Wiosną na ulice spadają różowe kwiaty wiśni, niemal spontanicznie zamieniając zakamarki Tokio w naturalny plan filmowy. W tłum, który ściąga tu z całego świata, starają się wmieszać filmowcy poszukujący inspirujących plenerów dla swych produkcji. Znajdują je bez najmniejszego wysiłku. „Żyje się tylko dwa razy”, „Między słowami” i „Kill Bill” to tylko niektóre z tytułów, które skorzystały z tego największego światowego planu kinowego.

Świat patrzy na Tokio jak na archetyp nowoczesnej metropolii. Rozległe i chaotyczne miasto kipi bezgraniczną energią, o którą z niemałym wysiłkiem walczą ulice innych miast. Cóż, Tokio bywa wyobcowane, zagmatwane i nieprzeniknione, jednak jak magnes przyciąga unikalnym połączeniem egzotycznej „inności”, technologicznymi nowinkami, wszechobecnym neonowym blaskiem i hałasem ulicy, która nigdy nie zamiera. Z tego zgiełku nie ma ucieczki, a pozorny chaos wielu uzależnia. Błyszczące, rozświetlone i futurystyczne Tokio to nie tylko jedna z największych stolic świata, ale także jeden z największych planów kinowych.

Neonowy niepokój

Hipernowoczesny obraz miejskich krajobrazów, sci-fi i popkultury odzwierciedla zaledwie jedną z wielu warstw miasta. Aby naprawdę zrozumieć Tokio, należy zacząć od czasów, gdy miasto znane było jako Edo, największy ośrodek miejski globu. Kiedy szogunowie Tokugawa rządzili Japonią, Edo stanowiło centrum polityczne kraju, choć to Kioto pozostawało oficjalną stolicą, aż do 1868 roku.

Wiele z tego, co dziś uważamy za kwintesencję Japonii - teatr kabuki, zapasy sumo i drzeworyt - zakorzenione jest mocno w kulturze Edo, choć od tego czasu miasto przeszło wiele niezwykłych zmian. Cóż, Edo było efemerycznym miastem zbudowanym głównie z drewna. Paliło się często. Ogień skutecznie zacierał ślady po dawnych strukturach. Również trzęsienia ziemi i wojny nie oszczędzały miasta, często równając je z ziemią. Próby odbudowy Tokio historycy uznają za udane. Przyszedł jednak czas, kiedy stolica Japonii zaczęła być postrzegana nie w kontekście tradycji, a jako miasto nowoczesne. Stało się tak po wybudowaniu Tokyo Tower w 1958 roku, mającej przypominać paryską Wieżę Eiffla. I nie wiedzieć kiedy profil miasta został zdefiniowany przez lśniące drapacze chmur i futurystyczne budowle połączone szerokimi arteriami, uzupełniane przez  jeden z najbardziej wydajnych systemów transportu publicznego na świecie. Dziś mieszka tu 38 milionów osób, metro przewozi 8 milionów mieszkańców dziennie, właśnie tu znajduje się największy dworzec kolejowy na świecie i największy targ rybny, na którym pracuje 65 tysięcy osób, a który pojawił się w filmie „W stronę słońca” z Stevenem Seagalem.

Przegląd filmów, które próbowały interpretować, przedstawiać i badać zmieniające się oblicze tej najbardziej dynamicznej ze światowych stolic, nie ma końca. Od lat nie fotografuje się miasta tak, jak to robił Akira Kurosawa w swym „Zbłąkanym psie”, który zaprezentował czarny obraz powojennej Japonii. Również „Tokijska opowieść”, czołowe osiągnięcie Yasujiro Ozu, uznawanego za „najbardziej japońskiego z japońskich reżyserów” pokazuje miasto, jakiego dziś nie znamy, z trudem odbudowujące się po wojennych zniszczeniach. Miasto, które zachowując swoje tradycje i osobliwości, zmieniło się na zawsze. 

Twórców, szczególnie tych pracujących na co dzień w Hollywood, od lat inspiruje japoński postęp i tempo, jakim się tu żyje. Głównie te elementy są paliwem dla reżyserów i aktorów, raz po raz przedstawiający Tokio jako miasto przyszłości, hedonistyczny park rozrywki, albo koszmarny senny krajobraz. Takich wizji dopatrywać się można w kręconych tu „Solaris”, „Kill Bill”, albo „Szybcy i wściekli: Tokio Drift”. 

Zgubić się w tłumie

Wydaje się, że najbardziej znanymi filmowymi postaciami związanymi z Tokio są dziś bohaterowie utkanej przez Sofię Coppolę butikowej, szykownej opowieści o dwóch samotnych sercach, które znajdują ukojenie w swoim towarzystwie. I choć wielu twierdzi, że „Między słowami” nie dotyczy tak naprawdę Tokio ani Japonii i mogło zostać osadzone w dowolnym miejscu, doprawdy trudno uwierzyć, że Bob - podstarzały aktor, który lata świetności ma już za sobą i Charlotte - świeżo upieczona mężatka i absolwentka studiów filozoficznych, mieliby szansę na spotkanie w innym miejscu. Neonowa dżungla wzdłuż Yasukuni Avenue i Kabukicho przytłacza, hałas oszałamia. Rozsławione na cały świat skrzyżowanie Shibuya z pięcioma przejściami wygląda jak mrowisko. Zadziwiająco wypada rasshu awā, godzina szczytu, gdy rzeka ludzi płynie w każdym kierunku, również na przełaj, i nikt się o siebie nie obija. Jednak strach wtapiać się w tą falę przechodniów. Dookoła pełno kolorowych billboardów, mrugających reklam i ludzi, których tylko w tej dzielnicy mieszka, bagatela, 200 tysięcy. Tłumy będące nieodzownym elementem tego miejsca są nie do opisania.
Są wszędzie.

Czy można się dziwić, że bohaterowie filmu czują się tu zagubieni i samotni - oboje przeżywają rozczarowanie małżeństwem i oboje jednocześnie pragną znaleźć swoje miejsce w sztucznym i hałaśliwym świecie. To ich zbliża. Dwoje Amerykanów w Tokio to początek pięknej przyjaźni, historii usnutej z emocji, niedopowiedzeń i subtelnych wrażeń. Ważne jest bowiem to, co kryje się między słowami. A może kryje się w słowach? O tym można przekonać się podczas wizyty w jednym z tutejszych barów karaoke – uwielbiana przez Japończyków forma rozrywki, z perspektywy lokalnej jest jeszcze bardziej kolorowa i szalona. Jeżeli myśleliście, że nic nie jest w stanie was zaskoczyć, przekonacie się w jak wielkim byliście błędzie.  

Atmosferę, jaką czuli bohaterowie „Między słowami” poczuć można nie tylko przemierzając skrzyżowanie Shibuya. Czuć ją przede wszystkim w hotelu Park Hyatt, gdzie powstawała słynna produkcja. To tu Amerykanie spędzali większość wolnego czasu, odczuwając niemały szok kulturowy. To jeden z najdroższych hoteli w Tokio, położony zaledwie 15 minut spacerem od stacji Shinjuku. Fanów tego miejsca jednak nie brakuje. Wykupują specjalne pakiety tematyczne, obejmujące 5 noclegów i zwiedzanie miejsc związanych z filmem - choćby stylowy „New York Bar” oferujący oszałamiający widok na miasto.

Tropem samuraja

Zupełnie inaczej Tokio widział Quentin Tarantino. Reżyser filmu „Kill Bill” zadedykował oryginalny obraz japońskiemu reżyserowi Kinji Fukasaku, autorowi słynnego Battle Royale i oddał w nim hołd m.in. samurajskiemu kinu z Japonii, a także włoskim spaghetti i westernom. 

Chociaż „Kill Bill Vol. 1” kręcono głównie w Pasadenie, Los Angeles i Beijing Film Studio, w całkiem zgrabny sposób uchwycono tu Tokio. Fani dobrej kuchni i filmu oczywiście, znajdą choćby restaurację Gonpachi Nishi-Azabu, znajdującą się około 10 minut spacerem od stacji Roppongi, znaną jako restauracja Kill Bill. Bez trudu rozpoznać tu można wyjątkowe, drewniane wnętrza z pamiętnych scen. Jest tu też gablota z pamiątkami po Kill Bill i zdjęcia z wizyty Quentina Tarantino. Podobno reżyser jadł tutaj kushiyaki (grillowane szaszłyki). Zapewne warto spróbować i przekonać się, jak smakują, a po nabraniu sił poszukać kolejnych miejscówek związanych z filmem, choćby rozciągającego się nad Zatoką Tokijską, otwartego w 1993 roku Tęczowego Mostu, na którego budowę zużyto 45500 ton stali, nabrzeża Odaiba i Yasukuni Anevue w Shinjuku. Wędrówce w każdym momencie towarzyszyć może karaoke, sushi, sashimi i tempura – bardziej tradycyjnie się już nie da.

Być jak James Bond

Był rok 1965, gdy Toyota podczas salonu samochodowego w stolicy Japonii zaszokowała wszystkich prezentując swój najnowszy model 2000GT. Sportowy samochód wyróżniał się nie tylko efektownym designem, ale i nowatorskimi rozwiązaniami technicznymi. Oto stworzono „supersamochód”, na pierwszy rzut oka model idealny dla Agenta 007. Dwa lata po swojej premierze przepiękne coupe „zagrało” w filmie „Żyje się tylko dwa razy” z fantastycznym Seanem Connery w roli głównej. Wrażenie robiły sceny pościgu po ulicach Ginzy, biznesowej i najdroższej dzielnicy Tokio, której nazwa pochodzi od mennicy srebra (ginza) mieszczącej się tutaj w okresie Edo. Ginza jest ładna, zielona, ale nie tak futurystyczna, jak pozostałe rejony miasta. Sir James nie miał z tym jednak kłopotu. 

I już jako ciekawostkę dodam, że zewnętrzne sceny przed Osato Chemicals zostały nakręcone przed „Hotel New Otani” w Tokio. Zresztą James Bond z Seanem Connerym daje możliwość zobaczenia jeszcze kilku ciekawych miejsc Tokio, których po obejrzeniu filmu warto odszukać
samodzielnie.