieków koegzystuje przecież z tym, co dramatyczne i rozpaczliwe, jak pięknie pisał Miłosz w swoim „Campo di Fiori” i może taki właśnie był przysłowiowy zamysł projektanta? Tak czy inaczej, warto było oddać bohaterom The CORE choćby kilkanaście minut, w przerwie między kolejnymi wykonawcami koncertu z sali poniżej. Gipsowe dłonie i postacie uwiecznione na fotografiach zostały ze mną na dużo dłużej niż większość dźwięków, które ze sceny popłynęły tego wieczoru.