Jak już pisałem w poprzednim felietonie, w kręgach akademickich – i nie tylko – wielkie zaniepokojenie budzą zapowiedzi kształcenia nowych elit w naszym kraju, co wynika z potrzeby chwili: stare elity nie są wystarczająco patriotyczne i propaństwowe. Wydaje się, że problemem zasadniczym w żmudnym procesie szkolenia nowych elit jest komunikacja społeczna, wyraźnie szwankująca. Dyrektywy z centrali z pewnością napływają, ale, niestety, nic nie jest proste, gdyż słowo komunikacja jest wieloznaczne: nie tylko oznacza zdolność porozumiewania się, ale także przemieszczanie się w przestrzeni publicznej. Opowiadał mi znajomy – niegdyś pracownik komitetu wojewódzkiego PZPR – że otrzymali kiedyś z centrali dyrektywę, że należy szczególną uwagę zwrócić na postawy woluntarystyczne, ale nikt nie wiedział, co to właściwie znaczy, czy to dobrze czy źle, owe postawy woluntarystyczne. I tak zapewne było z dzisiejszą dyrektywą partyjną w sprawie komunikacji społecznej, którą w kręgach PKP odczytano jako zachętę do zmian w komunikacji kolejowej, czyli rozkładzie jazdy. Należało coś zmienić, bo obowiązujący rozkład widocznie „na górze” się nie podobał. Ale nie było wiadomo co. Myśleli, myśleli, aż wymyślili.
Jestem przeto pełen podziwu dla inwencji twórczej autorów pomysłu, żeby pociągi PKP omijały szerokim łukiem Kostrzyń nad Odrą, gdzie co roku odbywa się festiwal rockowy, organizowany przez Jerzego Owsiaka. Zapowiedziano, że w dniach, kiedy odbędzie się ta głośna, acz demoralizująca młodzież impreza, pociągi staną na straży moralności i dobrych obyczajów. Ściślej nie staną, gdyż po prostu młodzieży nie dowiozą, albowiem nie zatrzymają się na stosownej stacji. I już. Zamysł ten podoba mi się dlatego, że odkrywa niezgłębione pokłady obywatelskiej wrażliwości osób odpowiedzialnych nie tylko za transport publiczny, ale za wychowanie młodzieży, wyraźnie zagubionej i to pomimo trzech dekad nauki religii w szkołach. Wydaje się, że mógł to być przejaw nowej myśli nowych elit, podkreślających swoją odrębność. Po drugie, pojawia się to jako wzór dla innych do naśladowania. Na przykład, w Gdańsku ktoś organizuje obchody niezgodne z wytycznymi z centrum sprawowania władzy. W związku z tym koleje państwowe postanawiają, że wichrzycieli nie dowiozą, gdyż w dniach, kiedy impreza ma się odbywać, w Gdańsku pociągi nie będą stawać. Pojadą przez Wielki Kack do Gdyni przedwojenną linią, specjalnie zbudowaną w latach 30-tych po to, by omijać wrogi podówczas Gdańsk. A miasto nadal sprawia kłopoty, więc przestawienie zwrotnicy byłoby jak najbardziej zasadne. Co więcej, wydaje się, że w centrum sprawowania władzy przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie, powstać by mogła dyżurka ruchu PKP do celów specjalnych, gdzie na bieżąco dokonywano by korekt rozkładu jazdy, co stanowiłoby zapewne precedens w skali światowej, a więc raz jeszcze udowodniłoby, że polska perspektywa jest unikatowa i godna do naśladowania. Oczyma wyobraźni widzę centralę, gdzie kolejarze uwijają się jak w ulu, zbierając odgórne wytyczne i informacje z terenu, co rusz wprowadzając nowe zmiany w obowiązującym rozkładzie jazdy, i widzę podróżnych, pełnych napięcia oczekujących komunikatów dotyczących zmian i korekt. Jedziemy do Wrocławia, czy Szczecina, a tu okazuje się, że tam pociąg nie staje. W napięciu czekamy, dokąd dojedziemy, i czy aby gabinet Premiera nie zmieni tej decyzji.
Dlaczego akurat Premiera? Ano dlatego, że niestety, zapał kiełkujących nowych elit zepsuł Pan Premier, który wyskoczył jak Filip z konopii i zapowiedział, że pociągi rozgoryczoną młodzież na festiwal jednak dowiozą; a zrobił to chyba pod wpływem informacji, że rozmaite niepatriotyczne samorządy zapowiedziały, że zrobią zrzutkę wagonów w celu ratowania festiwalu. Albo zdano sobie sprawę, że nawet rozbrykana, zdemoralizowana młodzież to spora liczba głosów w nadchodzących wyborach? W każdym razie ów śmiały i nowatorski pomysł już się narodził i być może będzie wdrożony, kiedy zajdzie potrzeba. Jeżeli jednak owa dyżurka w centrali powstanie, to wydaje się, że w gabinecie Pana Premiera powinien zostać utworzony etat dla kolejnego podsekretarza stanu, czyli naczelnego dyżurnego ruchu, który decydowałby, które ze zmian są zasadne, a które nie. Byłby to minister nie tyle bez teki, co bez rozkładu.