Francja ma Martynikę, Gwadelupę, Reunion, Polinezję Francuską. Wielka Brytania ma Bermudy, Wyspy Dziewicze, Falklandy, Kajmany i wiele innych  miejsc na świecie. Holandia z kolei Arubę i Curacao. To wynik historycznych wypraw, politycznych rozgrywek i europejskich wpływów. Polska teoretycznie też miała szansę na swoją zamorska krainę. Mógł nią być Madagaskar. Choć historia to ciekawa, to jedyny związek Madagaskaru z Polską miał Maurycy Beniowski, polski podróżnik pochodzenia słowacko-węgierskiego. Jego madagaskarska historia jednak nie ma żadnych związków z Polską. Beniowski jako dowódca francuskiego regimentu piechoty miał za zadanie popłynąć na Madagaskar, by ten stał się kolejną zamorską francuską kolonią. Ogłoszony lokalnie nawet królem ostatecznie nie zdobył poparcia rządu francuskiego. Zbudował kilka fortów, przyczynił się do powstania Louisbourga, ale zginął od przypadkowej kuli w potyczce z Francuzami. Był wtedy rok 1786.

Dziś mamy rok 2020 i ogromne szanse na zamorską kolonię. Niestety nie będzie to nasza polska kolonia. Może natomiast być naszą małą, polską strefą turystyczną. Zanzibar, bo o nim mowa to wyspa na Oceanie Indyjskim, która staje się coraz bardziej popularną destynacją dla Polaków. Dzieje się tak za sprawą kilku prężnie działających na miejscu rodaków. Zaczynali od zera. Budowali skromne bungalowy, zapraszali rodaków, mocno promowali wyspę. Za nimi zaczęli przyjeżdżać kolejni Polacy. Dziś można powiedzieć że niewielka wioska Jambiani na Zanzibarze jest polską stolicą wyspy. Aktywność biznesowa naszych rodaków jest coraz bardziej widoczna i przyciąga kolejnych inwestorów. Zanzibar jest wciąż dziewiczą wyspą o charakterystycznej architekturze. Ta wyspa przyciąga ludzi ceniących sobie spokój i brak cywilizacyjnych ulepszeń. Co prawda powstające bungalowy są wyposażone w zdobycze techniki, to jednak ich wygląd zachowuje wyspiarskie wpływy. Lokalni mieszkańcy wciąż mieszkają w spartańskich warunkach, ale są szczęśliwymi ludźmi. Obcowanie z nimi należy do przyjemności. Mieszkając w jednej z wiosek możemy każdego dnia obserwować rytm życia mieszkańców wyspy. Beztroskie i przemiłe dzieci są największą wartością tej społeczności. Zanzibarczycy są przemili, ale też niezwykle zdolni. Szybko opanowują języki oraz uczą się nowych zawodów, będąc przy tym niezwykle uprzejmymi. Tak jak w latach 60-tych Anglicy i Niemcy na Gran Canarii rozpoczęli turystyczną erę, tak Włosi w tym samym czasie robili to na Zanzibarze. Obecne lata to okres pierwszych, niewielkich inwestycji Polaków. Cieszy fakt, że wyspą wciąż nie są zainteresowani poważni deweloperzy. Kiedy siedzisz w gorącym oceanie i spoglądasz na linię brzegową czujesz harmonię. Linia palm kokosowych niemal zlewa się z dachami bungalowów i restauracji. Myślisz sobie, jakie to proste i nie wymyślił tego żaden cesarz designu z Nowego Jorku. Mijają kolejne miesiące i wracasz na wyspę. Wchodzisz w styczniu do tego samego oceanu, odwracasz się, by zanurzony po szyję znów napawać się idyllicznym widokiem linii brzegowej. I nagle coś zaczyna szwankować. Zauważasz, że coś zaburzyło ten spokój. Bo oto nie wiadomo skąd, pomiędzy palmami powstał wysoki na 3 piętra budynek, który pewnie byłby wybitnym dziełem architektury gdzieś na obrzeżach Władysławowa, ale nie tu. Jesteś wściekły, bo Twoje miejsce zaczyna się architektonicznie prostytuować. Myślisz sobie, to tylko jeden obiekt. Wracasz do domu. Normalnie o tym zapominasz, bo za rok jedziesz w inne miejsce. Ale Zanzibar Ciebie kupił i zaczynasz lubić tę wyspę. Interesujesz się tym co się tam dzieje i jakie są warunki by tam żyć. Polacy na miejscu Ci to umożliwiają, bo są niezwykle aktywni. Przyciągają kolejnych Polaków. Wszyscy oni są zauroczeni wyspą postanawiają zmieniać swoje życie. Rzucają dotychczasową, dobrze płatną pracę, stanowiska, sprzedają wszystko czego się dorobili i zaczynaja nowe życie na Zanzibarze. Wszystkim się udaje, są spełnieni. Są spełnieni, bo są mądrzy i doświadczeni życiowo. Zanzibar przyciąga fajnych ludzi. Tam nie ma stritu, szopingu, dyskotek. Tam nie trzeba używać nawet kosmetyków w trybie frontowym. Ciuchy nie są specjalnie towarem pożądanym, dlatego producenci szaf kariery tam raczej nie zrobią. Ale idylla właśnie się kończy, bo oto pierwszy nasz rodak  zaczyna budować swoje sopockie Lucky Hotels. Klaszczą mu inni rodacy. On jest dumny, a inni są smutni. Za nim przyjadą kolejni i wtedy dopiero poleje się beton. Ech, znów człowiek...