Trójmiejsca, to stały cykl magazynu Prestiż. Przepytujemy znanych i lubianych mieszkańców siostrzanych miast, gdzie spędzają leniwe niedziele. W którym lokalu piją poranną kawę i gdzie najczęściej można ich spotkać. Razem z naszymi rozmówcami odbywamy inspirującą podróż śladami ich ulubionych miejsc, tych z przeszłości i teraźniejszości. Tym razem rozmawiamy z Krzysztofem Skibą, satyrykiem, prześmiewcą politycznych i społecznych absurdów, a jednocześnie frontmenem zespołu Big Cyc. Zdradzi nam, gdzie spędzał lata swojej młodości oraz zaprowadzi do swoich ulubionych, niekiedy nieoczywistych, miejsc.

 

Jestem urodzonym gdańszczaninem, mieszkam w centrum, tu też skończyłem szkołę podstawową i tu zdałem maturę w słynnym zresztą liceum nr 1. Gdańsk znam jak własną kieszeń, chociaż najbliższe jest mi tzw. Główne Miasto - ul. Szeroka, ul. Długa, ul. Św. Ducha - tu spędziłem większość swoich młodzieńczych lat.

W czasach licealnych, czyli w latach PRL-u, naszą ulubioną kawiarenką była Vinifera, malutka, klimatyczna kawiarnia. Często chodziliśmy tam na lampkę wina, bo właśnie tu podawali te lepsze, niedostępne powszechnie gatunki jak np. bułgarską Byczą Krew czy Sophię, a nawet Cabernet Sauvignon.To było takie miejsce randkowania, flirtu towarzyskiego. Jednak wtedy głównie spotykaliśmy się w domach, do innych lokali się wtedy nie chodziło, bo rządzili tam ubecy.

Po maturze uciekłem spod opiekuńczych skrzydeł mamy i na studia pojechałem do awangardowej Łodzi, jednak zaraz po ich ukończeniu wróciłem do siebie, czyli ukochanego Gdańska. Mieszkam tu do dziś. Cenię jednak nie tylko Gdańsk, trudno też nie ulec czarowi Sopotu, chociażby z tego względu, że mam tam bardzo dużo znajomych. Służbowo najczęściej bywam w Gdyni, bo tam spotykam się z moim managerem.

W Sopocie jednym z moich ulubionych miejsc jest zdecydowanie legendarny Spatif, tygiel kulturalny, miejsce naznaczone takimi nazwiskami jak Agnieszka Osiecka, czy Zbigniew Cybulski. Jeżeli mam w planach jakiekolwiek wydarzenia kulturalne to wybieram właśnie Spatifa, to tu odbyła się m.in. premiera mojej książki. Tu też często występują moi koledzy, tu grają moi zaprzyjaźnieni DJ, więc jak tylko mam okazję, to bez zastanowienia tu zaglądam.

Drugie miejsce w Sopocie to Sfinks 700. Znam go od samego początku. W latach 90. było to miejsce, w którym gromadzili się różni niepokorni artyści, tu obok awangardowych wystaw, urządzano także bizantyjskie a jednocześnie kpiarskie bale. Pamiętam, że pierwszy haloween w powojennej Polsce odbył się właśnie w sopockim Sfinksie, byłem tam. Sfinks wtedy jako jaskinia dekadenckiej rozpusty był w awangardzie tego typu imprez. Tam również kręciłem teledysk „Światem rządzą kobiety”, swego czasu głośny klip lat 90. Teraz jeżeli tylko mam czas i wypatrzę ciekawy event, to chętnie tam wpadam.

Sopot przeznaczam na część rozrywkową, natomiast kulinarnie wybieram Gdańsk. Na kawę najczęściej chodzę do… Browaru Piwna. Nazwa może być trochę myląca, ale robią tam naprawdę przepyszną kawę. Poza tym to miejsce ze świetnym rzemieślniczym piwem wzorowanym na słynnym, gdańskim, przedwojennym piwie jopejskim. Co więcej przychodzę tu też na wyśmienitą rybę, szczególnie polecam solę i pstrąga! Miejsce bardzo smaczne i uniwersalne.

Lokalem, który absolutnie polecam miłośnikom sushi jest Mito Sushi na ul. Szerokiej. Moim zdaniem serwują tam najlepsze sushi w Trójmieście. Lokal może do najtańszych nie należy, ale naprawdę wart jest swojej ceny. Tutaj często chodzę na spotkania biznesowe, ale czasami zdarzają się też rodzinne wypady. Nieopodal znajduje się też ciekawa hiszpańska restauracja Patio Espanol, gdzie serwują wyśmienite tapasy - plastry szynki serrano, chorizo, czy hiszpańskie sery manchego.

W Trójmieście lubię też aktywnie spędzać czas. Szczególnie polecam wynajem kajaków na Motławie. Starówka oglądana z kanałów jest czymś niesamowitym. Warto zwrócić też uwagę na Miasto Aniołów, lokal usytuowany przy samej Motławie, w którym oprócz pysznego jedzenia, wynajmują też obiekty pływające. Tu, po konkretnej aktywności można zjeść najlepsze żeberka w Trójmieście!

Koncerty to zdecydowanie klub 90, czyli dawna hala stoczniowa, absolutny top, jeżeli chodzi o dźwięk i nagłośnienie. Czasami odwiedzam też klub Parlament, czy Kwadratową. No i oczywiście Teatr Szekspirowski, nie tylko jako miejsce ciekawych koncertów i spektakli, ale również budynek, który sam w sobie jest niesamowity. Tu kręciłem też swój teledysk. Warto śledzić repertuar, bo pojawiają się tu bardzo ciekawe i ambitne sztuki, na które warto polować.

Z kolei, jeżeli chodzi o wypoczynek to udaje się na Kaszuby - pola truskawkowe, kraina jezior, spływy kajakowe - właśnie tam mam swój domek i tam najczęściej odcinam się od rzeczywistości. Polecam też miejsce położone nieco dalej, miejscowość Węsiory, gdzie znajdują się tajemnicze kamienne kręgi z czasów Gockich, taki Stonehenge na Kaszubach. Naprawdę czuć magię tego miejsca. 

Najbardziej nieoczywistym miejscem w Trójmieście, które odkryłem jest kościół św. Jana, który łączy funkcję sakralną z salą koncertową i wystawową. Ten kościół jest mało kościelny, msze odbywają się tylko raz w tygodniu w niedzielę, ks. Niedałtowski wygłasza tutaj niepolityczne kazania, przepełnione miłością i znajomością Biblii. Co prawda, najczęściej chodzi na nie moja mama, ale sam kilka słyszałem, więc polecam. Jednak przede wszystkim to miejsce nieoczywiste pod względem koncertowym. Ten kościół znajduje się pod dyrekcją Nadbałtyckiego Centrum Kultury i właśnie ta instytucja dba o jego „repertuar”. Ostatnio byłem tu na koncercie amerykańskiego bandu, który grał skifflową muzykę i słynne kawałki Woody Guthriego - koncert w gotyckim kościele z XIV wieku to naprawdę „perełka”. Miejsce wydawałoby się dla anarchisty nieoczywiste, ale z czystym sercem polecam Centrum Sztuki św. Jana.