Pozwoliłam sobie być
nieperfekcyjną
Pozwoliłam sobie być
nieperfekcyjną
Pokonała bulimię i mówi o tym publicznie. Po dziesięcioletniej chorobie i dwuletnim zdrowieniu założyła gabinet terapeutyczny, w którym pomaga osobom takim jak kiedyś ona. Ostatnio zorganizowała charytatywny pokaz mody. Dochód ze sprzedaży biletów przeznaczono na pomoc pacjentom młodzieżowego oddziału szpitala psychiatrycznego w Gdańsku. Aleksandra Dejewska, dietetyczka i terapeutka zaburzeń odżywiania.
Od czego się zaczęło?
Zaczęło się od tego, że chorowałam. Poczułam się świetnie, kiedy schudłam po tym, jak zamontowano mi aparat ortodontyczny i nie mogłam normalnie jeść. Wpadałam w chorobę stopniowo. Zaczęło się od herbatek przeczyszczających. W czasie wychodzenia z bulimii zainteresowałam się dietetyką, żeby wyregulować sobie jadłospis. Regularne odżywianie może zmniejszyć ilość napadów o 70-80%, a to naprawdę bardzo dużo! Ale po wyeliminowaniu napadów bulimicznych zostają tzw. napady emocjonalne. Zrozumiałam, że mimo doświadczenia i wiedzy dietetycznej brakuje mi narzędzi do podtrzymania motywacji u pacjenta. I tu weszła psychologia.
Sama wyciągnęłaś się z bulimii?
I tak, i nie. O bulimii moja rodzina dowiedziała się ode mnie, choć przeczuwali, że coś jest na rzeczy. Ale mówili „ że to twoja fanaberia”. Nie niepokoiło ich to, że z lodówki znikają kilogramy jedzenia, a moja waga jest taka sama. Byłam u trzech terapeutów. Z osobą, z którą pracujesz, musisz mieć chemię. Jedna z moich terapeutek odeszła na urlop macierzyński. Wtedy poszłam na GUMed, żeby kupić książki medyczne. W ten sposób zaczęłam studiować psychikę ludzką i tak zainteresowałam się studiami psychologicznymi.
Dlaczego zorganizowałaś akcję, która miała wesprzeć młodzieżowy oddział szpitala psychiatrycznego na gdańskim Srebrzysku?
W gabinecie dużo słyszę o tym od pacjentów, którzy trafiają do mnie prosto stamtąd. Bo szpital „zalecza” chorobę – czyli podnosi wagę – ale jej nie wylecza. Trafiają tam osoby z zagrożeniem życia. Potem leczenie musi być kontynuowane.
Poza tym prowadzę dla MOPS-u szkolenia. Zostałam zaproszona do szpitala, spytałam się, czy mogę pomóc. „Psychiatryki” nie są zbyt medialne, a choroby psychiczne są wciąż wstydliwe. Dostałam przyzwolenie, żeby popytać pracowników szpitala o zapotrzebowanie. Tak powstała lista potrzebnych przedmiotów. Chodzi o to, żeby w szpitalu czuć się dobrze, żeby były zajęcia – po to, żeby nie zatapiać się w myślach. W pokazie chodzi też o skierowanie uwagi na istnienie problemu oraz promowanie ciała pozytywnego, różnorodności. Być może więcej osób zacznie przyznawać się do tego, że przechodzi czy przechodziła przez problemy psychiczne.
Jaki jest wasz cel?
Ustawiłam target sto tysięcy złotych. Ile się uzbiera, zobaczymy. Jeśli będzie tego więcej, to rozłożymy to na inne oddziały.
Ilu z tych pacjentów dotkniętych jest zaburzeniami odżywiania?
Nie wiem i takich informacji nie posiadam. To są dane chronione.
To dlaczego chcesz pomóc szpitalowi psychiatrycznemu?
Bo wiem, że trafi tam osoba z zaburzeniami odżywiania lub depresją. Regularnie trafiają tam takie osoby. Z nimi się bardziej utożsamiam, ale oczywiście nie będę dzielić pacjentów. Gdy pomogę szpitalowi to pomogę tak defacto większej ilości chorym niż mogę to zrobić w gabinecie.
Z drugiej strony pokaz to coś stricte związanego z moją pracą, czyli body positive, po polsku ciałopozytywność. Na wybiegu przejdą się różnorodne modelki. Różnorodność pomaga w zaakceptowaniu siebie. Pokazywanie kobiet o różnych kształtach i rozmiarach metodą kuli śnieżnej sprawia, że takie osoby są coraz bardziej widoczne w social mediach, i tak dalej. Jeżeli jest pełno zdjęć osób przerobionych graficznie, to ciężko spojrzeć na siebie łaskawym okiem, szczególnie jeśli mamy już niską samoocenę.
Czy to kulturę, panujący w mediach obraz kobiecego ciała mamy winić za zaburzenia odżywiania?
To duże uproszczenie. Żeby zaistniały zaburzenia odżywiania, trzeba mieć pewne predyspozycje. Osoby podatne są zazwyczaj bardziej wrażliwe. Czasem to też zaburzenie pewnych potrzeb – na przykład autonomii. I tak brak poczucia sprawczości niektóre osoby regulują sobie, głodząc się. Kontrolowane spadki wagi dają im poczucie odzyskania kontroli w jednym obszarze. W końcu każdy z nas lepiej o sobie myśli jak jest skuteczny prawda?Problem jest wtedy, kiedy dieta jest nierealna do utrzymania na dłuższą metę lub gdy waga jest jedynym obszarem w którym odczuwamy kontrolę. Nasze ciało nie ciała jak komputer. Nie zawsze możemy mu wszystko narzucić.
Co jeszcze wpływa na tworzenie się mechanizmów chorobowych?
Środowisko, w którym się wychowujemy, relacje – czy mamy bliskość, czy rodzice akceptują siebie i swoje ciało. Ciężko akceptować własne ciało, jeśli w otoczeniu mamy rodzica nieakceptującego samego siebie. Samoakceptacja to rzecz, której młoda osoba musi się nauczyć.
A wpływ rówieśników?
Też.
Dlaczego choroby takie jak bulimia i anoreksja pojawiają się często w wieku nastoletnim?
W wieku nastu lat przechodzimy przez okres egocentryczny, mamy wrażenie, że wszyscy się na nas patrzą. Jeśli do tego dochodzi niska samoocena, to konstrukcja się wali. Jest to też sposób na radzenie sobie z emocjami. Jak głodzę się czy mam napad, to nie myślę o niczym innym. Choroba pełni więc funkcję redukowania emocji. Kultura patriarchalna, w której żyjemy, w niczym nie pomaga. Jeżeli mamy potrzebę ciągłego udowadniania sobie i wszystkim, że nie jesteśmy gorsze, a nie mamy wpływu na to, jak jesteśmy traktowane, to możemy łatwo przerzucić tę kontrolę na własne ciało.
Kiedy dieta staje się niebezpieczna?
Jeżeli spożywamy dużo poniżej naszego dziennego zapotrzebowania kalorycznego. Dużo to więcej niż pięćset. Przykładowo jeżeli dziennie potrzebujemy dwóch tysięcy kalorii, to zjeżdżanie poniżej tysiąca pięciuset jest martwiące. Dla organizmu obniżenie kalorii jest stresem. Dieta redukcyjna na dłuższą metę nie jest bezpieczna. Niedożywienie jest m.in. odpowiedzialne za rozwój osteoporozy w młodym wieku.
Dlaczego tak dużo dziewczyn ciągle się odchudza, a często katuje, byle nie przytyć?
Czym innym są zaburzenia odżywiania, czym innym dysmorfofobia, czyli zaburzone postrzeganie swojego ciała, a jeszcze czym innym – zaniżona samoocena.
Czy nie od tego niezdrowego postrzegania nas samych się zaczyna?
Może, ale nie u wszystkich kiełkuje to w chorobę. Może się to zdarzyć, jeżeli trafi na bardziej podatny grunt, osobę, która w danym momencie życia nie może mieć poczucia autonomii – kiedy jest przemoc, narzucanie albo kontrolowanie, czasem zagłaskiwanie tej osoby. Każdy z nas ma swoje poczucie wewnętrznej wolności i tę autonomię odczuwa inaczej. To, o czym mówisz, wynika właśnie z tego, że od kobiet oczekiwane jest co innego. Wypływa to z samej ewolucji. Naszym celem jest przekazanie genów, samce wybierają samice na podstawie oceny jej zdrowia, czyli wyglądu – nie chodzi o wychudzoną sylwetkę. Samica jest bardziej wybredna, uważa jaki materiał genetyczny dobrać. Wybieranie partnera i partnerki pod względem dobrego zestawu genów leży więc w naszej naturze patrząc na życie z perspektywy psychologii ewolucji. Tyle że w dzisiejszych czasach za dużą rolę przykładamy do sukcesu, a sukces, szczególnie u kobiet, jest definiowany poprzez szczupłą sylwetkę.
Instagram to coś, co pogłębia ten proces? Czy może nie różni się wiele od tego, jak wpływa na nas telewizja?
Myślę, że telewizję zastąpił Instagram, a to, jak budujemy sobie w głowie obraz idealnego ciała, do którego dążymy, składa się zawsze z kilku obrazków. Wybieramy sobie z każdego obrazka jakiś element, a potem je na siebie nakładamy, tworząc obraz preferowanego przez nas ciała. Ten obraz może być realny bądź totalnie odrealniony. Tu wchodzi element porównywania się do innych. Rzadko jesteśmy w stanie docenić to, co dobrego mamy w sobie, bo nie jesteśmy tego uczeni – często jesteśmy porównywani od małego. Na rozwój choroby wpływa też to, czy jesteśmy w stanie zaakceptować swoje wady i zalety. Czy mamy równowagę, jak dobrze znamy siebie. Bo to my wybieramy, kogo czy co obserwujemy.
Co oznacza ciałopozytywność i czemu ma służyć?
To pokazanie, że są inne opcje. Sukces czy bycie szczęśliwym nie musi być definiowane rozmiarem. Mi samej w wyjściu z choroby pomogło odkrycie kobiet takich jak Monica Belluci, Sophia Loren czy Marilyn Monroe, która, pomijając jej stan zdrowia, była piękną kobietą. Pomyślałam: wow, nic mi się nie stanie, jeżeli przytyję! Przyzwolenie do bycia nieperfekcyjną jest naprawdę uwalniające.