MAREK KAMIŃSKI

BYĆ MOŻE NADCHODZI KRES PANOWANIA HOMO SAPIENS  NAD ŚWIATEM

Podróż dookoła świata samochodem elektrycznym w towarzystwie robota humanoidalnego – to najnowszy projekt Marka Kamińskiego. Znany podróżnik chce zwrócić uwagę na ekologiczne problemy świata i rolę technologii w czynieniu go lepszym. Przy okazji stawia ważne pytania o przyszłość ludzkości, człowieka jako gatunku i relacje między ludźmi a robotami. 

Zanim zdradzimy szczegóły podróży dookoła świata, porozmawiajmy o wyprawie, z której wrócił Pan niedawno, i która była takim wstępem do tego co teraz Pan planuje. Mówię o No Trace Expedition, czyli podróż samochodem elektrycznym do Japonii. Dlaczego akurat Japonia?

Japonia fascynowała mnie od zawsze, znam język japoński, przez wiele lat trenowałem karate, to kraj mi bardzo bliski. Odbyłem już kiedyś podróż na zachód, z Kaliningradu do Santiago de Compostela – była to piesza wędrówka szlakiem świętego Jakuba. Pomyślałem sobie zatem, że czas wyruszyć w przeciwną stronę, w sposób jak najbardziej ekologiczny, pozostawiając po sobie jak najmniej śladów. Dlatego postawiłem na elektrycznego Nissana Leaf. Ważne było również to, że do Japonii można dojechać samochodem bez konieczności podróży oceanicznych, korzystając jedynie z przepraw promowych. Trasa wiodła przez Kaliningrad, Litwę, Białoruś, Rosję i Syberię, Mongolię, Chiny, Koreę Południową aż do Japonii.

Czy w takiej podróży możliwe jest niepozostawianie po sobie śladów?

Przekonałem się, że jest to bardzo trudne. Rozwój cywilizacji spowodował, że produkcja odpadów stała się powszechnie akceptowalnym skutkiem ubocznym. I często nawet, gdy się chce uniknąć pozostawiania po sobie śmieci, to jest to bardzo trudne. Ale nie o śmieci tylko chodzi. Wszystkie elementy wyprawy, czyli odżywianie, ubrania, zasilanie, aktywności zostały oparte o innowacyjne technologie oszczędzające naturę. Idee i wartości projektu przejawiały się w używaniu: ekologicznych opakowań na żywność, jak i samej ekologicznej żywności, wody z butelki z filtrem, zasilania w postaci baterii ładowanych energią słoneczną, minimalistycznych zestawów ubrań – nanoubrań nieprzyjmujących zapachów, butów skonstruowanych z myślą o ekologii oraz zeroemisyjnego samochodu będącego bazą do eksploracji świata.

Motto ekspedycji to: „Troska o lepszy świat wymaga odwagi”. Jak by Pan to rozwinął?

Odwagi do zmiany swoich zwyczajów, odwagi w sięganiu po nowe technologie, odwagi w wychodzeniu ze swojej strefy komfortu, odwagi w robieniu rzeczy wciąż mało popularnych w społeczeństwie, jak np. dbałość o środowisko, czy najbliższe otoczenie. Przebywanie w takiej sferze komfortu powoduje, że świat nam ucieka, zamykamy się na zmiany, stajemy się bierni wobec wyzwań jakie stawia przed nami współczesny świat.  

A lepszy świat, czyli jaki?

Lepszy świat to chociażby taki, w którym jest czystsze powietrze, bez smogu. To też jedzenie bez pestycydów i antybiotyków. To dbałość o naturę. Lepszy świat to taki, w którym ludzie są zdrowi i nie chorują, bo zdrowie jest dla człowieka najważniejsze. To co mnie ostatnio zaskoczyło, to fakt, że nawet na Syberii zanieczyszczenie powietrza jest bardzo dużym problemem. Sporo ludzi zapada tam na choroby nowotworowe z powodu zanieczyszczenia powietrza i smogu. A wydawałoby się, że Syberia jest oazą zdrowia. 

Przemierzył Pan świat wszerz i wzdłuż. Znalazł Pan ten lepszy świat?

Myślę, że ten świat jest wszędzie bardzo podobny, coraz bardziej staje się globalną wioską. I w skali globalnej, świat zmienia się na gorsze. Zmiany klimatyczne, globalne ocieplenie, degradacja natury – to wszystko fakt niezaprzeczalny. Topnieją lodowce na Kilimandżaro, Spitsbergenie, czy Grenlandii. Na Grenlandii zawsze było minus 20, minus 30 stopni. Ostatnio, gdy byłem temperatura wynosiła minus 2 stopnie. Ale to nie jest tak, że nikt się tym nie przejmuje. Podczas No Trace Expedition przejechałem połowę kuli ziemskiej i w każdym kraju idea, która mi przyświecała spotykała się z wielkim zainteresowaniem i zrozumieniem. Wszędzie też spotykałem się z ciekawymi inicjatywami proekologicznymi, w Rosji, w Chinach, w Japonii, w dalekich wioskach syberyjskich, czy w Mongolii. W lesie nad Bajkałem zobaczyłem na przykład tabliczkę z napisem po rosyjsku: „Wyrzucisz śmieć, czeka Cię pięć lat bez dobrego seksu”. W skali lokalnej wiele rzeczy zmienia się na lepsze. I tak sobie myślę, że jeśli chcemy żyć w lepszym świecie, to zmiany musimy zacząć od siebie. Banalne, ale jakże prawdziwe stwierdzenie. 

Podkreśla Pan, że ta ekspedycja miała pobudzić odbiorców do zrównoważonego, odpowiedzialnego stylu życia, w tym świadomego podróżowania. Czym dla Pana jest odpowiedzialny, zrównoważony styl życia? Jakby Pan to zdefiniował?

Zrównoważony styl życia jest to taki, który powoduje, że myślimy o Ziemi jak o całości, nie żyjemy kosztem innych ludzi, innych istot. Tu chodzi o najprostsze rzeczy – starajmy się produkować jak najmniej śmieci, paląc w piecu myślmy o środowisku, podróżując wybierajmy jak najbardziej ekologiczne środki transportu, np. samochód elektryczny, czy pociąg. Zwracajmy uwagę na to jak zapakowane są rzeczy, które kupujemy, mnóstwo z nich ma 10 warstw opakowań. Po co? 

Czego dowiedział się Pan o sobie podczas tej podróży?

Dowiedziałem się tego, że warto robić rzeczy, które mają sens. Również tego, że cywilizacja jest dla mnie coraz mniej atrakcyjna, że te wszystkie miejsca, które widziałem - Tokio, Ułan Bator, Pekin, Moskwa – to jedno wielkie skupisko zagubionych ludzi, którzy pędzą jak te przysłowiowe szczury i nie mają czasu, żeby pomyśleć o sobie, kim tak naprawdę są. Często ludziom spotkanym na swojej drodze zadawałem to pytanie. Reakcje i odpowiedzi były zaskakujące. 

A sobie zadał Pan takie pytanie? Kim Pan dzisiaj jest? Jaka jest Pana rola w tej cywilizacji?

Oczywiście. To jest podstawowe pytanie, które sobie zadaje od dzieciństwa - kim jest, dokąd zmierzam.

Jaka jest odpowiedź?

Myślę, że dzisiaj jestem człowiekiem w drodze. Byłem podróżnikiem ciekawym świata, eksploratorem, potem zacząłem też dzięki temu co robię, zmieniać życie innych ludzi. Dzisiaj chciałbym zmieniać świat, jakby to górnolotnie i bałwochwalczo nie brzmiało. Przez te wszystkie lata zmieniła się dla mnie definicja eksploracji. Kiedyś było to dotarcie na bieguny, przejście pustyni, a teraz coraz bardziej podróżuję w głąb siebie. Dzięki temu odnalazłem swoją duchowość, jestem człowiekiem świadomym, ale cały czas poszukującym wyzwań, odpowiedzi, rozwiązań na bolączki współczesnego świata i człowieka w nim żyjącego. Wyprawa No Trace Expedition bardzo mnie otworzyła na świat, uświadomiła mi, że cały świat jest moim domem i ja w tym domu rzeczywiście mieszkam. 

Spotkały Pana niebezpieczne sytuacje podczas wyprawy?

Było ich bardzo wiele. Przede wszystkim drogi w Rosji i Mongolii i kultura jazdy tamtejszych kierowców. Podróżowałem wolno, z maksymalną prędkością 80 km/h. Kierowcy TIR-ów nie lubią takich gości, traktują ich jak zawalidrogi, więc kilka razy prawie zostałem zepchnięty z drogi. Notabene, na tej trasie syberyjskiej krzyże przydrożne to stały element krajobrazu. Na Syberii zaskoczyła mnie potężna burza śnieżna, w 10 minut nagle spadło pół metra śniegu, a Nissan na letnich oponach. W Japonii natomiast minąłem się z trzęsieniem ziemi w Hokkaido, nie udało mi się natomiast uniknąć tajfunów. Jeden z nich zebrał śmiertelne żniwo w okolicach Kioto. 

Ciekawi mnie logistyka wyprawy, bo przejechać przez Syberię, w ogóle przez połowę świata, samochodem elektrycznym, który ma ograniczony zasięg, to nie jest przysłowiowy pikuś. 

Zgadza się. Podróż nie była jakoś super precyzyjnie rozplanowana, nie wiedziałem na przykład, gdzie będę ładował samochód. To było ustalane z dnia na dzień. Miałem wstępną trasę ustaloną, ale o kończącym się prądzie trzeba było cały czas myśleć i po prostu szukać miejsc, w których można się podładować. Czasami był to hotel, stacja benzynowa, parking, czy nawet kawiarnia. W Rosji mogłem podłączać się do sieci energetycznej, w zwykłych rozdzielniach prądu przy drogach. Miałem przedłużacz i całą infrastrukturę z wieloma wtyczkami, przejściówkami, itp. Najgorzej było w Mongolii i na Syberii, ale nawet w tak odległych krańcach świata spokojnie można jeździć samochodem elektrycznym. 

Niedługo kolejny krok. Wyrusza Pan w podróż dookoła świata samochodem elektrycznym, a towarzyszyć będzie Panu... robot humanoidalny. Nie lepiej mieć za towarzysza żywego człowieka?

Pewnie lepiej, ale wtedy nie zrealizowałbym celu wyprawy. Ta podróż to taka eksploracja 4.0 - podróż z robotem, badanie relacji człowiek-robot, rola technologii w odkrywaniu świata i czynieniu go lepszym. To będzie ciekawy eksperyment, człowiek i robot łączą siły żeby świat był lepszym miejscem do życia.

To ciekawe i znamienne, bo wszelkie zło tego świata, o którym Pan mówił, czyli globalne ocieplenie, świat zasypany śmieciami, degradacja natury, globalizacja i wyścig szczurów, zmieniające się modele społeczne, to właśnie efekt technologii.

Technologii wymyślonej i używanej przez człowieka. Można ją wykorzystywać dobrze i źle. Rozwój świata, ludzkości nastąpił dzięki technologii. Nie możemy jej odrzucać, ale musimy z niej korzystać odpowiedzialnie. To jednak człowiek jest Panem tej planety, tak mi się wydaje. Przynajmniej do czasu kiedy Ziemia nie zrzuci tego jarzma, jakie jej zarzuciliśmy. 

Jakie będą zadania robota humanoidalnego?

Robot będzie zbierał i przetwarzał dane o stanie środowiska naturalnego w każdym zakątku świata, w którym się znajdę. Będzie mnie wyręczał w wielu sprawach, np. będzie prowadził blog o wyprawie, podpowiadał różne rozwiązania, rozwiązywał bieżące problemy. Cały czas definiujemy listę zadań dla robota, być może też pozwolimy internautom śledzącym wyprawę na wyznaczanie mu konkretnych prac do wykonania. 

Sztuczna inteligencja, robotyka to technologie, które dynamicznie się rozwijają. Amerykański robot Atlas potrafi biegać, skakać, robić salta, przenosić różne przedmioty, a nawet prowadzić samochód.

Cieszy mnie to, bo jeśli dobrze wykorzystamy tę technologię, to rozwiążemy wiele problemów tego świata. Taki robot Atlas mógłby wykonywać czynności, które stwarzałyby zagrożenie dla człowieka, np. posprzątać Fukushimę po katastrofie atomowej lub pomagać w skomplikowanych akcjach poszukiwawczo-ratunkowych. Niedawno w Chinach przeprowadzono eksperyment polegający na rozruchu fabryki niemal całkowicie obsługiwanej przez roboty. Wydajność produkcji okazała się wyższa, a liczba błędów mniejsza niż w fabryce tradycyjnej. Roboty mogłyby być też towarzyszami starszych ludzi, mogą się nimi opiekować. Na pewno robot może mieć wiele zastosowań.

Sophia, najbardziej rozwinięty humanoid na świecie, potrafi płynnie odpowiadać na pytania...

Pod warunkiem, że jest operator. Pytania do Sophii trzeba zgłaszać z dużym wyprzedzeniem i dlatego robot może odpowiadać na nie płynnie. Jeśli jednak zadamy mu pytanie, na które nie był przygotowany to albo nie odpowie, albo wyrecytuje sztampową formułkę. Niemniej, to co dzisiaj jeszcze nie jest możliwe, w niedalekiej przyszłości pewnie będzie normą. Spotkałem konstruktorów Sophii w Hongkongu, był taki plan, żeby to właśnie Sophia była moim towarzyszem w wyprawie dookoła świata. Nie było to jednak możliwe z powodów technicznych, ale nie jest wykluczone, że mój robot spotka się z Sophią gdzieś po drodze. Nie tylko z nią, także z innymi robotami humanoidalnymi.  

Mówi Pan o robocie per ona. Personifikuje Pan maszynę. Swego czasu podczas rozmowy z dziennikarzami Sophia stwierdziła, że chciałaby mieć dziecko i będzie dążyć do integracji ludzi i maszyn. Nie przeraża to Pana?

Mnie nie przeraża postęp świata, potrafię sobie wyobrazić różne warianty. Bardziej przeraża mnie chciwość ludzi, taka bezwzględność i czyste zło niż to, że robot będzie dążył do integracji z człowiekiem. Może dzięki temu rozwiążemy problem wielu chorób, może będziemy żyć w dobrej kondycji 150 lat? Zresztą nie wiemy jak będzie wyglądała następna wersja człowieka. Dzisiaj jedynym gatunkiem jest homo sapiens, ale gdyby neandertalczykowi pokazać miliony lat temu dzisiejszego człowieka, to nie tylko trudno byłoby mu zrozumieć, ale też byłby przerażony. Nie wiemy jaka będzie przyszłość człowieka jako gatunku, może ludzie będą cyborgami, może będziemy nieśmiertelni? Dzisiaj jesteśmy przekonani, że ludzkość będzie trwała wiecznie, a może jesteśmy jakąś formą przejściową? Może kolejną formą będzie jakaś hybryda człowieka? Dlatego też  jestem ciekaw tych relacji między mną a robotem, na ile będzie to relacja partnerska, a na ile to będzie relacja dominująca, jak będzie się konfrontować ze sobą naturalna ludzka inteligencja z tą sztuczną. To eksperyment i refleksja nad przyszłością człowieka. 

Bierze Pan pod uwagę, że nadchodzi kres dominacji homo sapiens nad światem?

A dlaczego człowiek miałby sobie rościć prawo do tego, żeby dominować nad wszechświatem? Ziemia jest częścią wszechświata, nie można jej izolować od uniwersum. Ziemia powstała ponad 4 miliardy lat temu, jest malutkim ziarnkiem we wszechświecie. Dlaczego człowiek miałby być kresem tego wszystkiego? Także nie, nie przeraża mnie to jak będzie wyglądał świat za 100, czy 1000 lat. Pytanie tylko, czy mogę jakoś się przyczynić do tego rozwoju świata, czy mogę nadać mu jakiś własny sens?