Nieustanne toasty, pyszne jedzenie, a przede wszystkim wyjątkowa gościnność. Do tego wspaniałe widoki, inspirujące opowieści i niewiarygodnie niskie ceny. I mnóstwo czasu poświęcanego nie tylko na pogoń za karierą i pieniędzmi, ale na celebrowanie życia i przyjaźni. Tak Gruzja przyjęła trzy dziewczyny z Trójmiasta, które postanowiły uczcić  40. urodziny jednej z nich.

Dla wielu osób „czterdziestka” to przełomowy moment. Przekroczenie tej krawędzi włącza myśli na temat przewartościowania życia na wielu płaszczyznach, podjęcia trudnych życiowych decyzji, rozważań nad tym co się wydarzyło. Zupełnie inaczej do swoich urodzin podeszła Aleksandra Staruszkiewicz, szefowa działu eventów w MS Group, wydawcy Prestiżu.

- Zbliżająca się urodzinowa data była idealnym motywem na kolejną przygodę - mówi Aleksandra. - Szybka analiza lotów i kierunków wskazała na Gruzję, gdzie życzliwość gospodarzy do Polaków jest wyjątkowa. Nie tylko za nasz stosunek do Gruzji w 2008 roku podczas najazdu rosyjskiego w trakcie konfliktu o Osetię Południową, ale również poparcie powstania w 1832 roku!  

Aleksandrze postanowiła towarzyszyć Marta, manager w MS Group i jednocześnie szefowa magazynu Linia oraz Kasia, właścicielka firmy spedycyjnej Fenix oraz podróżniczka. Cała trójka spakowała więc plecaki i bezpośrednim lotem z Gdańska dotarła do kraju wspaniałych krajobrazów, fantastycznego jedzenia oraz niewyobrażalnej gościnności.

KUTAISI

Pierwszym celem podróży było miasto Kutaisi, z którym Gdańsk ma regularne połączenia lotnicze. Sopocianki błyskawicznie przekonały się o słynnej gruzińskiej gościnności.

- Doleciałyśmy przed północą. W Gruzji restauracje otwarte są 24 godziny na dobę. Gruzini od razu nas zagadali, poczęstowali tradycyjnymi pierogami chinkali, polecali tutejsze smakołyki, a w szczególności wino i miejsca, które warto odwiedzić w okolicy. Po miłym, wspólnym biesiadowaniu zostałyśmy bezpiecznie odprowadzone do hotelu. Rano, gospodyni przygotowała dla nas pyszne śniadanie. Okazało się, że grupa przyjaciół z poprzedniego wieczoru czeka już na zewnątrz, aby zabrać nas na zwiedzanie regionu. Obawę, że nie powinnyśmy nigdzie jechać z nieznajomymi bardzo szybko rozwiała właścicielka hotelu informując nas, że to normalne i nie mamy powodu do obaw - wspomina Aleksandra.

Nawiązane relacje pozwoliły podróżniczkom na poznanie niekomercyjnej trasy turystycznej - nie tylko w samym Kutaisi, ale i okolicach. Miejscem wartym odwiedzenia jest Sataplia, park narodowy, który powstał w 1935 roku. 

- Sataplia znaczy dosłownie „miejsce miodu”. Swoją nazwę rezerwat wziął od góry Sataplii, której to nazwa z kolei wywodzi się ze starej gruzińskiej tradycji zbierania miodu dzikich pszczół zamieszkujących tę górę. Odwiedziłyśmy długą na 900 m jaskinię Sataplia, w której znajduje się piękna komnata w kształcie kopuły. Jaskinia jest udekorowana kolorowymi światłami, które oświetlają imponujące stalagmity i stalaktyty. Na terenie rezerwatu znajdują się również skamieniałe odciski śladów dinozaurów i szklana platforma widokowa, z której można zachwycać się zapierającymi dech w piersiach widokami – opowiada Marta.

Zwieńczeniem dnia był tradycyjny, gruziński szaszłyk. Ta część dnia wyjątkowo przypadła do gustu Marcie.

- Mięso, czyli wołowina lub wieprzowina jest tylko solone, a przygotowane kawałki nadziewane na długie szpikulce - szampury. Nie zabrakło oczywiście gruzińskiej wódki czaczy i obowiązkowych długich toastów. Gruziński toast jest sztuką, opowieścią, przemową i anegdotą, która kończy się morałem. Trwa długo, a podczas jego wznoszenia nikt nie może się wtrącać i przerywać tylko cierpliwie czekać do końca. Każdy wzniesiony toast powinien być zwieńczony wypiciem zawartości kieliszka do dna, także dla bezpieczeństwa naszego stanu równowagi naginałyśmy lekko tą zasadę. Nie było to łatwe, ale wyśmienite nastroje, ciągły śmiech i radość nie pozwoliły zwalić nas z nóg - wspomina Marta.

TIBILISI

Kolejnym etapem wyprawy było Tibilisi, stolica Gruzji. To miasto wielokulturowe, położone nad rzeką Kurą, którą przecinają mosty. Szczególną uwagę skupia Most Pokoju. Oryginalny, wykonany ze stali o futurystycznej konstrukcji pięknie wkomponowuje się w krajobraz starego Tibilisi. Dodatkowo klimat miasta tworzy jego położenie między dwoma masywami górskimi. 

Można do niej dojechać marszrutką. To standardowy i tani środek transportu w Gruzji, której rozkład jazdy jest jedną wielką niewiadomą. Rusza kiedy chce, a podróżowanie nią to ogromna dawka adrenaliny. Kierowca to istny mistrz kierownicy, jeździ dynamicznie,  nie do końca przestrzega zasad ruchu drogowego i obowiązkowo pali papierosy podczas jazdy. 

W stolicy podróżniczki zdecydowały się odstąpić od wędrownego standardu wycieczki i wynajęły ekskluzywny apartament w hotelu mieszczącym się na zamku w samym centrum starówki. Koszt: 80 zł za osobę.

W Tibilisi odbyło się główne świętowanie urodzin.

- Rozpoczęłyśmy na starówce. Miejsce idealne dla każdego biesiadnika. Poza multikulturowością architektury, sąsiadujących obok siebie cerkwi, meczetów czy synagog jest mnóstwo restauracji, barów, klubów nocnych oraz kasyn - opisuje Marta, która sprawnie dokonała fachowej analizy stolicy Gruzji. - Na ulicach rozbrzmiewa gruzińska muzyka oraz przyjazny dla uszu gwar miasta. Informacja o tym, że świętujemy urodziny rozprzestrzeniła się w mgnieniu oka. W pewnym momencie miałyśmy wrażenie, że pół miasta obchodzi z nami czterdziestkę Oli - śmieje się.

Podczas pobytu w Tibilisi warto poświęcić czas na chwilę relaksu w siarkowych, gorących łaźniach, które znajdują się w dzielnicy Abanotubani w Starym Tibilisi. 

- Były idealnym lekarstwem oczyszczającym po nocnym szlaku. Łaźnie są bardzo słynne wśród mieszkańców Tibilisi, sama nazwa stolicy pochodzi od słowa tibili  czyli ciepło - wyjaśnia Aleksandra.

KACHETIA

Sighnaghi to małe miasteczko położone we wschodniej Gruzji w winnym regionie Kachetia. Nazwane jest miastem zakochanych i jest jednym z piękniejszych w całej Gruzji. Położone na wzniesieniu, z którego rozciąga się fenomenalny widok na Równinę Alazańską, a w tle na ośnieżone szczyty Kaukazu. Tutaj czas wyraźnie zwalnia. Do zwiedzenia są m.in. pobliskie klasztory oraz obowiązkowo lokalne winnice Kakheti – Tunnel Winery Khareba i Kindzmarauli Corporation Wine House, w których można testować genialne lokalne wina, które doceniane były na wielu międzynarodowych konkursach. 

- To był raj. Spokój, piesze wędrówki, przepiękne widoki, gościnni tubylcy, wspaniałe jedzenie i wino, sprawiło, że emanowałyśmy radością życia - mówi Aleksandra.

Po dwóch dniach podróżniczki wróciły do Tibilisi po drodze odwiedzając Mchceta, uważaną za pierwszą historyczną stolicę kraju, by trafić do Borjomi. To słynne uzdrowisko, a to wszystko za sprawą wyjątkowych w smaku wód mineralnych, które mają niezwykle korzystny wpływ na drogi żółciowe i choroby przewodu pokarmowego oraz jedną magiczną właściwość – doskonale leczą kaca.

W Borjomi dziewczyny znów skorzystały na wielkiej gościnności Gruzinów. 

- Hotel Borjomi City, do którego trafiłyśmy przypadkiem spacerując główną drogą, to czteropiętrowy budynek, w którym jeszcze do niedawna znajdowała się poczta. Właściwie dopiero się otwierał, także z racji tego, że byłyśmy jednymi z pierwszych gości zostałyśmy bardzo wystawnie ugoszczone. Właściciel hotelu zaprosił nas na gruzińską suprę - opowiada Aleksandra.

Supra to tradycyjna gruzińska biesiada, która dla Gruzina jest smakiem życia. Gruzińskie uczty nie są tworzone, by tylko jeść i pić. To coś więcej. Mają na celu jednoczyć ludzi, celebrować spotkania, nawiązywać i utrwalać przyjaźnie. To ceremoniał, który syci ciało i ducha. Podczas supry stół jest obficie zastawiony jedzeniem i piciem, a przebieg spotkania nadzoruje mistrz ceremonii Tamada. Zajmuje on przy stole honorowe miejsce i wygłasza długie toasty w odpowiednim porządku. Pierwszy toast zawsze wznosi się za Boga, a kiedy wznoszony jest toast za kobietę, najpierw za matkę, wszyscy mężczyźni przy stole wstają na znak szacunku. Zazwyczaj odpowiedzią na każdy toast jest słowo „gaumardżos” czyli za nasze zwycięstwo. 

- Podczas pobytu w Borjomi biesiadowałyśmy w pełni po gruzińsku. Jedzenie i picie, liczne toasty, tańce do białego rana oraz liczne rozmowy o historii kraju oczywiście w języku rosyjskim nie miały końca - wspomina Marta. 

NA SYGNALE NA LOTNISKO

Będąc w Borjomi warto pojechać na wycieczkę po największym w Gruzji Parku Narodowym - Kharagauli. Sopocianki kładami przemierzały leśne ścieżki, którymi dojechały do gorących źródeł. Niestety z racji, że na zewnątrz panowała minusowa temperatura nie odważyły się na kąpiel. Kolejnym etapem był zjazd kolejką linową i spacer po terenach dawnej rezydencji Dynastii Romanowów.

- Gruzińscy przyjaciele udowadniali swoją życzliwość na każdym kroku dlatego trudno było nam opuszczać to miejsce. Ogarnął nas smutek, że czas naszej gruzińskiej przygody się kończy, że ta spontaniczna radość i wszechobecnie panująca gościnność zaraz znikną - wspomina Aleksandra. - Podczas drogi powrotnej marszrutką dostałyśmy jednak telefon od Gruzinów poznanych pierwszego dnia w Kutaisi. Zaproponowali, że osobiście zawiozą nas na lotnisko. I tak się stało. Najpierw jednak była kolacja. Nasze ostatnie trzy godziny przed wyjazdem z kraju to obficie zastawiony stół, wino, czacza, muzyka i tańce. Wydawać by się mogło, że ciężko nam będzie dotrzeć na lotnisko i zdążyć na lot powrotny, ale się udało. Okazało się, że jeden z naszych przyjaciół był dyplomatą więc na sygnalne przejechaliśmy przez miasto. Auta zjeżdżały nam z drogi, a to wszystko tylko po to by nas uroczyście pożegnać. Doleciałyśmy do Polski z masą wspaniałych wspomnień - cieszy się jubilatka. - Dla naszej trójki po tej podróży, jedno jest pewne: Gruzja to niesamowita przygoda, to kraj wolności i radości życia, to sztuka świętowania. Bardzo dużo podróżuję, ale w żadnym kraju nie zostałam tak ugoszczona – podsumowuje Kasia.