Na co dzień pracuje w zespole kierującym pracami konserwatorskimi przy kompleksowej przebudowie Dworca Głównego w Gdańsku. Dogląda rekonstrukcji wnętrza, dba o każdy detal architektoniczny, bazując na ikonografii i starych fotografiach. Kiedy wraca do domu, tworzy muzykę, w której hip hop stoi na równi z jazzowymi standardami. Jacek Rodziewicz z powodzeniem łączy te dwa światy, bo ma absolutną wolność, której pokłosiem jest zresztą jego najnowszy album „Rojazzvitch”.
Zaczęło się od tego, że po przyjeździe z Torunia, gdzie wcześniej mieszkał, trzeba było znaleźć jakieś lokum w Trójmieście, by móc spokojnie rozpocząć pracę przy konserwacji gdańskiego dworca. Od tej pory minęły dwa lata, a Jacek Rodziewicz nie zamierza już wyjeżdżać z Sopotu, najpewniej wcale. Nagrał też płytę, będącą - jak mówi - kroniką jednego roku jego życia, nie tylko artystycznego.
W sprzyjających warunkach całkowitej swobody twórczej, z rześkim nadmorskim powietrzem w płucach i ukochaną kobietą u boku, stworzył album „Rojazzvitch”, w którym po raz pierwszy w swojej długoletniej karierze zajmuje miejsce lidera. Mimo tego, że w świecie muzycznym funkcjonuje już od dawna, pozostawał dotąd bohaterem drugoplanowym. Po latach współpracy z takimi formacjami jak: Republika czy Kult, przyszedł czas na debiut. Dodatkowo historia zatoczyła koło i teraz na płycie Jacka Rodziewicza, w utworze „Central Park West” pojawia się Kayah, z którą artysta odwiedzał przed wielu laty ten jeden z najsłynniejszych na świecie parków oraz przez wiele lat współpracował z wokalistką muzycznie.
- Moja praca zawodowa daje mi komfort tworzenia, niezależność. Nie uczestniczę w żadnym wyścigu - mówi artysta. - Z pozycji Trójmiasta można śmiało wychodzić w Polskę z nowym produktem. Ludzie tutaj są o wiele bardziej otwarci, czuje się inne podejście niż chociażby w stolicy - podkreśla Rodziewicz.
Poza komfortem wynikającym z nowego miejsca zamieszkania, Jacek Rodziewicz miał jeszcze dogodną sytuację, w której mógł do współpracy zaprosić ulubionych muzyków. Oprócz wspomnianej Kayah, na jego płycie zagościli: saksofonista Maciej Sikała, pianista Piotr Wyleżoł, gitarzysta Mateusz „Qrek” Kurek, perkusista Michał Bryndal, trębacz Marcin Gawdzis, mistrz świata DJ’ów i producent Steve Nash oraz sam… John Coltrane. Ten ostatni pojawia się we wspomnianym już „Central Park West”, gdzie Rodziewicz postanowił zamieścić kilka słów wypowiadanych przez legendarnego muzyka, oddając tym samym hołd artyście i stworzonemu przez niego standardowi jazzowemu o tym samym tytule.
- W latach ’90 słuchałem bardzo dużo rapu, miałem dostęp do płyt ze Stanów. Dla mnie spektrum muzyczne jest bardzo szerokie, nigdy nie ograniczałem się tylko do muzyki jazzowej - tłumaczy muzyk.
Z całą pewnością najnowszy album to nie tylko jazz. Wolność artystyczną słychać tu w mnogości przenikających się gatunków i stylistyk, które finalnie tworzą mocny koktajl doznań muzycznych. Znajdziemy tu autorską interpretację legendarnego standardu, jazzową kołysankę czy drum&bass’owy flow. Uwagę zwraca również sam aspekt estetyczny albumu.
- Jako absolwent Wydziału Sztuk Pięknych dbam o stronę wizualną podawanej muzyki, dlatego każda płyta winylowa różni się kolorystycznie, nie ma dwóch takich samych egzemplarzy - dodaje Rodziewicz.
Artysta lubi mówić, że muzyka oddala nas od przeciętności. Dokładnie 37 minut takiego stanu oddalenia zapewnia płyta „Rojazzvitch”. Pozostaje jedynie włączyć muzykę i dać się ponieść.