Gdańska Akademia Sztuk Pięknych otwiera sklep internetowy z pracami swoich studentów i absolwentów. Część środowiska dostrzega w tym ogromną szansę dla młodych twórców, inni – zagrożenie dla rodzimego rynku sztuki, w tym prywatnych galerii i sklepów z dziełami.
Takich projektów nie ma wielu wśród uczelni na świecie. A w przypadku artystycznych szkół wyższych – jeszcze żadnego. Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku nie czekała na konkurencję i jako pierwsza ogłosiła otwarcie sklepu internetowego z pracami zdolnych studentów oraz absolwentów uczelni. Ideą przyświecającą projektowi jest promocja twórczości początkujących adeptów sztuki i projektowania (wyłącznie tych związanych z gdańską Akademią). Oprócz dzieł w sklepie będzie można kupić także oryginalne gadżety promujące uczelnię oraz wybrane publikacje ASP.
Sklep dopiero rusza – na razie ogłoszono open call na prace, z zastrzeżeniem prawa uczelni do decydowania, które dzieła zostaną wystawione na sprzedaż. Wiadomo, że pod względem kategorii artystycznej nie będzie ograniczeń – z oferty skorzystać będą mogli twórcy malarstwa, rzeźby, ceramiki czy projektów powstających na Wydziale Architektury i Wzornictwa. Jedynym pośrednikiem w zakupie będzie uczelnia, a odbioru towaru będzie można dokonać albo wysyłkowo, albo na miejscu, w Wielkiej Zbrojowni.
– Pomysł na otworzenie sklepu pojawił się już dawno, ale temat ten zaczął powracać częściej w ostatnim czasie, również w związku z potrzebą dostosowania się do nowej, pandemicznej rzeczywistości. Decyzję o ruszeniu ze sklepem podjął Prorektor ds. Współpracy i Promocji, dr Adam Świerżewski – wyjaśnia Anna Tanaev, kierowniczka Biura Promocji Uczelni. – W tej chwili koncentrujemy się na działaniach w sieci, ale nie wykluczamy, że w przyszłości sklep będzie funkcjonował stacjonarnie.
Kontrowersyjne czterdzieści procent
Sklep internetowy ASP funkcjonować ma na zasadzie komisu. Zgodnie z literą prawa w ramach umowy komisu przyjmujący zlecenie – tym przypadku gdańska akademia artystyczna – zobowiązuje się do sprzedaży rzeczy ruchomych na rachunek zleceniodawcy – studentów i absolwentów – lecz w imieniu własnym i za ustalonym wynagrodzeniem. Tyle tytułem wstępu.
Po bardziej szczegółowe informacje zajrzeć należy już nie do kodeksu, a wzoru umowy komisu udostępnionego przez ASP w Gdańsku. Zgodnie z jego treścią uczelnia pobierać będzie prowizję w wysokości 40% ceny sprzedaży, potrącając ją od wypłaty dla twórcy. Istnieje też możliwość sprzedaży prac po cenach wyższych niż ustalona, a nawet niższych o 20% – ale tu pod warunkiem niesprzedania pracy w ciągu 6 miesięcy od jej przyjęcia.
Choć władze uczelni zapewniają, że prowizję ustalono tak, by pokrywała ona jedynie koszty prowadzenia sklepu, jej wysokość wywołała wiele dyskusji, zwłaszcza wśród samych zainteresowanych, czyli młodych twórców i absolwentów ASP.
– Sklep jest świetnym pomysłem i według mnie powinien powstać już dawno, ale w kwestii prowizji mam mieszane uczucia. Z jednej strony studenci powinni dostawać duży procent od sprzedaży – to chyba marzenie każdego twórcy, żeby móc zarabiać na swojej sztuce. Z drugiej –uczelnia przecież też musi zarabiać, a 40% to nie jest dużo. Znam wiele sklepów internetowych, które pobierają znacznie większą prowizję – komentuje Marta Jóźwiak, absolwentka Wydziału Grafiki ASP w Gdańsku.
– Marża może wydawać się kontrowersyjna, ale nie jest niespotykana. Życzyłabym sobie, żeby wraz z upływem czasu i popularyzacją sklepu uległa obniżeniu, ale na ten moment głównym celem przedsięwzięcia jest pomoc w zaznaczeniu swojej obecności przez twórców, a więc promocja i popularyzacja ich działań artystycznych i projektowych – dodaje dr Agata Królak, ilustratorka i absolwentka ASP w Gdańsku.
Szansa dla młodych
W nowej, e-commerce’owej działalności gdańskiej ASP osią centralna są – albo przynajmniej powinni być – młodzi twórcy. To z myślą o nich utworzono sklep, chcąc wesprzeć rozwój ścieżek ich karier artystycznych, w stawianiu pierwszych kroków na rynku komercyjnym i budowaniu marki.
– Naszym kapitałem są kreatywni ludzie, to im chcemy pomóc. Doszliśmy do wniosku, że otworzenie sklepu jest naturalnym sposobem rozwoju i promowania twórczości naszych studentów i absolwentów – wyjaśnia Anna Tanaev, kierowniczka Biura Promocji Uczelni.
Sposób realizacji celów postawionych przez uczelnie zdaje się być trafny, zwłaszcza że na lokalnym rynku nie ma dziś zbyt wielu możliwości realnego zaistnienia przez początkujących twórców. Każdy kolejny punkt i każdy sklep zwiększa ich szansę na dotarcie ze swoimi dziełami do zainteresowanych odbiorców.
– Obecnie w Gdańsku istnieje ledwie garstka miejsc, które zajmują się sprzedażą i promocją tego typu towarów, czy to na zasadzie umów komisyjnych, czy kupna-sprzedaży, i które nie są galeriami, czy domami aukcyjnymi – potwierdza dr Agata Królak.
– Sklep ze studenckimi pracami jest świetną okazją dla początkujących twórców, aby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Stawka prowizji za pomoc w sprzedaży może wydawać się dla wielu osób niezrozumiała, jednak trzeba pamiętać o tym, że w wielu przypadkach to właśnie Akademia udostępniała pracownie czy materiały do stworzenia prac, nie mówiąc już o pomocy wykładowców w procesie ich tworzenia – dodaje Patrycja Podkościelny, absolwentka ASP w Gdańsku, a obecnie asystentka w pracowni litografii.
Czym jest uczelnia, a czym nie
Głosy studentów i absolwentów uczelni zdają się potwierdzać, że decyzja o otwarciu sklepu ASP odpowiada na popyt. Jednak w trakcie licznych dyskusji na temat sklepu zrodziło się jeszcze jedno, chyba nawet ważniejsze pytanie: czym tak naprawdę powinna być dziś uczelnia wyższa?
Zmiana działalności stricte edukacyjnej w tę po części biznesową, która – co należy podkreślić – nie jest sprzeczna z ani z ustawą, ani statutem Akademii, obudziła wśród przedstawicieli środowiska artystycznego wiele wątpliwości o naturze ideowej. W końcu to, że coś jest legalne, nie znaczy, że jest dobre.
Wielu z nich, nawet z odległych regionów Polski, przystąpiło do żywego dyskursu na temat tego, czym uczelnia być powinna, a czym już nie; jak powinna się się zmieniać i w którym momencie przekracza niepisane granice etyczne.
– Ja popieram pomysł z otwarciem sklepu internetowego. Przede wszystkim dlatego, że zmienia on hermetyczny charakter uczelni, czyniąc ją bardziej atrakcyjną i przystępną – tłumaczy dr Agata Królak, ilustratorka i absolwentka ASP w Gdańsku.
– Entuzjazm względem uruchomienia komercji w ramach wyższej uczelni artystycznej wywodzącej się ze szlachetnego ducha pomocy młodym jest oczywistym wynikiem braku zrozumienia idiomu działalności artystycznej w ogóle – twierdzi z kolei Andrzej Biernacki, malarz, krytyk sztuki i właściciel Galerii Browarna w Łowiczu. – Tak jak pożądana w dziele sztuki lapidarność powinna być wynikiem pracy, a nie jej założeniem, tak sprzedaż dzieła, powinna być ostatnim (!) ogniwem łańcuszka edukacji i pracy artysty, a nie motywem wyjściowym, nawet jeśli tylko „towarzyszącym” edukacji. Moje zdanie nie wynika z jakichś górnolotnych, wydumanych wyobrażeń o twórczości, nie jest też żadnym fantazmatem romantycznego straceńca, tylko sednem procesu edukacji artystycznej wyrażającej się faktem, że do uczelnianych funkcji dydaktycznych (warunek ustawowy) rekrutuje się osoby z doświadczonych i utalentowanych kręgów o mentalności i dorobku twórczym, a nie kupieckim – dodaje.
Niejasny status sztuki
W sporze o jeden sklep internetowy, który – jak widać po licznych wypowiedziach w sieci – nad wyraz eskalował, chodzi o coś więcej niż o biznesową zazdrość, strach przed konkurencją czy odmienne pojmowanie roli uczelni. Chodzi o rynek sztuki, którego ani esencji, ani dzisiejszych mechanizmów działania czy norm po prostu nie sposób/można zdefiniować w sposób jednoznaczny. A co dopiero oszacować, jak wpłynie na niego komercjalizacja wyższej uczelni artystycznej.
– Rynek sztuki jest specyficzną relacją pomiędzy artystą, dziełem sztuki i odbiorcą; formą charakterystyczną dla cywilizacji zachodnioeuropejskiej w fazie rozwiniętej gospodarki kapitalistycznej. Z powodu naszej historii, zwłaszcza okresu rozbiorów i PRL-u, nie wytworzyły się w Polsce odpowiednie warunki ekonomiczne i polityczne do tego, by mogła powstać w pełni ukształtowana forma "rynku sztuki” – wyjaśnia Elżbieta Kościelak, ceniona kuratorka, krytyczka sztuki i galerzystka.
Ekspertka wyjaśnia, że jeśli kapitalizm miałby nadal trwać w naszym kraju, to handel dziełami sztuki prowadzony przez uczelnię artystyczną o statusie akademii – czy to online, czy w realu – jednoznacznie psułby rynek sztuki w klasycznej formie i uniemożliwiał jego dalszy rozwój, który rozpoczął się po 1989 roku, czyli po upadku PRL-u. Jednak to nie jedyny możliwy scenariusz.
– Jeśli bowiem przyjmiemy, że nadeszła pierwsza faza postkapitalizmu, to być może propozycję gdańskiej uczelni odebrać należy jako awangardową, a nowy model działania uczelni artystycznych przyjmie się także w centrach zachodniej cywilizacji? Może postkapitalizm będzie miał podobną formę kontaktu odbiorcy z dziełem sztuki, a gdańska ASP jako pierwsza zainauguruje ten nowy typ obrotu dziełami sztuki/artefaktami w Polsce – z warsztatu twórcy bezpośrednio do odbiorcy? Może jesteśmy, jako kraj bez klasycznej formy rynku sztuki, miejscem testowania "trzeciej drogi" sprzedaży dzieł sztuki, wersji pomiędzy systemem wolnorynkowym a dystrybucją bezpośrednią? Odpowiedzi nie znam, ale myślę, że zawsze można eksperymentować – podsumowuje Elżbieta Kościelak.